Czy kiedykolwiek widziałeś miasto z lotu ptaka? Albo próbowałeś stanąć na dachu wieżowca o zachodzie słońca? Czy kiedyś zrobiłeś coś karalnego lub co gorsza zakochałeś się?
Seattle, miasto z pozoru słoneczne i beztroskie, leżące na terenie północnej Ameryki, w stanie Waszyngton. Zamieszkiwane przez około sześćset osiemdziesiąt cztery tysiące osób, wśród tylu znalazła się nasza główna bohaterka, Constance, ale nazywajcie ją Connie, raczej do tego zdrobnienia przywykła. Dziewczyna choć niczego winna, nigdy nie została obdarowana przez życie wygodami i już jako małe dziecko straciła oboje rodziców w wyniku wypadku samolotowego. Dziewczyna już od ponad dziesięciu lat mieszka wraz ze swoją babcią i pomaga jej w codziennych obowiązkach.
Tego też dnia Connie wstała dość wcześnie aby przygotować się do kolejnej rozmowy o pracę. Dziewczyna be skutku od miesiąca biegała po całym mieście roznosząc swoje CV, ale jedynymi propozycjami jakie udało jej się dostać były zbyt ciężkie i słabo płatne oferty.
Lecz dwa dni temu otrzymała informację zwrotną z jednogo ze sklepów ogrodniczych. Oferta wysłana przez szefa wyglądała na dość kuszącą ale spotkanie miało na wszelki wypadek rozwiać wszelkie watpliwośi obu stronom.
Connie starannie związała włosy w kok i poprawiła lekko, wyprasowaną wcześniej białą koszulę. Przeglądając się w lustrze była wręcz pewna, że wygląda naprawdę wiarygodnie. Zjadła szybkie śniadanie w którego skład wchodziła owsianka z owocami i kromka żytniego chleba.
Connie jeszcze przed wyjściem ukradkiem zajrzała do pokoju staruszki, aby zobaczyć czy ta wciąż śpi. Ku jej zdziwieniu Pani Prudence stała na równych nogach podlewając marniejące na parapecie kwiaty. Weszła do środka i stanęła na środku pokoju.
- Dzień dobry babciu. - Powiedziała z uśmiechem. Staruszka niemal, że natychmiast odwróciła się w stronę wnuczki i skinęła przyjaźnie głową na znak przywitania. - Idę na rozmowę o pracę, zobaczymy się później. - Powiedziała Connie i wyszła z pokoju.
...
- Dzień dobry. - Powiedział mężczyzna o dość potężnej budowie, gdy do ciemnego pomieszczenia weszła brunetka. Stał on odwrócony do niej tyłem patrząc na jakąś tablicę pokryta w pełni kartkami.
- Dzień dobry. Rozmawiałam z panem kilka dni temu na temat pracy u państwa. - mężczyzna natychmiast odwrócił się w stronę Connie i zmierzył ją wzrokiem.
- Ty? Takie hocherko zamierzasz nosić codziennie worki z nawozem. one są cięższe niż ty sama. - Brunetka spojrzała na mężczyznę zdezorientowana. Z tego co pamiętała w ofercie wyraźnie było powiedziane o pracy na kasie za dość wysokie wynagrodzenie.
- Ale ja miałam pracować na kasie. - Odezwała się z wyrzutem i spojrzała na niego. Mężczyzna zaśmiał się gorliwie.
- Zdajesz sobie sprawę ile osób chciało by pracować na tym stanowisku, jednak z wielką przykrością muszę ci powiedzieć, że zostały mi tylko te worki. - Powiedział i znów odwrócił się w stronę tablicy odpalając wcześniej wziete ze stołu cygaro.
- W takim razie dziękuję i już sobie pójdę. - Powiedziała lekko speszona. Czuła wstyd spowodowany łatwowiernością. Naprawdę liczyła, że otrzyma pracę na dobrym poziomie, ale wszytko zatrzymało się na marzeniach. Wyszła z pomieszczenia i zatrzasnęła za sobą drzwi. Ruszyła wąskim korytarzem spoglądając tylko na czubki swoich butów. Szła szybko nie panując nad tym co dzieje się wokół niej.
Nagle poczuła, że uderzyła w kogoś. Natychmiast spojrzała w górę i zauważyła wytytułowanego mężczyznę o lekkim zaroście. Z pozoru od razu wydał jej się dość przystojny. Odsunęła się od razu i otworzyła usta aby coś powiedzieć, ale patrząc na mężczyznę nie potrafiła dobrać żadnego dobrego słowa. W głowie sprzeczne informacje walczyły ze sobą, a ona sama tylko wpatrywał się w niego, podobnie jak i on.
- Przepraszam. - Odpowiedział nagel i złapał Connie za ramię. Dziewczyna spojrzała na rękę którą dotykał jej ciała co spowodowało, że cofnął dłoń.
- To ja przepraszam, powinnam patrzeć co się dzieje przed mną. - Powiedziała i poczuła natychmiast jak jej policzki czerwienieją z zażenowania. Nawet nie potrafiła sobie poradzić z chodzeniem, a co dopiero z znalezieniem pracy. - Jestem Connstance, ale mów mi Connie. - Powiedziała przyjacielsko i podała chłopakowi rękę, aby choć trochę wyjść z twarzą z tej całej sytuacji. Czarno-włosy uścisnął dłoń dziewczyny, a kąciki jego ust drgnęły ku górze.
- Jestem Zayn. - Powiedział i spojrzał jej prosto w oczy. Constance zaczerwieniła się jeszcze bardziej, gdy ten kontrolował każdy choć by najmniejszy jej ruch.
- Pracujesz tu? - Zapytała nieśmiało. Mężczyzna tylko się zaśmiał i podparł się rękami o biodra.
- Właściwie to idę na rozmowę kwalifikacyjną, a ty? - Zapytał zaintrygowany, co spowodowało, że Constance miała ochotę natychmiast opowiedzieć mu całą zaistniałą sytuację i w jakie zakłopotanie wprowadził ją stary i gruby szef firmy ogrodniczej. Jednak gdy stwierdziła, że może być zbyt na tarczywa, a mężczyzna z którym gada jest naprawdę kulturalny, odrzuciła wręcz natychmiast ten pomysł i postanowiła odpowiedzieć w miarę krótko.
- Tak właściwie właśnie skończyłam rozmowę o pracę. Ale nie wydaje mi się abym chciała ją podjąć. - Zayn spojrzał zdziwiony na drobną dziewczynę, nie mogąc zrozumieć co ma dokładnie na myśli. - Miała bym nosić worki z nawozem, ale to napewno nie jest praca dla mnie. - Powiedziała po chwili zrezygnowana.
- Mogła byś zajrzeć do jakiś kawiarni, tam wiecznie brakuje kelnerów. - Connie nagle wydawał się być zaskoczona. Wcześniej dawała namiary na siebie jakimś mało płatnym fabryką lub dużym firmą przyjmujących ludzi na czarno, ale nigdy wcześniej nie wpadła na pomysł aby spróbować pracy w jednej z pobliskich kawiarni, choć by tej na przeciw bloku w którym mieszkała.
CZYTASZ
Zamach Na Serce
FanfictionConstance Parker 22-letnia dziewczyna, mieszkająca w Seattle razem z babcią. Gdy u staruszki zostaje wykryta choroba lekarze uświadamiają Connie o kosztach związanych z leczeniem. Młoda dziewczyna podejmuje pracę jako kelnerka w przytulnej kawiarni...