ᴅᴏ ʏᴏᴜ ʜᴀᴛᴇ ғᴇᴇʟɪɴɢ ʟᴏɴᴇʟʏ?

489 58 8
                                    

Ciężkie kroki rozbrzmiewały pośród ścian starego domu, gdy obolały i niesamowicie zmęczony, postanowił w końcu skierować się do sypialni. Przemierzał korytarz, co jakiś czas zerkając na bladozieloną, miejscami pożółkłą tapetę, która od chwili kupna mieszkania, wręcz wołała o wymianę.
Chwiejnym krokiem wszedł do pomieszczenia, z niesmakiem zauważając odbicie w lustrze, tuż na przeciwko wejścia. Musiał przyznać przed samym sobą, iż nie przypominał dawnego siebie. Zmatowiałe, nieco za długie włosy okalające wychudzone, blade policzki, lepiły się do szarej skóry, przypominając o odwlekanych kąpielach.
Lustrzany bliźniak błagał przekrwionym spojrzeniem o chwilę wytchnienia, ale to ciemne sińce pod oczami potwierdzały, iż nie zazna błogiego spokoju w postaci snu.

Westchnął, czując jak ciało powoli opuszczają wszelkie siły, ostatecznie siadając na miejscu, tuż obok uchylonego okna.

Nerwowy stukot palców wygrywał na parapecie nierówną melodię, której towarzyszył odgłos kropel rozbijających się o każdy skrawek powierzchni na zewnątrz.
Skulony na plastikowym krześle, po raz kolejny poczuł w ustach znajomy smak tytoniu, który to wypełnił jego płuca trującym dymem.
Wrócił do nałogu, byle tylko uspokoić, siejące spustoszenie w jego głowie, myśli.
Wypranym z emocji spojrzeniem, oglądał obraz uśpionego miasta, które to uspokoiło się przez nocną ulewę, zupełnie tak, jakby pogoda nuciła najpiękniejszą kołysankę, a skupisko budynków, które przecinały liczne ulice, całkowicie się jej poddało.
W mieszkaniu panowała niczym niezmącona cisza, jednak w jego uszach nadal wybrzmiewały krzyki niewinnych ofiar, sprawiając wrażenie jakby w pokoju tłoczyli się konający ludzie.
Chciał uciec od swoich wizji, jeszcze raz zaciągając się papierosowym dymem, który mimo intensywnego zapachu nie mógł zniwelować odoru śmierci, zapamiętanych przez jego nozdrza.
Chronił się przed samym sobą, izolując w poczuciu zawieszenia między przeszłością, a teraźniejszością.
Przeniósł wzrok na trzymany między palcami obiekt, który z każdym kolejnym podmuchem zimnego wiatru żarzył się coraz bardziej, zamieniając kolejne fragmenty tytoniu w popiół.
Wyczuwał ironię, gdyż on był obdarzony niemal identycznym, destrukcyjnym żarem, który to pozostawiał po sobie wyłącznie szary pył.
Jego wargi uformowały się w krzywy uśmiech, zupełnie tak, jakby cała sytuacja w jakiej się znajdował była żartem.
Pochylił głowę, opierając jej ciężar na kolanie podciągniętym do tułowia, by ponownie spojrzeć na oblicze Todorokiego.
Stał w progu pomieszczenia, obserwując go tym samym, martwym spojrzeniem z jakim żegnał go pamiętnego dnia, gdy na dobre powinien być uznany za zaginionego.
Westchnął ciężko, próbując zrozumieć wcielenie jego wyrzutów sumienia.

—Kacchan, ty też go widzisz? —spytał, czując na swoim ramieniu dłoń blondyna.

Nie musiał patrzeć na Bakugou, by dostać od niego ciche potwierdzenie, mimo to odrywając zielone tęczówki od postaci dawno nieżyjącego kochanka.
Twarz Katsukiego również pozostawała bez wyrazu, zupełnie tak, jakby zastygł w dogodnym dla niego czasie, który narzucił mu Midoriya.
Obaj przypatrywali mu się wyzuci z emocji, doszczętnie puści i martwi.
Chłopak sięgnął po silną, męską dłoń, gestem chcąc zbliżyć się do czuwającej nad nim duszy, finalnie dotykając własnego barku.

—Przestań. —odparł gniewnie, gdy Shouto śledził spojrzeniem najmniejszy ruch z jego strony, komentując jego kruchą postać słabym uśmiechem.

Wyrazem twarzy przypomniał mu wydarzenia, które miały miejsce jakiś czas temu.
Po miesiącu poszukiwań, Todoroki zjawił się pod drzwiami jego mieszkania w towarzystwie dwóch funkcjonariuszy, którzy to emanowali entuzjazmem.
Z uniesionymi kącikami, ponownie przeszedł przez próg mieszkania, po czym usiadł na kanapie, wsłuchując się w słowa policjantów, którzy to opowiadali szczegóły dotyczące jego odnalezienia.
Izuku wtedy, jak i wcześniej, gdy powrócił Katsuki, nie skupiał się na sensie wypowiadanych przez funkcjonariuszy słów.
Całą jego uwagę pochłonął mężczyzna, który był i powinien, w dalszym ciągu być, uznawany za zaginionego.
Grzecznie dziękując za wypełnienie swoich obowiązków, pożegnał się ze stróżami prawa, po czym został z Todorokim sam na sam.
Tego samego dnia postanowił wybrać się na przechadzkę po lesie nieopodal ich miasta, byle tylko sprawdzić swoje przypuszczenia.
Stare, wysokie drzewa w dalszym ciągu utrzymywały milczenie na temat jego sekretu, jakim były dwa groby, tuż przy samych konarach.
Upewniwszy się, wrócił do miejsca zamieszkania, od tamtego czasu nie mogąc spokojnie zasnąć. Czuł na sobie dwie pary oczu, które uważnie śledziły jego najmniejszy ruch.
Wiedział, że zarówno Katsuki, jak i Shouto, chce znać odpowiedź na motywy jego zbrodni, jednak on nigdy wprost nie mógł powiedzieć im dlaczego ograbił ich z nadrzędnej wartości, jaką jest życie.
Zamieniając ciała w proch, skupił na sobie całą ich uwagę.
Niegdyś zarezerwowany wyłącznie dla niego, śmiech Shouto roznosił się echem pośród zimnych ścian, budząc Izuku z letargu.
Z kolei Katsuki, zbliżał się do niego, brudząc bladą skórę własnymi dłońmi. Zostawiał na nim gorące rany, z których ulatniał się odór palonej skóry, wypełniając pomieszczenia smrodem śmierci.
Obaj mężczyźni trwali przy jego boku, co jakiś czas pochylając się ku jego twarzy, w taki sposób, by czuł chłód ich ciał, a także słyszał szepty nakłaniające go na zmianę decyzji, by kontynuować dalszą egzystencję.
Sinymi wargami wypowiadali ledwie słyszalne prośby, by do nich dołączył, przeradzając to w wołania o sprawiedliwość.
Monologi trwały od zachodu, aż do wschodu słońca, ucichając z chwilą, w której nieistniejące już persony, czuwały nad żyjącym oprawcą.

Izuku przypatrywał się zjawom, których twarze, w tamtym momencie, wykrzywiała agonia, tworząc na jego oczach nadnaturalne potwory, jakimi się stali.
Z posiniaczonych ciał wystawały białe kości, a w miejscu złamań nadal tkwiła zaschnięta krew, brudzących ich poszarpane ubrania.
Ranni i poplamieni błotem, w jakim byli pochowani, stali nad chłopakiem, z intensywnością wpatrując się szeroko otwartymi oczami o mglistej barwie, tak odmiennej od prawdziwych kolorów oczu.
Wypływające, smoliste łzy, o lepkiej konsystencji plamiły podłogę, wygrywając tym samym melodię, zupełnie tak, jakby w mieszkaniu nagle zebrało się na deszcz.

Żar napotkał pomarańczowy filtr, upominając Izuku, by ten dogasił, trzymanego w ręce papierosa, który to już doszczętnie się wypalił.
Ciemnowłosy chłopak sięgnął po paczkę, po czym zasłonił, wydobywający się z zapalniczki, płomień, by ponownie skosztować smaku tytoniu.

Był skazany na ich obecność, co noc dotrzymując im towarzystwa.

🎉 Zakończyłeś czytanie AR3 Y0U H4PPY T0 B3 AL1V3? | B A K U D E K U | | T O D O D E K U | 🎉
AR3 Y0U H4PPY T0 B3 AL1V3?   | B A K U D E K U |  | T O D O D E K U | Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz