Przez Te Wszystkie Lata

66 2 0
                                    


Po przeżyciu Apokalipsy-która-się-nie-odbyła Crowley i Aziraphael siedzieli na ławce przy przystanku autobusowym w Tadfield, popijając wino z jednej butelki i rozmawiając o tym co się wydarzyło.

-Powinienem wrócić do księgarni-rzekł Aziraphael, pijąc łyk wina i podając butelkę swojemu rudowłosemu przyjacielowi, który przyjął ją i również pijąc porządny łyk.

-Przecież się spaliła. Zapomniałeś Aniołku?-powiedział delikatnym głosem Crowley, spoglądając na jasnowłosego spoza swoich okularów przeciwsłonecznych.-Mógłbyś zostać u mnie. Jeśli chcesz.-dodał po chwili, podając trunek aniołowi.

-Moim by się to nie spodobało.-wyszeptał jasnowłosy, przyjmując trunek.

-Nie ma już ani twoich ani moich, aniołku.-powiedział demon, przyglądając się aniołowi.-Jesteśmy tylko my dwaj.

Aziraphael spojrzał na upadłego anioła i uśmiechnął się jednym z tych uśmiechów które sprawiały że Crowley'owi miękło serce.

-Masz rację mój drogi. Przez moment zapomniałem.-powiedział niebieskooki, uśmiechając się z zakłopotaniem.-Chętnie zostanę u ciebie na noc.

Crowley uśmiechnął się kącikiem ust, spoglądając na swojego anioła którego znał już od sześciu tysięcy lat, lecz wciąż potrafił go zaskakiwać. Miłość Aziraphaela do stworzeń, ludzi oraz ich bezpieczeństwa zauroczyła demona już od początku kiedy ta niebiańska istota oddała swój płonący miecz Adamowi aby miał możliwość obrony ciężarnej Ewy przed dzikimi zwierzętami, oraz to że anioł jednocześnie potrafił być uroczy, jak również i sprytny. To dzięki temu udało im się powstrzymać Apokalipsę i mogli cieszyć się spokojem na ziemi, a nie wojną pomiędzy niebiem a piekłem.

-Oh jedzie nasz transport.-dochodzi do niego głos Azirahaela.-Lecz to autobus do Oksfordu.

-Tak.-rzekł Crowley.-Lecz nie będzie wiedział czemu, zatrzyma się w Londynie.-oznajmił wężowooki, podnosząc się z ławki z cichym jęknięciem i rozciągając się. Chwilę później Aziraphael też wstał i ustał koło swojego przyjaciela, biorąc go pod ramię i uśmiechając się. Demon na dotyk dłoni swojego anioła zamarł na chwilę, po czym spojrzał w niebiańskie oczy Aziraphaela.

-Aniołku?-zapytał Crowley, walcząc z ciepłem które zaczęło wypełniać jego ciało.

-Przecież widzę że ledwo trzymasz się na nogach mój drogi.-odpowiedział Aziraphael na niewypowiedziane pytanie upadłego, gładząc delikatnie ramię wyższego.-Chodź mój drogi, żeby nam autobus nie uciekł.-rzekł jasnowłosy, wprowadzając swojego przyjaciela do autokaru. Będąc już w środku transportu lokomocyjnego, zajęli miejsca obok siebie a autobus ruszył w ciemną noc. Crowley nawet nie wiedział kiedy zasnął z głową na ramieniu byłego strażnika wschodniej bramy Edenu, natomiast Aziraphael wziął w swoje dłonie smukłą rękę węża Edenu, gładząc jej wierzch swoim kciukiem i nucąc jakąś spokojną melodię w języku aniołów. Spoglądając na krajobraz skryty w ciemności nocy oraz wsłuchany w równomierny oddech swojego demona, Aziraphaela ogarnął lęk. Co jeśli niebo i piekło będą chcieli się na nich zemścić za to że powstrzymali Armagedon? Za to że stali u boku młodego Antychrysta, popierając go żeby ten cholerny koniec świata się nie odbył? Na kogokolwiek, przecież ludzkość zasługuje na to aby spokojnie żyć. Anioł nawet nie wiedział kiedy po jego policzkach popłynęły łzy przerażenia, a jego dłoń mocniej zacisnęła się wokół tej należącej do Crowley'a szukając wsparcia i pocieszenia.

-W porządku aniołku nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić.-dobiegł do niego głos Crowely'a, a smukła dłoń starła delikatnie wodne ślady płynące po jasnych policzkach Aziraphaela.

Ineffable Husbands One ShotWhere stories live. Discover now