Łabędzi śpiew

189 10 11
                                    

  Łyżwiarz przyciągał sobą wzrok.

  Nie jak każdy z tych, którzy występowali przed nim - tamci zwracali uwagę ponieważ wykonywali solowy układ na środku pustego lodowiska.

  On zwracał uwagę pomimo tego.

  Chłopiec miał w sobie coś z wróżki, i to w zasadzie pasowałoby do motywu "Snu nocy letniej". Pomykał po lodzie w energicznych podskokach, jakby nie mógł znieść ekscytacji samym faktem jazdy - zwinnie przemykał z jednego końca tafli na drugi tak, że trudno było go złapać w konkretnym miejscu, a już zwłaszcza po środku lodowiska. Sprawiał wrażenie, jakby specjalnie unikał centrum, trzymając się jedynie okolic bandy. Może efekt ten powstał przypadkowo, a może celowo, aby spotęgować wrażenie beztroski wróża, który w dziecinnym uporze postanowił nie dotknąć środka tafli przez cały występ.

  Wtórowała mu grzmiąca, skoczna muzyka - ruchy choreografii zgrywały się z jej tonami jak w idealnie naoliwionym zegarze - tik, tak, tik, tak, tik, tak... Promienna, jasna twarzyczka łyżwiarza posyłała w przestrzeń delikatne uśmiechy, ilekroć zdołał wykonać trudniejszy element, po czym roześmiania pokazywała publice wyszczerzone ząbki. Było coś wciągającego w oglądaniu tego drobnego, ludzkiego promyczka, szurającego kościanymi płozami o lód i forsującego swoje stópki podczas kolejnych sekwencji.

  Beka pomyślała, że oglądany przez nią mały, uśmiechnięty chochlik, ubrany w zielono-różowy strój i machający swoją krótką, kostiumową spódniczką jest...naprawdę śliczny.

***

 -Cholera, miałaś to przygotować wcześniej... - burknęła do siebie dziewczyna, nie wiedząc, który to już raz szukała zamówienia na ostatnią chwilę. Chaotycznie przerzucała wieszaki, szukając kompletu z przyczepionym odpowiednim nazwiskiem. Syknęła, zaczynając przeczesywać od początku. Przecież to musiał gdzieś tutaj być, bo niby gdzie indziej...?!

-Jejku! Tu naprawdę jest niesamowicie!

   Pełen zachwytu krzyk dobiegł od strony drzwi wejściowych. Beka, trochę  zirytowana, a trochę rozkojarzona, wychyliła głowę zza wieszaka i zmarszczyła brwi. Chłopak najwyraźniej jej nie zauważył - wzrok miał wlepiony w kolorowe tkaniny porozwieszane po całym pomieszczeniu; tłuste sukienki zawalające ściany, tiulowe halki sięgające krawędziami podłogi, czy zawieszone pod sufitem brokatowe szale nieodmiennie przytłaczały każdego, kto przychodził do zakładu po raz pierwszy. Naszpikowana sala sprawiała wrażenie dwa razy mniejszej, a intensywność barw, kontrastujących z białymi tynkami oraz gołymi deskami,  potęgowała uczucie odrealnienia. Nie raz i nie dwa Beka słyszała, iż wchodząc tu miało się wrażenie przejścia do innego świata.

-Tak? - zapytała niepewnie, patrząc jak podekscytowany chłopiec najpierw wysoko zadziera głowę, powoli lustrując wzrokiem całą przestrzeń, a następnie zaczyna podchodzić kolejno do  krawieckich tworów. Przez chwilę rozważała rzucenie jakiegoś "Nie dotykać, towar na sprzedaż", ale po namyśle odpuściła  - i tak nie wyglądało na to, aby chłopak poświęcał jej jakąkolwiek uwagę. Zdanie zmieniła dopiero kiedy ten, zamiast przejechać palcami kolejny materiał, zaczął ładować się na blat by sięgnąć ku jednemu z wyższych wieszaków.

-Szukasz czegoś? - zapytała, ze sceptycyzmem obserwując, jak ten, brudząc butami jej biały stół, staje na palce po czym uważnie ogląda jedną z koronek od eleganckiej sukni ślubnej. Może nie usłyszał, a może po prostu ją zignorował; w każdym razie sprawiał wrażenie bez reszty pochłoniętego oglądaniem materiałowych, kwiatowych wzorów, które gładził z prawie nabożną czcią.

-Ej, młody! Złaź na dół i mów, czy czegoś szukasz, czy tylko przyszedłeś się napatrzeć! - rozkazała wreszcie. Z takimi typkami to średnio wiadomo - albo zwyczajnie przyszli poświecić oczami na ładne rzeczy, jak wiele osób odwiedzających dzielnicę artystów, albo bajerowali, żeby coś ugrać - ukraść, naciągnąć, podlizać się... Mało to takich? Jessica ostatnio wspominała o ostatnich ubytkach w jej materiałach, może właśnie on...?

Łabędzi śpiew ||Otayuri||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz