34. Hospital

5.8K 404 34
                                    

Cassandra’s POV

Wjeżdżaliśmy właśnie na główną drogę w kierunku szpitala, gdzie znajdowała się Lily. Wciąż nie mogę uwierzyć, że zgodziłam się to zrobić.

W drodze czułam, że robię dobrze, ponieważ była tam przez dziesięć lat, ale z drugiej strony czułam się jak okropna osoba, ponieważ zabijam niewinne dziecko. Nigdy bym się na to nie zgodziła gdyby nie pytała mnie o to osobiście.

- Okej, proszę powiedz mi, co się do cholery dzieje? – zapytał Zayn patrząc nerwowo z miejsca kierowcy.

- Jeśli mam być szczera, nie wiem – westchnęłam wiercąc się na swoim siedzeniu by przyjąć wygodną pozycję.

- Dobrze, więc dlaczego właściwie jedziemy do szpitala by zobaczyć pół żywą dziewczynę? – zapytał przyglądając mi się.

Zastanowiłam się nad tym przez sekundę czy naprawdę powinnam mu powiedzieć czy nie.

- Jedziemy ją uwolnić – powiedziałam wiedząc, że zrozumie.

Po tym zapanowała cisza. Jedynie mój miarowy oddech mógł być słyszany.

Jechaliśmy przez prawdopodobnie dwadzieścia minut w ciszy zanim podjechaliśmy pod szpital. Zayn zaparkował samochód tak blisko wejścia jak tylko mógł zanim wyszliśmy  i skierowaliśmy się do drzwi.

Budynek był biały z brązowymi liniami przydzierającymi się na krawędziach ścian. Zauważyłam, że parking zaskakująco nie był w pełni zajęty, jedynie kilka samochodów porozrzucanych na tym terenie, gdy przechodziliśmy przez obrotowe drzwi.

Pierwszą rzeczą jaką widzisz po wejściu to wielkie drzewo z ptakami namalowane nad ogromnymi liśćmi, które zasłaniało ścianę. Wtedy mnie to uderzyło, to dziecięcy szpital.

Po tym jak skończyliśmy podziwiać piękną pracę, razem z Zaynem skierowaliśmy się do recepcji gdzie siedziała pani z krótkimi, brązowymi lokami, zapisując coś na komputerze.

- Dzień dobry – przywitałam kobietę, która wyglądała na jakieś pięćdziesiąt lat.

- Dzień dobry, kochanie. Jak ci mogę pomóc? – powiedziała mocnym, brytyjskim akcentem.

Prawie zapomniałam, że byłam właśnie w Londynie, a nie w Thaxton, Mississippi.

- Um, tak. Szukam pokoju Lily Styles – powiedziałam patrząc w jej wielkie, brązowe oczy, który były zasłonięte parą kocich okularów.

- Lily Styles? – powtórzyła moje słowa.

- Tak, Lily Styles. Czy coś nie tak? – zastanowiłam się podnosząc brew.

- Oh, nie. Tylko nikt nie odwiedzał jej od prawie dziewięciu lat… Domyślaliśmy się, że jej brat musiał umrzeć bo przychodził ją zobaczyć prawie każdego dnia – powiedziała popychając swoje okulary na koniec nosa.

- Oh… Zatem kto płaci jej rachunki? – zapytałam szukając odpowiedzi.

- Jej brat wpłacił wystarczająco pieniędzy by utrzymywać ją przy życiu przez dziesięć lat. Myśleliśmy, że to szaleństwo marnować tyle pieniędzy, kiedy lekarz powiedział wyraźnie, że nie ma dla niej nadziei. Jeśli nie wybudzi się po miesiącu, wtedy nigdy tego nie zrobi – odpowiedziała.

- Ale czy dziesięć lat już się nie kończy? – zapytałam już znając odpowiedź.

- W ciągu kilku miesięcy, tak – wiedziałam dokładnie co się stanie gdy czas się skończy, nie dadzą jej odejść.

- W każdym razie, nie słyszałaś tego ode mnie, w porządku? – ostrzegła kobieta, której imię z plakietki mówiło Martha.

- Oczywiście – odpowiedziałam.

Psycho Sitter // Harry Styles - tłumaczenieWhere stories live. Discover now