1

709 45 8
                                    

Koła dorożki sunęły po drodze, przedzierając się przez mgliste zasłony, na dobre zadomowione na ulicach Paryża. Skradzione przez lustrzaną taflę Księżyca światło zdobiło ściany mijanych kamienic prawdziwym teatrem cieni złożonym z dziwadeł i pokrak. Podkowy krzeszące iskry na zakrętach, wydały swój ostatni stukot. Ich właściciele opuściły swoje końskie łby, wypuszczając w zimno nocy obłoki powietrza. Niewielkie latarnie, przytwierdzone do boków pojazdu oświetliły biało-zieloną tabliczkę z napisem "Rue de l'Echaude de St Germain, Dzielnica VI". Drzwi skrzypnęły, światło na klatce schodowej dało o sobie znać. Służba, na czele ze stangretem, poczęła uwijać się, wyładowując bagaże. Drzwi zostały otwarte, buty po raz pierwszy od kilku godzin mogły skosztować stabilnego podłoża, a wzrok wszystkich obecnych skupił się nowoprzybyłym. Choć praca nie została przerwana i nadal była wykonywana w najskryciej pilnowanej ciszy, nikt nie był w stanie powstrzymać się od obracania głowy lub gimnastyki gałek ocznych, by tylko móc jeszcze raz przyjrzeć się posturze średniego wzrostu mężczyzny lub jego bokobrodom, cieszącymi się już międzynarodową sławą. Nie minęła nawet minuta, a bagaże zdążyły zniknąć wewnątrz. Cień właściciela domu zarysował się w dobrze oświetlonym przedsionku. Z uśmiechem na ustach wymienił serdeczności ze starszym od siebie mężczyzną, wyraźnie starając się zaprezentować z jak najlepszej strony. To on przerwał pakt milczenia paryżańskich ulic, pozwalając by podekscytowanie w jego głosie niosło się pustymi alejkami i zaułkami. Gościa nie trzeba było dwa razy zapraszać, ze szczerym zadowoleniem opuścił chłodną, nawet jak na tą porę roku noc, by skryć się w ciepłym wnętrzu. Nie umknęło jego, i tylko jego uwadze, że piętro wyżej, wśród falban i fal zasłon, skryty był obserwator, którego ciemne loki opadały na oczy, podczas gdy pierś, mimo twarzy będącej naciągniętą skórą bez umiejętności wyrażania emocji, unosiła się niespokojnie. Młody mężczyzna nie drgnął, dopóki ostatnia pokojówka nie zniknęła wewnątrz, dopiero wtedy, narażając swoje stopy na arktyczny chłód ciągnący od kafelek, przemknął pod drzwi. Cichy wiatr rozmów rozgrywał się na korytarzu – wymiana uprzejmości skierowanych do właściciela, ku połechtaniu wyczucia smaku oraz wynagrodzenia darmowej gościny, tudzież późnej pory przyjazdu. Banalny komplement gonił równie banalną odpowiedź i choć w każdej innej sytuacji na twarzy podsłuchującego pojawiłoby się ziewnięcie nudy lub zwykła rezygnacja z podsłuchu, tutaj wślizgnął się na nią delikatny uśmiech. Westchnieniu ducha, jakie wydobyło się z jego ust towarzyszyło pobłażliwe pokręcenie głową.

+

"Wystarczyło trochę czasu byś i ty zaczął grać w tą śmieszną grę uprzejmości? Mój drogi... rozczarowałeś mnie"

Pozbawiona harmonii, nakładająca się na siebie kakofonia drobnych skrzypnięć obwieściła obecność obu dżentelmenów na pierwszym piętrze. Ich głosy, choć formowane przez półszept, zaczęły zyskiwać kształt, a do niewłaściwych uszu zaczęły docierać fragmenty wypowiedzi. Kroki towarzyszyły rozmowie, jednak tuż przy drzwiach, za którymi krył się mężczyzna, nieoczekiwanie właściciel jednej ze stukających par butów zatrzymał się. Oddech przylgnął do ust kryjącego się w ciemności, jedynie siłą woli wciąż tkwiącego w bezruchu. Skóra przypominająca porcelanę, nieoczekiwanie spąsowiała, na samo wyobrażenie o upokorzeniu bycia odkrytym na tak... Kobiecym występku! W myślach rugał sam siebie, jednocześnie wznosząc gorące modły do Boga lub kogokolwiek, kto chciałby go wysłuchać.

- Adamie? - głos gospodarza wybrzmiał znacznie wyraźniej niż podsłuchujący by tego sobie życzył. Długie palce wykręcały na wszystkie strony koszulę nocną. Mimo strachu przed społecznym upokorzeniem, przylgnął on bliżej do drewna, oczami wyobraźni widząc, jak stojący za nimi mężczyzna poprawia frak, przestępując z nogi na nogę. Zwraca swoją głowę nieznacznie w kierunku właściciela domu, jak gdyby wyrwany z przypływu geniuszu. Unosi pierś. Wzdycha lekko. Jego oczy stanowią odbicie nieosiągalnego dla pospolitych ludzi stanu.

- Wybacz, zamyśliłem się. - Tak wyraźny. Każda spółgłoska, nakreślana stworzonym w wyobraźni ruchem ust, wzbudziła w trwającym z przyciśniętym uchem do drzwi mężczyźnie coś nowego i zarazem bardzo, bardzo starego. Gardło nagle zamieniło się w zbudowaną z drewna rurę, a ślina stała się żywicą powoli spływającą do jego wnętrza. Niezręczne milczenie trwało jeszcze kilka uderzeń serca. Przywarł jeszcze mocniej do drewna oddzielającego go od stojących w świetle korytarza. Milczenie zostało zakończone, zalane przez kolejne pozbawione znaczenia słowa. Adam Mickiewicz i jego towarzysz ruszyli dalej. Po chwili zapadła cisza. Jednakże westchnienie ulgi wyrwało się z płuc trwającego przy drzwiach szpiega dopiero, gdy dom pogrążył się w ciemności, wydając z siebie senne westchnięcie. Kolana drżały, wykończone nogi zmusiły go do osunięcia się na podłogę. Juliusz Słowacki wbił tył swojej głowy w fikuśne zdobienia, przymykając oczy.

Był tu, zaledwie kilka kroków od niego. Jego największy rywal, sława świata polskiej emigracji, ikona narracji antycarskiej.

Obrócił się, niemal całkowicie pokładając się na podłodze, pozwalając by jej chłód objął rozgrzane czoło. Trząsł się, choć nie mógł powiedzieć czy to z zimna, czy z nerwów. Przez chwilę jego myśli orbitowały jedynie wokół stwierdzenia, że musi doprawdy żałośnie wyglądać, leżąc jak rozochocona dziewica na posadzce, cały rozgorączkowany, myśląc o innym. Zacisnął powieki, z całych sił odpychając od siebie skradający się ku niemu wstyd. Ten bagaż przekazywał na jego barki twór zwany społeczeństwem – sam sobie nie musi dorzucać ciężaru. Skulił się, ściskając pobielałe ręce jak do modlitwy.

"Boże przebacz mi, bo zgrzeszyłem. Boże daj mi siłę. Pomóż mi udowodnić swoją siłę. Pomóż mi udowodnić wyższość mojej poezji. Pomóż mi udowodnić, że mam wizje. Że jestem wielki. Że nie jestem pusty. Nie jestem pusty."

Z modlitwą na ustach zapadł w sen.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 15, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Słowackiewicz. Historie prawdziwe.Where stories live. Discover now