- Janie, przynieś mi ubrania dzienne do gabinetu - Zwrócił się Alekzander do swojego służącego.
- Będę pracować.
- Tak milordzie. - Kamerdynen ukłonił się i oddalił tyłem, pilnujący by przypadkiem nie stracić swego pracodawcy z zasięgu wzroku.
- Ach ta służba - Westchnął pod nosem Alekz. Szczerze nienawidził swoich służących i chętnie by wchłonął ich energię, lecz niestety zawsze się pilnowali i nigdy nie odwracali się do niego tyłem. Trochę go to wkurzało, ale zadziwiała go ich ostrożność. - Jak to mówią, chronionego pan Bóg chroni. - Olek zdecydowanym ruchem wkroczył do windy towarowej. Pojechałby normalną, ale była tak zatłoczona, że szpilki by nie wcisnął. Uroki pracy w korporacji.Wprawdzie mógl pojechać kolejną winda, ale bardzo się śpieszył. Został zaproszony na jakieś bardzo ważne spotkanie, o którym nic więcej nie wiedział. Powiedziano mu tylko, że ma się stawić o konkretnej godzinie w piwnicy. Targany sprzecznymi uczuciami wyszedł z windy prosto pomiędzy czekających na niego ludzi.
- Pan Krinndler ? - Został zapytany, na co nieco zdziwiony odpowiedział
- Eee, nie. Jestem...- Dłoń jednego z obecnych zatrzymała jego wymowę.
- Nie obchodzi nas twoje imię czy nazwisko. Jeżeli nie jestem Krinndlerem, to proszę za nami. - Po czym wskazali mu drogę w labirincie pomieszczeń piwniczych. O dziwo pomimo swej deklaracji nie ruszyli za nim. To wszystko robiło się coraz dziwniejsze.
- Przecież normalne zebrania sekt i tajnych organizacji przecież tak nie wyglądają - Mruknął pod nosem trochę zdenerwowany Olek. - Zazwyczaj spotykaliśmy się w klimatyzowanych salach gdzieś w centrum, każdy mógł ich odwiedzić i się przyłączyć.- Po chwili drogi Olek dotarł do miejsca docelowego. W mrocznej i dobrze oświetlonej sali zebrało się kilkunastu zamaskowanych kultystów.
- Chwalmy Pana ! Stwórce i Niszczyciela, który co wieczór połyka słońce i co rano wypluwa je spowrotem. Chwała Stwórcy Chwała ! Korwin Krull ! Dzisiaj witamy nowego korporacyjnego brata w naszych szeregach. Brata Szarego. Witaj Bracie Szary ja jestem Bratem Zielono-Granatowym. - Wygłosił całą tyradę najwidoczniej przywódca sekty, ubrany w czerwono-żółty płaszcz i podał Olkowi, zielony płaszcz. W tym samym momencie całe bractwo zaczęło śpiewać : "My bractwo Kolorowych Szat Oraz Przedwiecznego Potężnego Krulla, Chwalimy cię o Stwórco nasz i Panie...."
- Wybacz za te pomieszane płaszcze, ale jesteśmy poważnym tajemnym bractwem, a na dodatek piszą o nas opowiadanie, więc nie możemy być do końca normalni. - Kontyunował nieprzerwanie Najwyższy Słyszący Krulla. Olek przebywał w młodości w wielu bractwach oraz sektach, więc znał podstawowe procedury. Szybko narzucił płaszcz i dołączył się do chóru. Odkąd się tu przeprowadził, całe dnie spędzał na tresowaniu wirusów i nie miał czasu na rozrywkę czy zawieranie znajomości. A jak dobrze wiadomo najlepiej zawierać znajomości w sektach czy tajnych stowarzyszeniach, tam są wszyscy normalni ludzie, gorzej jak przypadkiem natkniesz się na kogoś kto nie jest. Nawet matka przestrzegała : " Nie zadawaj się z niesektciarzami, nie zaplątuj się w złe towarzystwo.". Szkoda tylko, że nie zaprosili go żadnej gildi.Mimo to 4lek był pełen nadzieji, Tsubasa miał mu załatwić miejsce w swojej, ale chwilowo miał za mały level i za słaby gear. Aktualnie miał urlop, ale za 2-3 dni wracał do expienia. Jego rodzice dawno już wbili maxymalny level, tylko on zostawał po tyłach. Nie wiedział z czego ty wynikało, może z jego lenistwa? Tak czy inaczej zaszedł do Tsubasy do jego wyjebanej w kosmos willi, mieli oglądać jakieś Ecchi.
- Cześć ! Co dzisiaj oglądamy ? - Zawołał do siedzącego przed domem Tsubasy. - Coś poważniego z cyckami w tle, czy raczej cycki z cyckami w tle ?
- Ani nie pytaj. Matka mi zajżała na komputer i wszystko mi powywalała. Przyniosłeś coś ze sobą ? - Tsubasa wyglądał na znudzonego życiem i ogólnie jakoś umierająco wyglądał, nic nowego.
- Coś tam mam, ale nic szczególnego - 4lek wyciągnął z kieszeni pendriva. - Nic mocnego : "Entakeshi Girls High School" i " Esha! Esha !". Dużo cycków mało konkretów, - Tsubasa wyraźnie poweselał. Mimo, że wyglądał na najszlachetniejszego z rycerzy i spokojnego aż do bólu stoika, targały nim erotyczne fantazje związane z cyckami i Yuri. Głównie Yuri. Niestety 4lek średnio tolerował jakiekolwiek związki homoseksualne, więc zazwyczaj kończyło się na cyckach.
- Masz wolną chatę?- Ta, rodzice expią. - Na twarz 4lka wyskoczył wielki uśmiech.- To idziemy się zabawić ! - Oleksy pomimo usilnych staran swojej kobiety nie zamierzał się ruszyć. - Nie mam zamiaru nigdzie się ruszać. Wiesz, że gdziekolwiek ostatnio się ruszę to wszystko rozwalam. Po prostu wszystko mnie wkurza.
- Teraz to mi Shizuo Heiwajima się przypomina. Miał podobny problem.- Nie wspominaj mi o nim ! Strasznie mnie wkurza ! - Gdyby na miejscu Ankensa był ktoś inny, już dawno byłby wciśnięty w ścianie. Ale na Ankensa, Oleksy nie potrafił się wściekać.- A czym cię wkurzył ostatnia stacja benzynowa? - Oleksy zamilkł.Wstydził się swoich wybuchów, ale nie potrafił tego kontrolować. - Niczym kochanie. - Jego żona chciała coś odpowiedzieć, ale zamknął jej usta pocałunkiem. - Kocham cię, wiesz o tym. - Ankens uwolniła się z pocałunku. - Ale nie podoba mi się to co się z tobą dzieje. Shizuo z tego wyszedł, może z nim porozmawiaj, dowiedz się jak tego dokonał ? Zrobisz to dla mnie ?- Zrobię. Łaaaa spóźnie się do pracy - Oleksy cmoknął kobietę w policzek po czym szybko zwinął swój fartuch i czapkę kucharza. - Pędzę, dzisiaj Szymon ma wolne, będę go zastępował.- Wpadnę cię odwiedzić, biegnij. - aLeX popchnął Lily-chana w kierunku dzrzwi. Słysząc zatrzaskujące się za gigantem drzwi, aLeX głęboko odetchnął. Jego rodzice nie wiedzieli że jest narkomanem i wolał aby tak zostało.
- aLeX ! Chodź na obiad ! - Mama zawołała go niespodziewanie. Zazwyczaj jadali kolację oddzielnie,- Już schodze ! Piszę zadanie domowe ! - W tym momęcie z jego zegarka rozlało się po pokoju łagodne błękitne światło.
- Witaj, Tutaj automatyczny, przymusowy osobisty słownik Nowomowy "Natariko". Prawdopodobnie chciałeś użyć frazy: " Jest Napisane" zamiast nieprawidłowego : "Piszę". Proponujemy używać tej frazy, Jest prawidłowsza, niż ta używana przez ciebię. Zalecamy zapoznać się z naszym blogiem graficznym pt. "Jak prawidłowo używać fraz "Jest Napisane" oraz "Szedłem" w codziennym życiu" dostępny w internecię. - Odezwał się kobiecy głos z zegarka.- Nieee, Znowu to ? - aLeX zaczął uderzać ręką w zegarek, póki się nie wyłączył. Nienawidził tego słownika, zawsze wyskakiwał nie w tym momęcie co powinnien, a wyłączyć nie było jak. Gdy "Natariko" ucichła chłopak szybko zbiegł windą na parter i przywitał się z panią matką.
- Witaj Matko. Co tam u ciebie ?
- Witaj synu, dawno cię nie widziałam. - Odpowiedział dobrze zbudowany, wysoki mężczyzna. - Dzisiaj na obiad mamy klopsy. - aLeX wiedział, że coś jest nie tak. Czuł to gdy wychodził z swojego pokoju na 27 piętrze i teraz jego obawy się potwierdziły. Zmierzył wzrokiem mężczyznę. Stało się najgorsze z najgorszych, Jego mama coś ugotowała i nie były to jego ulubione naleśniki z suchą karmą.- Mam złe przeczucia - Westchnał Alex zbierając się rano z silnika. Wokół panowała idealna cisza, dzrzewa lekko się chwiały, a jego dewizja pancerna ciągle jeszcze spała. Starym zwyczajem, mechanicy spali grzejąc się na silniku swoich czołgów. Wszędzie wokół rosły sosny i kosodrzewina. Alex odetchnał swieżym powietrzem. Cisza przed bitwą. Narazie jeszcze Tigier-y stały w szeregu nieruchome i emanujące potęgą. Alex kochał te maszyny i jednocześnie ich nienawidził. Spędził tutaj najgorszą część swojego życia, a gdyby nie ich gruby pancerz pewnie już teraz byłby martwy. Na szczęście wojna powoli dobiegała końca, jeszcze kilka miesięcy i wróci do domu. Biją ich, aż miło. Wprawdzie jego ostatni sen nieco go zaniepokoił, ale kogo by nie zaniepokoił sen w którym umiera ? W dodatku taki realistyczny. Von Lasterdorf przerwał swoje rozmyślania i zaczął robić mechaniczny przegląd silnika w poszukiwaniu usterek. Wprawdzie sam miał stanowisko celowniczego, lecz z wykształcenia był mechanikiem, których niestety był nadmiar. to wylądował na stanowisku celowniczego. Jedna tylko sprawa go zastanawiała. Czym do diaska były te T-34 ?? Z tego co pamiętał, oni nie mieli czołgów. W ogóle nie mieli pojazdów, więc co do licha ?! Skąd mu się to wzięło ?! Pokręcił głową przerywając rozmyślania.- Silnik się sam nie wyczyści. - Powiedział do strażnika A-pale. - Zostaliśmy tu wezwani, aby rzucić okiem na ten samochód. Podobno cylindry się zapchały i nie rusza. - Wzruszył ramionami, zachowując kamienną twarz. - Jeśli uda nam się zapuścić tylni repulsator powietrza, to weźmiemy to na zalewnik. Jeśli nie to trzeba będzie agatkę sprowadzić i dopiero. Tylko nie wiem czy nam tu wjedzie. - Popatrzył wymownie na niski wjazd do podziemnego, parkingu gdzie własnie się znajdował. - Nie to nie wchodzi w grę. - Strażnik po takiej tyradzie mechanicznego bełkotu, odpuścił sobie jakiekolwiek podejrzenia, machnął ręką i poszedł relaksować się w swej budce przy wjeździe na parking.- Dobra łyknął to. Jacy ci ludzie są naiwni. - A-pale zaśmiał się. - Odpalaj kable i jedziemy. - Rozkazał swojemu młodszemu wspólnikowi. Serce jeszcze mu waliło bo niedawnej ściemie, ale wszystko poszło zgodnie z planem, mieli furę i za chwile zgarną za nią ładny grosz. Rozejrzał się po parkingu. Stało tutaj kilkanaście wartych zgarnięcia samochodzików, lecz drugi raz ten numer nie przejdzie.- Po "odstawieniu do naprawy" tego tutaj - Kopnął w oponę stojącego obok auta. - Warto będzie na chwile zniknąć. Rozumiesz Ci-Dzej ? - Spytał pracującego pod kokpitem kolegę. Nagle wyłoniła się stamtąd czarna jak bezgwiezdna, bezksiężycowa noc, podczas zaćmienia, w głębokiej piwnicy, bez oświetlenia, podczas nocy polarnej twarz. - Sure Thing pale.- Odpowiedział grubym, zupełnie do niego nie pasującym głosem Ci-Dzej. Zawsze gdy ktoś go spotykał po raz pierwszy, dziwił się jego głosowi. On po prostu nie pasował do niskiego chudego człowieczka, którym niezaprzeczalnie był Ci-Dzej. Niezaprzeczalnie relatywnie oczywiście. Nagle usłyszał odgłos odpalanego auta.
- Tak dobrze ? - Spytał Oleksy poklepując związanego chłopaka po gołym tyłku. Chłopak pewnie by mu coś odparł, gdyby tylko nie był zaklebnowany. Starszy z chłopaków, niepewnie położył się na swoim partnerze. - Wiesz, ja też to robię pierwszy raz... - Mruknął mu czule do ucha, sięgająć w kierunku jego przyrodzenia. Lekko złapał go za koniec, po czym czując początek wzwodu, zacisnął dłoń i zaczął go lekko głaskać, przemieszczając dłoń w górę i w dół, czując rosnące podniecenie chłopaka pod nim. Koń próbował coś powiedzieć, ale knebel w ustach skutecznie mu to uniemożliwiał. Oleksy nie zwracając na to uwagi, przejechał swoim przyrodzeniem po tyłku konia, jakby szukając miejsca gdzie mógłby wejść. Jak na jego pierwszy raz, wyraźnie odważnie sobie poczyniał, nie było tutaj widać żadnej czułości. Najwidoczniej koń był dla niego jedynie zabawką.W końcu znalazł odpowiednią dziurkę i wsadził w nią całą długość, ciągle nie przestając zabawiać się z podwoziem związanego chłopaka.-I jak ci się to podoba ?! - Alek, machnął przed oczami swojego współlokatora żarówkami.- Świetnie ! Tego nam było trzeba. Tylko ciągle nie rozumiem, po coś kupował te skórki od bananów... - Zwany Paweł Zwanym, odebrał od niego żarówki. Domontuje się wolfram i pójdą w obieg.- A po to, aby nie wzbudzać podejrzeń. Idealnie podtrzymuje to moją przykrywkę. Kto normalny będzie o coś podejrzewał szaleńca ? - Alek zrzucił łachmany. Koniec końców nie żyło im się tu źle. Miał całkiem porządną blaszaną chatkę, niedaleko centrum slumsów, nikt im się tu nie wtrącał, a na sprzedaży zreutylizowanych zarówek zarabiali krocię. Działające były bardzo drogie, a w slumsach leżało multum przepalonych, co dało się załatwić w parę sekund krótkim wolframowym drucikiem bezwartościowym tak naprawdę. Alek wyszukał w kieszeniach zdobyte na dzisiejszym run-ie tranzystory i wyruszył w stronę stojącej w koncie maszyny.- Mamy jakieś oporniki ? - Zawołal w stronę Zwanego. Grzebiąc po szufladach.- Powinny być gdzieś w lodówce ! - Alek palnął się w czoło. No jasne, że oporniki będą w lodówce. Pozbierał z lodówki co potrzebował, po czym zaczął montować tranzystory w maszynie.- Wiesz co, chyba już wszystko mamy ! Skończę to montować i możemy testować. - Powiedział nagle podekscytowany, do wracającego z drugiego pokoju, pełniącego funkcję warsztatu, Zwanego.- Chyba w końcu uda mi się pozbierać Drużynę A i zapanować nad tym całym chaosem. - Wprawnymi ruchami zamontował pozostałe części. - Gotowy ?- Ta, zapuszczaj to cudo. - Zwany nie wydawał się przekonany o działalności tej maszyny. Maszyna o dziwo, włączyła się bez problemu i powoli zaczynała się rozgrzewać, coraz głośniej buczać.
- O ruszyło - Zdziwił się nie-główny-bohater.
YOU ARE READING
5*10^1 Twarzy Aleksandra
ParanormaleWspaniała historia o miłości, gwałtownej burzy uczuć oraz ludzkiej niedoskonałości. Spróbuj, na pewno ci się spodoba!