Borixon
Zebrałem wszystkich moich synów na rodzinne spotkanie. Zebrali się punktualnie i wszyscy ustawili się w kolejce, żeby otrzymać moje błogosławieństwo. Kizo, Zetha, Reto, Żabson i ten mały chuj Qry.
— Zebraliśmy się tutaj, aby szczerze porozmawiać jak ojciec z synami. Ty Qry zamknij uszy, jesteś za młodym gówniarzem.
— To po chuj kazałeś mi przychodzić?! —krzyknął mały skurwiel, na co sprzedałem mu liścia.
— Żeby cię pobłogosławić. Zamknij dupe.
Qry zamknął dupę.
Qry
Nienawidzę tego starego chuja. Mam już plan, jak się go pozbyć i zająć jego miejsce w Chillwagonowni. Chłopaki potrzebują nowej, młodej krwi a nie tego starego pryka, który zakłada okulary na pół twarzy, żeby zakryć zmarszczki. Niedługo nadejdzie mój czas.
Chłopaki zaczęli palić zioło i w pokoju zrobiła się istna komora gazowa. Dosłownie nic nie widziałem. Stwierdziłem więc, że to dobry moment. Chwyciłem do ręki łom i podszedłem do Borixona, choć naprawdę nic nie widziałem. Spostrzegłem tylko sylwetkę grubasa i zajebałem mu łomem w czaszkę. Chyba mi się udało.
— Co jest? — usłyszałem ten okropny, zachrypnięty głos Borygi. Chwila, czy ja go przed chwilą nie zabiłem?
Borixon wyrwał mi z ręki łom. Spojrzałem w bok i ujrzałem zwłoki Kiza. O nie, czyli tym grubasem był Kizo! Jak można się tak pomylić?!
— Ty niewdzięczna larwo! Zajebałeś Mr. Gino! — krzyknął Borixon. — Dlaczego?!
— J-ja... po prostu... zawsze mu zazdrościłem tego wąsa.
Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza, a w całym pokoju zapadła cisza.
— Ej, ma ktoś gibona? — krzyknął Reto. — A sorry, zły moment...
Stwierdziliśmy, że należy wyprawić Kizowi pogrzeb. Był dobrym człowiekiem. To nie jego wina, że był podobnej postury do Borixona. Jest mi bardzo przykro, że go zabiłem. Fakt, trochę zazdrościłem mu wąsa ale Kizo był śmieszny.
Zawinęliśmy zwłoki Kiza w dywan śpiewając jego wersy
,,gasiłeś balet, jesteś Alladynem
trzymaj się byku, zawijasz tą świnie"
i zrobiliśmy mu ołtarzyk.Teraz była nas tylko piątka. A właściwie czwórka i ten stary chuj. Nie chciałbym już nikogo zabijać przez pomyłkę. Teraz wymyślę inny plan.
— Ej, to macie tego gibona? — spytał Reto, który już trząsł się żeby zapalić.
— Masz i zamknij mordę. — Wkurwiony Żabson rzucił mu holenderski haze.
— Czy to majeranek? — spytał podejrzliwie Reto.
— Haha tak, to jest prank!
Reto wzruszył ramionami i zawinął majeranek w bletke po czym zaczął go palić. Miałem odruch wymiotny. Uważam, że Igorowi już zioło wyżarło mózg.
Nagle Żabol wstał i zaczął tańczyć tik tok.
— Mateusz. Masz już 25 lat a ciągle tańczysz tik tok. Nie uważasz ze czas dorosnąć? — Borixon się odezwał, a ja od razu się wkurwiłem.
— Bubble bubble ona ciągnie kabyl — krzyczał Zabson a z ust toczyła mu się piana.
— Co jest?! On ma padaczkę! Dzwońcie po pogotowie! — krzyczałem wymachując łapami.
Sięgnąłem po telefon i już wybierałem numer 113.
— Zamknij dupe. On tylko tańczy tik tok.
Borixon strzelił mi w mordę na co się wkurwilem. Chciałem mu oddać ale usłyszałem potężny huk i zauważyłem jak Zabson upada nieruchomo na podłogę. Zaczął szeptać ostatnie słowa czyli ręks sięks i dokonał żywota.
Upadłem na kolana widząc, że to druga smierć dzisiaj. To fakt, zawsze myliliśmy taniec zabsona z padaczką ale nie sądziliśmy ze kiedyś serio dostanie padaczki.
Podniosłem wzrok na Reto, który był jakoś dziwnie cicho. W całym pokoju jebalo majerankiem który palił. Przetarłem oczy widząc, że zamiast Reto na krześle siedzi Dorota Wellman i krzesło nagle się zarywa pod wpływem ciezaru.
— Pani Doroto jestem wielkim fanem. — Zetha usiadł jej na kolanach i oboje utknęli w zarwanym krześle.
— Mam pytanie. Po pierwsze co robimy ze zwłokami Zabsona a po drugie gdzie jest Reto? — Podrapałem się po mojej dziwnej fryzurze.
— Przecież to ja, imbecylu — powiedziała Dorota. — To ja, Igor.
Spojrzeliśmy z Borixonem na siebie, a Zetha chciał wstać z Doroty po tych słowach, ale nie mogł.
— Ja i Dorota to ta sama osoba. Jestem jedną osobą w dwóch postaciach. Tylko ze coś poszło nie tak i nie mogę wrócić do postaci Reto. To chyba przez ten majeranek.
— Czyli... nie zobaczymy już więcej Reto?
— Chyba nie. Ale ja tam się ciesze, zawsze wolałem być Dorotą. Bardziej lubiłem prowadzić pytanie na śniadanie niż grac koncerty.
To mnie przerasta. Cofnąłem się do tylu i wyjebalem się o Zabsona. Upadłem jak długi.
Borixon w tym czasie próbował uwolnić Zetha z kolan DoReto. Pociągnął go z całej siły, aż w końcu udało się. Niestety coś poszło nie tak i Zetha niemal wyskoczył z krzesła i zajebal twarzą w ścianę. Osunął się po niej i umarł w kałuży krwi.
Straciłem wszystkich. Zabiłem Kiza, Zabson dostał padaczki, Reto jest Dorotą Wellman, Zetha przywalił łbem o ścianę, a Borixon żyje. Gorzej być nie moglo.
— Qry... chyba musimy zrobić górę trupów... — stwierdził Borixon a ja się zgodziłem. Wszystkich przenieśliśmy do ołtarzyka Kiza i tam pochowaliśmy. Oprócz Doroty Wellman, bo ciągle żyła. Reto po prostu przestał istnieć wiec nie da się go pochować.
Staliśmy z Borixonem nad zbiorową mogiłą, kiedy nagle położył mi rękę na ramieniu.
— Czas się pogodzić, Patryk. Najwyższy czas. Zostałeś tylko ty i ja.
Zgodziłem się i przytuliłem się do Borixona. Nagle poczułem niesamowity ból w plecach. Czy on właśnie... wbił mi nóż?
Zaczęło mi się robic ciemno przed oczami. To koniec. Umieram. Ten skurwiel mnie zabił, tak po prostu. A ja myślałem ze mimo wszystko chciał zawrzeć pokój.
— Moi ludzie trupy... — rzekł Borixon, a ja ujrzałem ciemność.
A więc to wszystko zaplanował.
_____
ps to nie jest oneshot 3:)