Qry
Gdy się obudziłem, nie widziałem nic prócz białego, oślepiającego światła. Jęknąłem przeciągłe i zakryłem oczy kurzą łapką. Wstałem z miejsca, w którym leżałem i szedłem przed siebie. Dookoła nie było nic, prócz tego cholernego światła. Gdzie ja jestem?
— Chłopaki! — krzyknąłem, a mój głos rozniósł się dookoła głośnym echem.
Nagle zauważyłem na horyzoncie małą roślinę doniczkową. Szybkim krokiem do niej podszedłem, a kiedy stanąłem dosłownie obok niej, stało się coś dziwnego.
— Ej. — Zza liścia wychylił się Kizo.
Skurwiel mnie przestraszył, ale nie obchodziło mnie to w tamtym momencie. Ucieszyłem się, że jest tu razem ze mną. Jak się okazało, on również nie wie, co się właściwie dzieje. Ale we dwoje łatwiej będzie nam to ogarnąć.
Szliśmy jakimś korytarzem, aż w końcu stanęliśmy przed ogromnymi drzwiami. Próbowałem je otworzyć, ale jestem zbyt mizerny, więc Kizo musiał mi w tym pomóc.
Po przekroczeniu drzwi, autentycznie nas zamurowało. Znajdowaliśmy się w jebanych chmurach, każdy miał na sobie strój złożony z jakiejś szmaty przepasanej w biodrach. Jak się okazało — ja i Kizo również taką mamy. Kizo prawie zwymiotował na jej widok.
Nagle ni stąd, ni zowąd obok nas pojawił się jakiś amorek, czy chuj wie co, i zaczął do nas gadać.
— Mamy kolejnych gości, jak miło! Witamy w Niebie, a raczej na Olimpie! Jak mniemam, większość z was mogła wierzyć w Chrystusa lub Allaha, a tu be be beng! Po śmierci dzieje się mitologia grecka! Szach mat, debile — krzyczał ucieszony amor. — Ale spokojnie, u nas nawet niewierzący trafiają w to zacne miejsce. Swoją drogą, jestem Hermes i latam za sprawą.
— Czyli my... nie żyjemy?
— No. Borixon was zajebał. Śmiesznie się to oglądało z góry.
Byliśmy w szoku. Wyglądaliśmy z Kizo jak pieprzeni Asterix i Obelix w tych fatałaszkach i nie wiedzieliśmy, co właściwie powinnismy dalej robić. Co się właściwie robi w Niebie?
— A gdzie Reto i Żabson?
— Nie mam pojęcia. Zwykle na Olimp trafia się w parach. Rozejrzyjcie się, to może ich znajdziecie.
No, dobrze. Chyba wiemy już wszystko. Oddaliliśmy się od miejsca spotkania z Hermesem i przechadzaliśmy się po Olimpie. Wokół krążyło się sporo fajnych bogiń, ale także zajebiste stworzonka typu hydry i minotaury.
Jeden z minotaurów smacznie spał na chmurce. Chciałem zrobić mu zdjęcie bo wyglądał jak uroczy piesek, ale zapomniałem ze tu nie można wnosić telefonów. Nagle ni stąd, ni zowąd pojawił się Reto i zaczął ujeżdżać śpiącego minotaura.
— Obudziłem Minotaura, czym jest przy nim twoja armia?! — Reto wykrzykiwał słowa swojej piosenki, kiedy biedne stworzenie próbowało go zrzucić ze swoich pleców.
— Igor, zostaw go! Ja pierdolę, ty zawsze byłeś jakiś opętany. — Zwaliłem go z Minotaura i pozwoliłem zwierzątku uciec.
— Stary, widzisz gdzie my jesteśmy? W jakimś pojebanym miejscu. — Zirytował się Reto. — Tu nawet nie ma co zajarać. Znacie jakiegoś boga zielska? Może zwrócę się do niego, bo aż mną trzęsie.
— Z tego, co wiem, nimfy są od przyrody i innych takich. Może spróbuj je zagadać — doradził mu Kizo. — A gdzie Żabson?
— Skąd mam wiedzieć? Jak się obudziliśmy, to prawie się popłakał ze szczęścia, latał dookoła i krzyczał że od zawsze chciał się tu znaleźć i w końcu może nazywać się pełnoprawnym Trapollo. Potem znalazł jakąś Afrodytę i sobie gdzieś poszli.