16 kwietnia 2014
- Czy chce pani coś powiedzieć zanim zostanie wydany wyrok? - zapytał mnie sędzia.
- Nie wysoki sądzie. -Odpowiedziałam, ze spuszczoną głową.
Co miałam powiedzieć?
Jestem niewinna? Przecież sama się przyznałam. Tracąc wolność, majątek, bliski kontakt z rodziną.
Przekreślając tym samym dwa lata małżeństwa.
Diego - mój kochany mąż przygląda mi się z troską, a ja mam ochotę się rozpłakać, bo bardzo długo nie poczuje jego silnych ramion.Drogi z sądu do więzienia nie pamiętam w ogóle.
Dopiero głos strażniczki i szarpnięcie za kajdanki przywraca mi świadomość.- Dalej księżniczko! - krzyczy mi wprost do ucha. - Nie mama całego dnia.
Nie odpowiadam. Co niby miałabym powiedzieć?
W transporcie byłam sama.
Dlatego, gdy tylko zbliżam się do bramy, w towarzystwie strażników, spojrzenia wszystkich skierowane są na mnie.
W drodze mam chwilę by rzucić spojrzeniem dokoła.
Wysoka, na oko piętnasto metrowa siatka okalająca dziedziniec, szary, długi, dwupiętrowy budynek.
Od teraz moja codzienność.I te spojrzenia. Pełne kpiny, pogardy, wyższości.
Boje się. Najzwyczajniej w świecie się boję.
Przeraża mnie te pięć lat.- Dalej! Nie jesteś na spacerku w parku - czuję uderzenie w plecy i omal się nie wywracam.
Wspominałam, że nogi mam skute kajdanami?- No, no niezła sztuka! - głos jednej z więźniarek wywołuje u mnie gęsią skórkę.
Odchodzę prowadzona dalej w akompaniamencie krzyków, wyzwisk i gwizdów.
- Więzień trzy siedem czterysta dwadzieścia osiem, to twoja cela - mówi strażnik odpinając moje kajdanki i wpychając mnie do otwartej chwilę wcześniej celi.
- Witamy w Eastwood Park! -Słyszę za plecami, gdy stalowa krata się zatrzaskuje.
*
- O tak! Mocniej! - krzyknęła blondynka, gdy kolejny raz ostro się w nią wbiłem.
Duże, zapewne sztuczne piersi falowały w rytm moich uderzeń. Jej ciepłe wnętrze idealnie otulało mojego fiuta, a dłonie sunęły po moim torsie drapiąc go i masując.
Byłem już na prawdę blisko.
Gdy ciałem dziewczyny zaczęły władać dreszcze orgazmu i ja sam osiągnąłem spełnienie.
Opadła zmęczona i po wyrazie jej twarzy, mogę stwierdzić, że zadowolona na poduszke. Ja zaś mimo przebytego dopiero co orgazmu, przyspieszonego oddechu i wciąż buzującej w żyłach krwi, podniosłem się i pozbyłem zużytej prezerwatywy.- Deacon?
- Co? - pytam, nawet na nią nie patrząc, bo jestem zajęty zakładaniem swoich ciuchów.
- Idziesz już?
Na jej pytanie, aż na chwilę przerywam swoje czynności.
- Oczywiście. Jestem już spóźniony. - Odpowiadam.
- Co?! Ale chyba zobaczymy się dzisiaj? - niemal piszczy.
Spoglądam na nią przez chwilę.
Długie blond włosy, lekko rozmazany mocny makijaż.
I to spojrzenie nie mające zbyt wiele do przekazania.
Nie zdecydowanie się już nie spotkamy.- Słuchaj Loren ..
- Laura! Mam na imię Laura! - oburza się.
Jak zwał tak zwał. Nie moja wina, że nie mam pamięci do imion.
- Laura. - Podkreślam. -Muszę już iść. - Dodaje i czym prędzej opuszczam jej mieszkanie.
Wsiadam do mojego audi i już po chwili gnam na spotkanie, na które rzeczywiście jestem spóźniony.
Markus już pewnie szaleje.
Gdy dojeżdżać na miejsce, parkuje auto akurat obok samochodu mojego brata.
O szykuje się awantura.- Serio?! Spóźnisz się na własne spotkanie!? -wiedziałem, że tak będzie.
Mój młodszy braciszek zachowuje się jak stary zgred.- Markus litości - jęcze. Może ustąpi?
- Litości? Deacon do cholery! Nie jestem tylko twoim bratem, ale i prawnikiem!Jeśli nie dojdziemy do ugody to ta twoja żoneczka cię oskubie z całego majątku! -warczy gniewnie zaciskając pięści.
Tak, braciszek bywa nerwowy. Na szczęście szybko mu przechodzi.- Dobrze chodź już, bo czekają - A nie mówiłem, że szybko złagodnieje.
Uśmiecham się lekko pod nosem i pozwalam poprowadzić się bratu do mniejszej sali konferencyjnej.
Tam zostajemy już tą harpie - moją już niedługo byłą żonę Vanesse.
Jak ja mogłem się z nią ożenić?
Długie rude włosy nastoszone niczym grzywa lwa gotowego do ataku.
Wredny wyraz twarzy. Sukienka tak skąpa, że mimo faktu, iż siedzi za stołem doskonale można to dostrzec.
Na mój widok nerwowo stuka swoimi długimi pazurami o blat.
Obok niej siedzi jej prawnik.
Wyprostowany jak struna, pewnie krótko po studiach.
Śmieje się w duchu, bo jeśli tak jest to Markus zje go na śniadanie.- Vanessa - cedze przez zęby, bo jej imię na prawdę nie chce mi przejść przez gardło.
- Deacon - odpowiada równie zjadliwie.
- Witam nazywam się Miles Frendshow. - Mówi prawnik zrywając się z miejsca i wyciągając w moim kierunku prawą rękę do uścisku.
Obrzucam ją tylko spojrzeniem i totalnie ignoruje.
Mój brat zaś również się przedstawia i ściska tym razem zwróconą w jego kierunku dłoń.Siadamy.
- Spotykamy się tu dzisiaj by omówić warunki rozwodu obecnych tu stron. Mojego klienta Deacona Boulane pani Vanessy Kolton Boulane.
Mój klient nie wyraża zgody na rozwód z winy obojga małżonków.- Ale jak to!? - unosi się Vanessa uderzając otwartą dłonią o blat.
- Tak to kochana żonko, że przyprawiałaś mi rogi - warcze.
Vanessa prycha i odchyla się na krześle.
- Niczego mi nie udowodnisz -odpowiada pewnie, a na jej krwistoczerwone, napompowane usta wkrada się uśmiech.
Boże, nienawidzę tej kobiety.
Mimo wszystko na moje usta również wpływa uśmiech.
Mój brat jakby czytał mi w myślach, wyciąga z teczki pendriva i kładzie na stole przed nami.- Co to niby jest? - pyta Vann.
- Nic takiego, tylko kilka zdjęć, nagrań i drobnych szczegółów świadczących o twoich zdradach - mówię.
- Blefujesz - odpowiada nadal pewnie, jednak widzę w jej oczach strach.
Tak Vanessa! Przegrałaś. Nadal nie mogę uwierzyć, że ją poślubiłem. Byłem wtedy młody i głupi, a ona na prawdę dobrze się pieprzyła.
No i nie była taka sztuczna jak teraz. Od początku powinienem wiedzieć, że chodzi jej o moją kasę.
Cóż, człowiek uczy się na błędach.- Chcesz się przekonać? -pytam.
Na co ona tylko chwyta urządzenie i każe podłączyć je swojemu prawnikowi do laptopa.
On zaś robi to błyskawicznie.
Już po chwili salę wypełniają dźwięki jęków mojej żony.
Prawnik momentalnie blednie, Vanessa zaciska pięści. My z Markusem nie musimy widzieć monitora, by wiedzieć, że filmik jak właśnie jest odtwarzany pokazuje pieprzącą się Vann.
Jest tam także zapis daty i godziny.- Wygrałeś - mówi zrezygnowana kobieta.
- Wiem, ja zawsze wygrywam - mówię i wychodzę zostawiając swoją przeszłość za sobą.
CZYTASZ
April (Premiera 23.02.2022) "Słodycz zemsty"
RomanceMam na imię April i mam dwadzieścia osiem lat. Zabrzmiało to trochę jakbym przedstawiła się grupie wsparcia Anonimowych alkoholików, jednak jest gorzej. Znacznie gorzej. Dzisiaj wychodzę z więzienia po odbyciu tam piecioletniego wyroku. Mówią, że n...