Rozdział 14

318 11 2
                                    

Kiedy wraz z resztą weszliśmy do pokoju Carmen, do którego wpadła zaraz po wyjściu swojego ojca, była w trakcie pakowania swoich rzeczy do walizki i mamroczenia serii hiszpańskich przekleństw. Nie zrozumiałam oczywiście ani słowa, ale nie trzeba było być jasnowidzem, żeby wiedzieć do kogo były skierowane.

- Co ty robisz?! - zapytałam.

Prychnęła.

- Nie widać? Robię to co on chce. Nie mam wyjścia - powiedziała w momencie, gdy do pokoju wszedł Brownie. Pies (który swoją drogą dużo urósł odkąd go znaleźliśmy) , ku nieuwadze dziewczyny, wskoczył na łóżko, zabrał w zęby jakąś koszulkę z walizki i pognał na drugi koniec pokoju.

- A to nie ty cały czas mówisz, że zawsze jest jakieś drugie wyjście? - skrzyżowałam ręce na piersi i przyglądnęłam się Brownie, który akurat wynosił kolejną część garderoby z walizki szatynki. 

Przewróciła oczami.

- Niby kiedy tak mówiłam? A poza tym to i tak mit. Tak jak całe moje ży... BROWNIE, ZOSTAW TO DO CHOLERY! - podeszła do psa i wyrwała mu swoją rzecz.

- Widzisz? - powiedziała Amy. - Nawet Brownie nie chce, żebyś nas zostawiła.

Pogłaskała go po główce, a Carmen przewróciła oczami, ponownie.

- Słuchajcie, było naprawdę super i wogóle, ale nic nie poradzę. Nie mogę - powiedziała, starając zachować pewność siebie.

- Carmen - Mike podszedł do szatynki, patrząc jej prosto w oczy. - Nie zgodzę się na to.

- Może jeszcze ją pocałuj - mruknął Will.

Zmroziłam go wzrokiem.

- Może jeszcze powiedz to głośniej - przedrzeźniłam go, patrząc karcąco.

Slysząc naszą wymianę zdań, Mike odchrząknął.

- No, w każdym razie - powiedział, drapiąc się po karku. - Mam nadzieję, że wszyscy się ze mną zgadzają.

- Absolutnie - powiedziałam.

- Oczywiście! - przytaknęła Amy.

- Całkowicie - poparł nas Will.

Nawet Brownie szczeknął na znak zgody.

Will się roześmiał.

- No to mamy pięć głosów za. Jeden przeciw - powiedział. - Przegrałaś.

Carmen westchnęła cicho i usiadła na łóżku, patrząc przez okno.

- Doceniam wasze starania, ale to nie ma znaczenia - chciałam jej przerwać ale kontynuowała. - Przecież i tak za niecały miesiąc każde z nas rozjedzie się w inną stronę. Co za różnica kiedy ja wyjadę? A poza tym - spojrzała ponuro na Mike'a. - Jest jeden ważny powód, dla którego muszę wyjechać.

- Carmen... Jeśli chcesz o tym pogadać to... - powiedziałam.

- Nie - przerwała mi. - Wiem, że zawsze chcesz zmieniać świat na lepszy, ale zrozum, że nie wszyscy są tacy wspaniali i nie wszystko da się naprawić!

Otwarłam szeroko usta ze zdziwienia. Poczułam nagły przypływ złości i zrobiłam coś, czego nigdy nie zrobiłaby spokojna Sophie. Wydarłam się na nią:

- A ty zrozum, że próbuje ci pomóc! Nie jestem twoim wrogiem i mam dość takiego zachowania! - zaczęłam żywo gestykulować rękami. - Proszę bardzo! Wyjedź sobie do tego cholernego Harvardu, może wtedy zobaczysz coś więcej poza czubkiem własnego nosa!

The Best HolidayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz