Czasu umiarkowanie dostatek

14 1 0
                                    

   Deszcz strugami spływał po autokarowych oknach, torując sobie drogę przez dopiero co umyte okna. Doprowadzając do białej gorączki kierowcę, wił się w zakręty, tworząc fantazyjne, choć niechciane wzorki. Acesco Dullingaan był jedynym pasażerem, który zachował trzeźwość umysłu i gapił się uparcie w wodę, podczas gdy inni smacznie spali. Nieznajomy z siedzenia obok chrapał mu niemiłosiernie do ucha, podczas gdy młody mężczyzna stawiał się na wyżynach cierpliwości, żeby mu zdrowo nie przyfasolić. Tymczasem jakaś cząstka jego umysłu wędrowała daleko, daleko wprzód, zostawiając ciało kilometry za sobą.

   Przed oczami zmaterializował mu się obraz niewielkiego domku z pobielanego drewna i szarego kamienia. Czerwona cegłówka pyszniła się na tle wiśniowych drzew, a ich zielone gałązki stukały radośnie w okna willi. Oczami wyobraźni przeniósł się na ganek. Zza drzwi wyłoniła się niska szatynka, ubrana w zwiewną, białą sukienkę i wianek ze stokrotek. Uśmiechała się od ucha do ucha, co rusz drocząc się z psem i rzucając mu patyki. W drugiej ręce trzymała wiklinowy koszyk, z którego wylewały się białoróżowe kwiaty. Oplatały stare, wyśmigane  wydanie "Podróży Gulliwera" i zaśniedziały zegarek kieszonkowy, jakby rodem wyjęty z dziewiętnastego wieku. Nagły zwrot na tarczę zegara przyprawił Acesco o mdłości, ale późniejsze wypadki jeszcze bardziej dały mu się we znaki. Mieszanka kolorów przeleciała mu przed oczami i wszystko zawirowało, ni stąd, ni zowąd zatrzymując się na poważnej już twarzy dziewczyny bez cienia wcześniejszej beztroski. Jej usta nie poruszyły się ani o milimetr, ale chłopak usłyszał przejmujący głos, nakazujący mu "pamiętać o godzinie". Dziwna wizja odsunęła się i pokazała postać szatynki w całej okazałości. Koszyczek, dom i skaczący pies zniknęły, a w jej rękach pojawił się bukiecik niezapominajek.

   Acesco rozpoznał w niej Jacquie i serce podeszło mu do gardła. W tej samej chwili sylwetka rozpłynęła się, jakby za mgłą, a szatyn obudził się zlany potem. Przestraszony spojrzał na swojego towarzysza, który dalej spał w najlepsze, chrapiąc w niebogłosy. Złapał się za kolana i zwiesił głowę, oddychając ciężko. Kiedy już w miarę doszedł do siebie spostrzegł, że niebo wypogodziło się, a krajobraz zmienił się całkowicie. Acesco zerknął na czerwony zegar na początku autokaru i na jego twarz wstąpił nieśmiały uśmiech, pomieszany z determinacją.

   Ścisnął mocniej swój granatowy plecak i zapatrzył się w dal. Wracał do domu, a czasu zostało umiarkowanie pod dostatkiem.

__________________

Hej! One-shoty już dawno planowałam, ale tak jakoś wyszło, że znowu wszystko poszło z opóźnieniem... W każdym razie,  jak coś nabazgrzę, to wstawię, a jak macie pomysł to piszcie w komentarzach, może też coś ogarnę (czyt. jak nie zapomnę i w końcu ruszę leniwy tyłek i coś napiszę).

Do następnego! ❤

Olyckowe One-ShotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz