Kendra nie odróżniała się od innych dzieci.
Gdy się urodziła, miała okrągłą buzię o pucatych policzkach i delikatne rysy. Wyglądała tak niewinnie... tak delikatnie...
Poród był trudny. Bardzo trudny – bo Gardienne nie towarzyszył jej ukochany, tylko paniczny strach i ból, którego nic nie mogło załagodzić. Była pewna, że nie przeżyje, chociaż kobieta z wioski, która pomagała jej przy porodzie, zapewniała ją, że wszystko będzie dobrze. I w końcu było po wszystkim – Kendra urodziła się zdrowa i silna. Płakała, darła się w niebogłosy, gdy tylko pojawiła się na świecie. Normalnie szatynka wpadłaby w szał – niczego nie pragnęła bardziej, niż odpocząć. Ale gdy tylko spojrzała w wielkie, szmaragdowe oczy dziewczynki, poczuła dumę. Dumę z samej siebie – podołała.
Ich dom był mały. Stał na wzgórzu i szatynka znalazła go cztery dni po tym, jak opuściła kwaterę główną. Był całkowicie pusty, nie było w nim nikogo od dawna i odstraszał wszystkich swoim wyglądem, ale Gardienne nie mieściła się w terminie „wszyscy". Minęło wiele miesięcy, zanim udało jej się doprowadzić miejsce do optymalnego stanu – kamienie, z którego zbudowane były ściany, zostały oczyszczone i nie wyglądały już tak, jakby ktoś wylał na nie smołę. Okiennice, wcześniej z rozbitego szkła, zostały wymienione. Kobieta nie mogła się powstrzymać przed zasadzeniem kwiatów na zewnątrz. Kupiła nowe meble i obiecała sobie, że kiedyś odda wszystkie pieniądze właścicielowi Shau'kobowa, bo właśnie w sakwie przy jego siodle znalazła prawie tysiąc złotych monet.
Ale to już przestało być ważne – a może od początku nie było na tyle przejmujące, żeby miała martwić się tym dłużej niż powinna.
Głównym jej problemem stała się Kendra – bo z dnia na dzień coraz bardziej przypominała jej Ezarela.
Być może to dni uciekały za szybko, goniły jeden za drugim, bezlitośnie przypominając Gardienne, jak daleko jest jej do osoby opanowanej i będącej w stanie dopilnować tych rzeczy, które powinna robić z zamkniętymi oczami.
Te małe, niewinne rzeczy, które nieumyślnie robiła Kendra, a tak bardzo przypominały jej o Ezarelu. To wszystko wprawiało ją w jakieś desperackie rozbawienie – ciekawa była, jak on żył, nie wiedząc, że gdzieś na świecie była jego mała kopia. Oddychała takimi samymi płucami, jak Gardienne i Ezarel, miała bystre, łaknące poznania świata spojrzenie, niesforne, niebieskie włosy, które w ogóle nie chciały się układać, ale kobieta nie mogła, nie potrafiła dostrzec w niej takiej samej istoty, jaką byli oni dwoje.
Kendra była czymś, co trzeba było chronić i czemu trzeba było pomagać. To łaknęło uwagi Gardienne, przylgnęło do swojej matki i było zależne całkowicie od niej.
Och, jak bardzo Gardienne pragnęła, by Ezarel był przy niej.
Kendra przypominała go nie tylko z wyglądu i nieświadomie wykonywanych, a tak podobnych gestów, ale również z charakteru. Potrafiła postawić na swoim, przekonać każdego do zrobienia czegoś, czego aktualnie chciała. Nie raz biedna Gardienne dostawała burę od innych matek za to, że jej córka unieruchamiała ich dzieciaki i zabierała im zabawki. Niekoniecznie te najdroższe, ale te, które jej się spodobały.
Chociaż dziewczynka miała jedną, ulubioną zabawkę – małego, pluszowego misia, którego uszyła jej Gardienne, niedługo po narodzinach.
Lata mijały tak szybko, tak niepostrzeżenie uciekały Gardienne przez palce...
🌸
— Mamo, chodźmy do wioski.
Szatynka zaczęła bardziej przykładać się do wycierania szklanki, którą wcześniej umyła. Gdy jej córka powtórzyła pytanie, odstawiła naczynie na miejsce, trochę zbyt gwałtownie zatrzasnęła drzwiczki szafki, po czym spojrzała na nieco zestresowaną dziewczynkę.
YOU ARE READING
hanahaki; eldarya ff
FanfictionKSIĄŻKA PISANA PRZEZ @xxMikaa I @adwokat- ❝ Jakie to okropnie infernalne, że da się przyzwyczaić do czegoś, co nas wyniszcza. Jeszcze gorsze jest to, że czasem nazywa się to miłością ❞ Ezarel i Gardienne popełnili błędy, ale dano im drugą szansę...