Rozdział 16

935 137 29
                                    

Zza nieciekawej i rozlatującej się chaty dochodziły kobiece stękania. Z tego też powodu, każdy przechodzący obok mężczyzna, uśmiechał się sugestywnie i szturchał kolegów, śmiejąc się przy tym lubieżnie. Prawda była jednak znacznie mniej ciekawa.

Thyra wyginała się i wykręcała, by wysmarować ziołową maścią skaleczenia powstałe w najdziwniejszych i najmniej dostępnych miejscach. Było to o tyle trudne, że zamiast ściągnąć ubranie, starała się zrobić to w nim, brudząc je przy okazji maścią.

– Daj spokój, pomogę ci.

– Nie – warknęła i odwróciła się, sztyletując Kierana spojrzeniem.

– Jakoś w jaskini nie miałaś takich oporów – mruknął, niby z urazą, ale ogniki migały mu wesoło w oczach.

Prychnęła jak rozjuszona kotka i podjęła kolejną próbę dostania się do skaleczenia na plecach, starając się przy tym jak najszybciej odwrócić od irytującego ją Władcy Złodziei. A ten, żeby było mu mało, nie ustawał w aluzjach do wczorajszego pocałunku i co było widać w rozluźnionym uśmiechu, oglądanie jej speszonego wyrazu twarzy, wyraźnie sprawiało mu radość.

To także przez niego się nie wyspała! Jak śmiał tak bezkarnie zakradać się do jej snów raz za razem, raz za razem i tak w kółko! Jak śmiał! Fakt, że w końcu obudziła się po północy rozpalona, a on spał w najlepsze, jeszcze bardziej ją poirytował. W dodatku teraz tryskał dobrym humorem, kiedy ona miała ochotę zabić cały świat, by jej nie drażnił.

– Do wieczora będziesz się tak wyginać? Powiem szczerze, że nie przeszkadza mi oglądanie tego nawet przez tydzień, jednak obawiam się, że nie dysponujemy taką ilością wolnego czasu. Może jednak...

– NIE! – warknęła raz jeszcze.

– Ale zauważ, że jeszcze godzinę temu twój strój wydawał się czysty, a w tym momencie wyglądasz, jakbyś pół nocy spędziła leżąc na bagnach, w dodatku pachnących nieciekawie. Nie uważasz, że lepiej będzie...

– Nie!

Podobna dyskusja trwałaby i dłużej, gdyby wraz z pierwszymi promieniami słońca przedzierającymi się przez korony drzew do ich ogrodu nie wleciał turkusowy motyl, zawieszając na moment potyczkę toczącą sią między tą dwójką. Kieran zmarszczył brwi i podniósł ze swojej na wpół leżącej pozycji. Thyra zamarła ze smugą maści na palcach, w kuckach i odwinięta w stronę sfruwającego na taras motyla.

Ten jednak nie usiadł, tylko rozsypał złote iskry i odleciał, a opadły pył ułożył się w zdanie-zagadkę:

Kto maniery ma wspaniałe, ten zobaczy Smocze Znamię – odczytał Kieran i jeszcze bardziej się zamyślił. To hasło nic mu nie mówiło, a występowanie w zagadce zarówno smoka, jak i manier, których im brakowało, zwiastowało pewne trudności.

– Co mają maniery do smoka? – zdziwiła się Thyra. – Czy smoki to nie te krwiożercze bestie, wytępione ze sto lat temu? Może nie chodzi o te smoki-smoki, tylko coś na kształt smoka, jakaś rzeźba, smocza góra...?

– Już raz zwątpiliśmy w dosłowność tych znaczeń i się pomyliliśmy. Sądzę, że chodzi o smoka-smoka, tylko pytanie, gdzie go szukać?

– Naprawdę?! Chcesz szukać smoka i uważasz, że to dobry pomysł?

– A masz lepszy? – Jego brew uniosła się sarkastycznie.

Thyra poczerwieniała, a na jej twarzy pojawił się wyraz zaciętości. I choć uparcie starała się wypatrzyć w słowach zagadki jakiegoś podwójnego znaczenia, innego sensu, to faktycznie nie dało się go połączyć z wyspą. Wszystko, czego się dowiedzieli w trakcie dwóch tygodni przebywania na niej, nie miało związku ze smokami. A teraz? Smok, a właściwie myśl o spotkaniu tego mitycznego zwierzęcia, wcale nie napawała ją dreszczykiem emocji. Nie, owszem, dreszczyk był, ale zupełnie inny.

Sharivan: Wyspy Odkupienia ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz