Namarie

142 21 5
                                    

Styczeń 2951 TE

– Wariacie, gdzie ty mnie zabierasz? – Zaśmiałam się, poprawiając jednocześnie w siodle.

– Zobaczysz... – Usłyszałam w odpowiedzi, a zaraz za tym pospieszenie drugiego wierzchowca.

– Nie pędź tak, proszę! Yerna nie nadąża! – Zawołałam za towarzyszem, który niedługo później zwolnił do kłusu.

Mimo że było już po wschodzie słońca, panowała jeszcze szarówka, z resztą, jak zwykle zimą. W tym roku była ona wyjątkowo łagodna w porównaniu do ubiegłych lat. Jednak i tak czułam lodowate powiewy wiatru na policzkach oraz coraz bardziej grabiejących dłoniach przez to, że zapomniałam wziąć rękawiczek, po tym jak współtowarzysz obudził mnie przed dwoma godzinami, dając niecały kwadrans na doprowadzenie siebie do porządku. Nie zdążyłam niestety zostawić ojcu informacji o tym, gdzie i z kim się wybieram, co spowodowało u mnie ściśnięcie w żołądku z nerwów. Wiedziałam, że z dużym prawdopodobieństwem skończy się to karczemną awanturą na pół woski i koniecznością kilkudniowej przeprowadzki do cioci, która mieszkała po drugiej stronie osady.

– Co cię męczy? – Usłyszałam jakby z oddali pytanie przyjaciela, przez co się ocknęłam.

– Martwię się...

– Czym? – Dopytał.

– Nie zostawiłam ojcu kartki z informacją, gdzie się wybieram i zastanawiam się, jak szybko będę musiała się zbierać do was, po powrocie... – Na to stwierdzenie zauważyłam, że młody mężczyzna zagryzł dolną wargę, ale po chwili powiedział z uśmiechem.

– Nie musisz się martwić... Ja zostawiłem, wiedząc, że ty możesz nie zdążyć tego zrobić.

– Naprawdę? – Czułam, jak kamień spadł mi z serca.

– Naprawdę! – Zaśmiał się.

– Gdzie ty ją położyłeś, że jej nie zauważyłam?

– W kuchni przy dzbanie z wodą... Po tym, jak wczoraj twój ojciec zabawił z młynarzem, na pewno tam pójdzie...

– Coraz częściej mu się to zdarza co mnie martwi... Albo po prostu zaczęłam bardziej to zauważać, albo on coraz mniej kryć niż wtedy jak byłam młodsza.

– Z wiekiem zaczynamy dostrzegać coraz więcej, czasami to dobrze, ale czasami działa to na naszą niekorzyść.

– Akurat tego, że ojciec sięga praktycznie codziennie do gorzałki, nie chciałabym się dowiadywać...

– Ale weź pod uwagę to, że przynajmniej wiesz, kiedy wybywać z domu bez uszczerbku na zdrowiu.

– Nie zawsze mi się to udaje... Dopiero niedawno zszedł mi siniec z twarzy, jak się zamachnął, bo rzekomo mu przeszkodziłam w czymś ważnym, a przykryłam go tylko kocem i zabrałam miskę, bo wylądował w niej twarzą, jak zasnął po powrocie z wizyty u kowala. Całe szczęście, że znalazłam bryłkę lodu w beczce na deszczówkę, żebym mogła trochę odcisk jego dłoni schłodzić, bo inaczej jeszcze miałabym kolorową twarz.

– A nie możesz się gdzieś przenieść?

– Gdzie niby? Od strony mamy nikogo nie znam a od rodziciela wszyscy pochowani... Jedynie mogłabym do Was, ale i tak twoja pomaga mi wystarczająco. Czasami żałuję, że nie poznałam nigdy swojej. – Zapatrzyłam się przed siebie, ale po chwili otrząsnęłam się z letargu. – Gdzie my właściwie jedziemy?

– Mogę ci powiedzieć, że zapewne tam jeszcze nie byłaś i jesteśmy w połowie drogi...

– Toś powiedział. Czekaj... Czekaj... A my w tym lesie nie byliśmy jakoś ostatnio?

Namarie (LOTR)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz