nineteen

655 43 6
                                    

3.10 p.m.

Ja: Cześć, kruszyno

Ja: Jak tam miewa się MOJA DZIEWCZYNA? 

— Twoja dziewczyna? — Podskoczyłem delikatnie na krześle, kiedy usłyszałem za sobą głos Derek'a. Mieszka z nami już od dwóch, prawie trzech tygodni. Tata wydawał się być zachwycony, ja niekoniecznie. 

— Czy ty musisz się tak skradać? — warknąłem. Odłożyłem telefon na stół, ekranem do dołu. Założyłem ramiona na piersi i popatrzyłem na Hale'a spod byka.

— Nie skradałem się — wzruszył ramionami i popatrzył na mnie z kpiącym uśmieszkiem. Masz szczęście, że jesteś wilkołakiem, pomyślałem. — To ty byłeś tak zapatrzony w komórkę. — Pokazał palcem na sprzęt, po czym ponownie wstrząsnął ramionami. Upił łyka jakiegoś soku, który trzymał w szklance w ręce, po czym przysiadł się do mnie. Uniosłem brwi i uważnie przyglądałem się jego poczynaniom. — Pisałeś z Malią? — spytał zaczepnie. Prześwietliłem go podejrzliwym spojrzeniem. 

— Po co ci to wiedzieć? — Mój głos był dziwnie chłodny. Zaskoczyło mnie to trochę, ale starałem się tego nie okazać. 

— Bo ten numer wcale nie był Malii — uśmiechnął się szeroko i ponownie pociągnął łyka ze szklanki. Uniosłem brwi jeszcze wyżej, o ile to w ogóle możliwe. Byłem ciekawy, ale i jednocześnie lekko przestraszony, w jakim kierunku pójdzie ta rozmowa. 

— A skąd TY to możesz wiedzieć? — prychnąłem. Młody Derek był jeszcze bardziej nie do zniesienia, niż Stary Derek. 

— Bo dała mi swój numer? — odparł beztrosko i opadł na oparcie krzesła, splatając przy tym ręce na torsie w podobny sposób, jak ja. 

— Słuchaj — warknąłem. Opuściłem ręce: jedną dłonią chwyciłem komórkę, a palec wskazujący drugiej wbiłem w kierunku jego osoby. — Przestań wtrącać się w nie swoje sprawy, to po pierwsze. Po drugie, trochę szacunku, bo, do kurwy nędzy, jesteś w moim domu i zawsze mogę wywalić cię stąd na zbity ryj. A po trzecie, mam głęboko w dupie, co dała ci Malia, po co ci to dała i co z tym zrobisz. Nie interesuje mnie to, słyszysz? Także jeśli myślisz, że coś zdziałasz szantażowaniem mnie - bo domyśliłem się, że to niego zmierzasz - to grubo się mylisz.

Niewiele brakowało, a doszło by do rękoczynów - oczywiście z mojej strony. Szalała we mnie furia. Właściwie, to nawet nie miałem pojęcia dlaczego i gdzie tak właściwie miała swój początek. Może to po prostu Hale działa na mnie jak czerwona płachta na byka, a ja niepotrzebnie zawracam sobie głowę? Zresztą, nieważne.

Wstałem gwałtownie od stołu. Krzesło zachwiało się niebezpieczne, ale w czas odzyskało równowagę. W przeciwieństwie do mnie. Zaczynając Derek'a ostatnim, wściekłym spojrzeniem, udałem się do swojego pokoju, przeskakując przy tym co dwa albo trzy schodki.

Wściekły pchnąłem drzwi; resztę zrobił za mnie przeciąg, spowodowany dużą ilością otwartych okien i niedużego wiatru na dworze. Drzwi zamknęły się z hukiem, przez co mimowolnie wzdrygnąłem się. Zacząłem krążyć po pokoju, wpychając dłonie w kieszenie jeansów coraz głębiej. Kiedy nic mi to nie dało, opadłem całym ciężarem na łóżko, przekręcając się przy tym ja  plecy. Jęknąłem sfrustrowany, przejeżdżając dłońmi po twarzy.

Telefon, który leżał tuż obok mojej głowy, zawibrował.

3.13 p.m.

Ves: Weź nic nie mów

Ves: Wybacz, że cię w to wplątałam

Ves: Ale chciałam utrzeć jej nosa tak bardzo

(Nie)zapominajka || Stiles StilinskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz