Rozdział 1

51 0 0
                                    

    Biegnę przez zatłoczone Kraków, próbując zachować nerwy na wodzy. Spoglądam na zegarek na ręce i co raz bardziej się denerwuję. Za dwadzieścia minut  rozpoczynają się zajęcia, a ja jestem jeszcze kawał od uczelni. Przystaję na chwile na zatłoczonej, ulicy floriańskiej,  żeby złapać oddech i nieco się uspokoić. Rozglądam się wokoło i chce mi się krzyczeć. Tłum. Wszędzie tłum, a ja nienawidzę tłumów.  Będę musiała się do tego przyzwyczaić. Ruszam w dalszą drogę, nadając większe tempo swoim krokom. W ostatniej chwili udaję mi się złapać autobus na uczelnie.  

    Siedząc w autobusie modlę się, żeby udało mi się dotrzeć na czas, aby nie zwracać na siebie uwagi. To ostania rzecz, jakiej teraz potrzebuję. Wyciągam z torebki książkę, którą ze sobą zabrałam, ale styl autorki jest zbyt wymagający, żeby mogła się skupić na czytaniu przy rozmowie starszych pań siedzących dwa siedzenia dale i muzyki puszczanej z tyłu autobusu. Chowam książkę z powrotem do torebki, po czym spoglądam na okolice za oknem. 

   Kraków bardzo mi się podoba, to przepiękne miasto zabytkowe ze swoim jedynym klimatem. Tylko za dużo ludzi. Do autobusu wsiadają dwóch bardzo przystojnych chłopków w moim wieku, spoglądają przelotnie na mnie, po czym odwracają wzrok. Przymykam powieki, wyobrażają sobie, jak komentują mój wygląd i wzdrygam się na samą myśl o tym. Nienawidzę swojego ciała. 

    W końcu udaję mi się dotrzeć na uczelnie.  Wchodzę do sali i z ulgą stwierdzam, że zajęcia się jeszcze nie rozpoczęły.  Siadam na końcu, w samym koncie i wyciągam zeszyt oraz długopis. Czekam. Rozglądam się szybko po sali. Jest prawie pełna, ale każdy jest zajęty sobą. Wzdycham i wracam myślami do dzisiejszego poranka. Dość nieudanego.  Nie dostałam pracy, ale chyba nie liczyłam, że uda mi się ją zdobyć na pierwszym razem. Do sali wchodzi wykładowca i zajęcie się rozpoczynają. 

   Po pół godziny słuchania o gromadzeniu starych dokumentów, czuję przemęczenie mózgu, jakby napisała maturę z matematyki.  Nie mogę się skupić, choć to co mówi profesor mnie ciekawi, jednak mam chyba dziś  zły dzień.  Mimo braku koncentracji notuję wszystko dokładnie, bo nie znam nikogo z roku, a już na pewno nie zamierzam kogoś obcego prosić o spisanie notatek. Podstawy archiwistyki nie są moimi ostatnimi zajęciami, nad czym ubolewam, bo jedyne czego teraz pragnę, to schowanie się pod kołdrę  i zapomniała o mojej pierwszej porażce. Spoglądam, co mam później i przewracam oczami,gdy widzę co mnie czeka. 

—  Cholera. Historia filozofii. 

—  Jasna cholera bym rzekła. — Spoglądam w bok, skąd dochodził  przyjemny damski głos. Dziewczyna z białym,  jak puch włosami, uśmiecha się do mnie, a ja odwzajemniam ten gest. 

— Mam wrażenie, że jak tylko usłyszę Sokrates i Arystoteles, to usnę jak nic. A jeśli profesor, będzie miał tak melodyjny głos jak on, to po słowach : Wiem, że nic nie wiem... już chyba nic nie będę wiedziała. — przy końcu swojej wypowiedzi zrobiła bardzo dramatyczną minę, która całkowicie pozbawiła mnie hamulca roześmiania się.  Profesor przerwał i spojrzał w naszą stronę srogo.  Spoważniałam natychmiast i udałam, że spoglądam do notatek. 

— Odzywaj się tylko wtedy, gdy wiesz, o co chodzi — szepnęła do dziewczyny. Uśmiechnęła się, a ja pokręciłam głową. Nie wierzę,  że właśnie zacytowałam Sokratesa. Dziewczyna zamyśliła się i już myślałam, że się do mnie nie odezwę, ale w końcu nachyliła się do mnie i powiedziała

— Często język wyprzedza myśli. — uśmiechnęłam się delikatnie i podjęłam grę. 

— Znajdujesz, to czego szukasz, umyka ci to, co zaniedbujesz. 

— Wszystko w miarę. — odpowiedziała. 

Ja już się nie odezwałam, bo nie mogła sobie przypomnieć więcej cytatów Sokratesa.  Ale co chwilę uciekała do dziewczyny wzrokiem.  Stukała ołówkiem w notatnik, jakby nie mogła się doczekać końca zajęć. I pewnie tak było. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 17, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Z daleka od uczućWhere stories live. Discover now