Jestem Paweł. Paweł Wrzos. Minęło już kilka lat od śmierci mojego ojca, Mieczysława, lecz dopiero teraz dostałem od niego tajemniczy list. W kopercie znalazłem zapiski i namiary na miasteczko, niezaznaczone na żadnej mapie. Ojciec kazał spalić tę wiadomość i zabronił tam jechać. Zastanawiałem się po co wspomniał mi o tym mieście, skoro nie mogłem się do niego udać. Wiedziałem jednak, że był on trochę niezrównoważony psychicznie więc wieść o jego śmierci przyniosła mi pewnego rodzaju ulgę, mimo, że był moim ojcem. W każdym razie, wynająłem miejsce w pobliskim metrze i już w poniedziałek byłem na podziemnej stacji. Pociąg zawiózł mnie na specjalny przystanek, skąd odebrała mnie taksówka. Pokazałem kierowcy współrzędne miasta, a on po dłuższym zastanowieniu pojechał w jego kierunku...
Taksówka podążała drogą przez pustkowia i miasta przez dwa dni. W końcu, pewnej nocy, dotarli na miejsce. Paweł zapłacił kierowcy i zaczął iść w kierunku pierwszych domów. Taksówkarz odjechał. Mężczyzna szedł krętą drogą zastanawiając się co spotka go u celu. Jego oczom ukazały się ruiny jakiegoś dużego budynku z kolumnami i kopulastym dachem. Prawdopodobnie był to jakiś pałac. Idąc dalej zniszczoną glebą, zauważył kościół. Wyglądał na opuszczony – drewno wyblakło, a ściany pokryte były bluszczem. Zaraz za zakrętem ujrzał domek letniskowy z ogródkiem pełnym winorośli. Pod ścianą szopki na grabie i łopaty, leżała butelka wina z roku 1111. Jako że chciało mu się pić przechylił naczynie i wypił duszkiem całą zawartość. Stracił przytomność na miejscu.
Paweł obudził się przykryty grubą warstwą śniegu. Gdy się podniósł, odkrył, że jest mu zimno. Z drugiej strony było to zrozumiałe – dookoła padał śnieg, a on był zupełnie nagi. Spojrzał wokoło. Było pusto. Po domu, przy którym zemdlał nie było śladu. Okazało się, że przedmioty w tym mieście losowo znikają i pojawiają się w różnych częściach świata. Jego ubranie teleportowało się do Australii, w dodatku zdał sobie sprawę z tego, że miasto jest opuszczone. Prawie... Tak naprawdę było nawiedzone i pozbawione mieszkańców. Pawła ciągle ktoś obserwował. Chłopak zaczął biec po lepkim śniegu – prześladowca wszczął pogoń. Mężczyzna przyspieszył. Gdy stracił nadzieję na ucieczkę, przed nim pojawił się budynek. Wbiegł więc do niego i zatrzasnął drzwi. Wszedł po schodach na strych. Znalazł tam broń, pożywienie oraz odzież. Ubrawszy się, wziął miniguna i podszedł z powrotem do drzwi frontowych. Powoli przekręcił gałkę i gwałtownie je otworzył. Zachłysnął się z przerażenia. Na progu stał zakapturzona postać z głową Kosa. Spanikowany Paweł rozpoczął ostrzał. Ducha przebiło na wylot ponad dwieście pocisków – jego ręce odpadły, a on sam runął do tyłu zatapiając się w śniegu. Człowiek usłyszał ciche tykanie. Spojrzał na ciało ofiary nim zdążyło eksplodować. Siła wybuchu odrzuciła go tak mocno, że wybił dziurę w ścianie w kształcie Pakosa. Cały obolały wstał na rozchwiane nogi i udał się do salonu. Było tu ciemno, więc zapalił światło. Ściany oblepione były plakatami naleśników, kiełbas oraz propagandy Kosowa. W rogu ujrzał włączony komputer. W wyszukiwarce widniało hasło „przepis na placki bananowe". Paweł podszedł do urządzenia i nacisnął ENTER. Wyświetlony został tylko jeden wynik.- Dziwne... - pomyślał mężczyzna, kliknąwszy w link. Wszedł na jakąś rosyjsko-chińską stronę, na której widniało zdjęcie. Przedstawiało fotel, na którym siedział Tajemniczy Nieznajomy Człowiek. Siedział tajemniczo na tajemniczym fotelu, w tajemniczy sposób patrząc na oglądającego grafikę. Pod spodem widniał napis: „Wynoś się". Nagle komputer się wyłączył. Zdziwiony Paweł wstał i przeszedł przez pokój. W pewnym momencie wszystkie światła zgasły, po czym usłyszał jakiś wybuch, wrzask oraz strzały z pistoletu. Minigun był uszkodzony od uderzenia w ścianę, więc poszedł do kuchni i wyjął z szuflady olbrzymi tasak. Udał się do tylnych drzwi i szybko je otworzył. Na czerwonym od krwi śniegu leżały dwa ludzkie ciała. Zza jednego z budynków wybiegł Szalony Szaleniec z bombą biologiczną na plecach, która przyklejona była taśmą klejącą. - Haaaaloooo!! Pomóż mi to odczepić, zostało nam jeszcze pięć sekund! – krzyknął. Paweł podszedł do niego z tasakiem i zaczął rozcinać taśmę. Mały stoper wskazywał, że do eksplozji pozostały trzy sekundy. Gdy rozbrojenie się powiodło, Szaleniec wyciągnął pistolet i skierował go w Pawła. Ten, zdziwiony i zdenerwowany, zamachnął się tasakiem i rzucił nim jak najlżej w kierunku napastnika. Przeciwnik pozbawiony został ręki, która upadła na ziemię i trysnęła krwią na ubranie mężczyzny. Oczy Szaleńca stanęły w słup, a jego ciało zesztywniało. Paweł patrzył jak morderca umiera jednocześnie zapadając się w śnieg, niczym w ruchome piaski. Obrócił się na pięcie, gdy nagle znów usłyszał tykanie, dochodzące spod śniegu. Coś cicho eksplodowało. Z białego puchu wyłonił się zastrzyk z szarawą zawartością w płynnej postaci. Paweł, nie mając nic do stracenia w tym strasznym miejscu, wszczepił płyn w żyłę. W jednej chwili poczuł, że ciepło rozchodzi się po jego ciele. Nic się nie działo. Wtem usłyszał śpiew – zdziwił się, gdy na dachu jednego z domów pojawił się tańczący Szpakot opiewający potęgę Ruchu Oporu. Na niebie urosła wielka tęcza. Nagle wizja zmieniła się, torturując go widokiem przerośniętej modliszki. Padł na ziemię, trzymając się za głowę. Modliszka uniosła swój piękny łeb i zaczęła wydawać jęki Prababci. Cierpiał. W jego umyśle działy się dziwne rzeczy. Owad zbliżył się do niego ziejąc ogniem. Gdy już popadał w totalny obłęd, wizja skończyła się. Leżał bez ruchu na podłodze jakiegoś domu, po czym zemdlał.
Obudził się przykuty do drewnianego stołu, żelaznymi okowami. Było ciemno i zimno. Nagle ktoś wszedł do pokoju i zapalił światło. Znajdował się w jakiejś piwnicy. Osobą tą był Tajemniczy Nieznajomy Człowiek we własnej osobie. Trzymał w ręku szpacze pióro.- Teraz powinienem Cię zabić... - powiedział TNC.- Nie, nie rób tego, Ty głupi grubasie! Ja znam jedynego na świecie Szpakosa! – zagroził Paweł. Po tych słowach Tajemniczy Nieznajomy powoli wyciągnął zza pazuchy strzelbę maszynową i przyłożył sobie do głowy. Pociągnął za spust i upadł na ziemię. Obręcze trzymające kończyny Pawła odpadły. Mężczyzna zaczął krzyczeć i rzucił się do zwłok – przecież był to niewinny człowiek. Szlochał i szlochał, ale nagle zdał sobie sprawę, z tego że ten osobnik chciał go przecież tutaj zabić, więc odszedł bez żalu. Gdy opuścił mieszkanie, miasto nie było już ośnieżone – była pełnia lata. Budynki, niegdyś zniszczone ruiny, były odnowione. Stał właśnie na jakimś placu. Ulice roiły się od ludzi. Jakiś Dżentelmen szedł chodnikiem, Paweł skorzystał więc z okazji i spytał go:- Przepraszam, to miasto było opuszczone... Skąd tu tylu ludzi?!Dżentelmen popukał się w czoło. - Chłopcze, coś Ty brał?! To miasteczko jest zaludnione od kilkuset lat!- Jak Ty się do mnie odzywasz człowieku?! – krzyknął zdenerwowany Paweł.- Hmm... Widzę, że przyda Ci się lekcja dobrego wychowania! W tym celu użyję piosenki! – zaśmiał się Staruszek. Dżentelmen zaczął śpiewać donośnie o tańczących Dżentelmenach. Paweł patrzył na niego tępym wzrokiem. - Zamknij buzię! – Ku zdegustowaniu Dżentelmen zaczął śpiewać jeszcze głośniej. - Nieee!!!! – Paweł wyciągnął spluwę na żelki Haribo i rozniósł głowę biednego mężczyzny na kilkaset kawałków. Cały pochlapany jego krwią, szedł dalej miastem. Nagle nadleciał helikopter ratunkowy z psychopatycznym Pilotem, bez celu mordującym mieszkańców. Paweł, który skrył się pod dachem jakiejś budki z hot-dogami, usłyszał śmiech zabójcy. W tym momencie został zauważony i ostrzelany. Otworzył drzwi i ukrył się w środku. Na półeczce leżała mała fiolka z jasnozielonym, świecącym płynem. Nie miał innego wyboru... Odkorkował fiolkę i łyknął z niej zdrowo. Nawiedziła go okrutna wizja przedstawiająca jakiś zniszczony budynek na pustyni i trzech chłopców. Jeden z nich wyjął pistolet i zastrzelił jego ojca. Zobaczył też jak cała trójka ginie, a helikopter odlatuje z miejsca zbrodni wraz z łysym Pilotem. Wkurzony jak nigdy podniósł rewolwer, który znalazł na ziemi, wyważył drzwi i ruszył w kierunku helikoptera. Gdy ten rozpoczął ostrzał, on pobiegł slalomem przed siebie wyczerpując zapasy amunicji w pojeździe. Paweł podskoczył i strzelił w okno kokpitu. Trafiony Pilot wypadł, a helikopter spadł na budkę, powodując eksplozję. Nagle pojawił się nad nimi pikujący w ich stronę samolot. Psychopata przetoczył się za budynek szkolny, uniknąwszy wybuchu, który zabił Pawła. Eksplozja rozrzuciła wokół tysiące odłamków – w tym również skrzydło, które odcięło Pilotowi głowę. Miasto znów ucichło...
YOU ARE READING
OCT: Saga Teksańska
Short StoryZwali się Jacek, Antoni i Irek. Trzej chłopcy, bezbronni i zniewoleni, zmuszeni do walki o przetrwanie pośród piaszczystych wzgórz, kryjących przerażające tajemnice sprzed wieków.