14. "Najwyraźniej duch święty"

21 1 2
                                    

Poranki bywają trudne, kiedy ciężar głowy przewyższa wagę całego ciała dziesięciokrotnie. Dawid z wielkim trudem otworzył oczy, walcząc z promieniami słońca, przedostającymi się przez liście. Mruknął coś niewyraźnie, sam nie zrozumiał, co chciał powiedzieć, i oparł zmęczony kark z powrotem o betonową nawierzchnię. Marta zaklęła pod nosem.

- Wstawaj, idioto - warknęła, chwytając go nieporadnie za ramiona. Jej głos powodował u niego migrenę; chciał, aby się zamknęła.

- Nie jęcz mi nad uchem. Zostaw mnie! - Wziął głęboki wdech, starając się odpocząć. Dzisiejsza noc była trudna. Wieczór kawalerski, pieprzenie prostytutki, pieprzenie się z jazdą metrem, bójka z jakimś bucem. Nie pamiętał jej dokładnie, ale miał nadzieję, że jego przeciwnik oberwał bardziej.

- Kurwa, Dawid, ruszaj dupę, bo dzwonię na policję! Nie chcesz się ocknąć na izbie wytrzeźwień! - zagroziła kobieta i nie doczekując się reakcji, kopnęła mężczyznę w nogę. - Świetnie. Radź sobie sam! Ja cię do mieszkania na pewno nie wpuszczę. - Wkurzona odwróciła się na pięcie, idąc do sklepu, gdzie chciała zaopatrzyć się w świeży chleb.

Kiedy wracała, Dawid już stał. Co prawda z trudem i gdy usłyszał jej kroki, stracił równowagę, puścił się płotu i wyrżnął orła, uderzając się w zsiniałą część twarzy. Zajęczał żałośnie.

- Nie wierzę, że uprawiałam z tobą seks - mruknęła dziewczyna, nie mając zamiaru mu pomóc. Mijając go jednak, przeszła nad nim i wskazując dłonią, kazała mu podążać za sobą.

- Twoje, kurwa, niedoczekanie - odpyskował cicho mężczyzna, z trudem podnosząc się z chodnika.

Jego sytuacja istotnie była żałosna, ale był jeszcze zbyt napojony promilami, by to przyznać. W nocy pomysł odwiedzenia kobiety wydawał mu się niezwykle błyskotliwy, lecz w miarę trawienia alkoholu, mózg rozjaśniały realne myśli.

Kupi jej za to bukiet kwiatów. Co najmniej. Takie zachowanie odkupiłyby chyba tylko bilety na Majorkę.

Ruszył za dziewczyną wolnym krokiem, mijając zamiast jednego chodnika, trzy, które mnożyły się z każdą chwilą. Świat nieprzyjemnie wirował, a w głowie szumiał hałas porannych korków. Dobrze, że dźwięki te wydobywały się z innych ulic, a na tej nikogo nie było.

Kiedy zobaczył przed sobą schody, poczuł bezsilność. Było ich pięć razy tyle, co w rzeczywistości. Potknął się, znów wywalając na podłogę.

Marta na pewno nie da rady go wciągnąć. Jednak zamiast jej wściekłego tonu, jej kroki tylko przyspieszyły, po chwili głuchnąc za drzwiami jednego z mieszkań. Stracił przytomność.

Leon na prośbę Marty o wniesienie menela do jej mieszkania parsknął śmiechem. Orientując się jednak, że to nie był kiepski żart brunetki, oderwał się od rozładowywania zmywarki i zszedł na dół do leżącego mężczyzny.

- O, kolego. Ale się naprułeś - parsknął, ocierając teatralnie łzę. Powoli złapał Dawida pod pachami i wyćwiczonym ruchem zaczął wciągać go na górę. Blondyn pojękiwał przy tej czynności, co kojarzyło się Leonowi z odbywaniem stosunku. "Ten to miał udaną noc".

Wnosząc mężczyznę do salonu, położył go na kanapie. Dawid jęknął z bólu. Był cały pokrwawiony, miał spuchnięte pół twarzy i zielono czarne plamy na koszuli. Widać było, że spędził noc na dworze.

- Marta, w jakim ty przebywasz towarzystwie? - zadrwił, dwuznacznie poruszając brwiami.

- Normalnie zachowuje się jak cywilizowany.

- Człowiek wyszedł z lasu, las z człowieka nigdy. - podpuścił ją.

- Ta małpa nie potrafi stać, nie mówiąc już o wspinaczce po drzewach. - Wzruszyła ramionami. - Trzeba go opatrzyć. Kurwa, nigdy tego nie robiłam.

SprężynaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz