Trawa, na której leżę, jest taka miękka. Jak pierzyna. Zachęca do spania. Jednak ja nie chcę spać.
Biała sukienka, w którą jestem ubrana nadaje mi wygląd niewinnego anioła. Ten efekt potęgują złociste loki okalające moją twarz, tworząc coś na kształt aureoli.
Pewnie uśmiechnął byś się do mnie tym pięknym uśmiechem i powiedział, że mój wygląd myli wrogów. A ja zażartowała bym, że jestem mistrzynią kamuflażu. Przez kilka dni nazywał byś mnie kameleonem.
Jednak nikt się nie śmieje z mojego żartu. Wokół panuje tylko cisza. Wiatr nie świszczy między gałęziami drzew. Ptaki zaprzestały śpiewać swe wesołe trele. Nie słyszę nawet swojego serca. Tak jakby cały wszechświat się nagle zatrzymał.
Jedynie chmury dalej nie przejmują się tym co się dzieje na stałym lądzie i leniwie płyną po zabarwionym na czerwono niebie.
Pamiętasz? To one nas połączyły.
To chyba najwcześniejsze wspomnienie jakie mam. Tak jakby z twoim pojawieniem zaczęło się moje życie. Byłeś od zawsze.
Ta polana to nasze miejsce. Tutaj się poznaliśmy. Bawiłam się z mamą w chowanego i wbiegłam do lasu szukając dobrej kryjówki. Nie przejmowałam się poranionymi bosymi stopami. Piekły, ale chęć wygranej nie pozwalała mi się na tym skupić. Biegłam na swoich krótkich nóżkach przez jakieś osiem minut. Dopiero, gdy nie potrafiłam już normalnie oddychać zatrzymałam się. Dyszałam jak pies i pewnie z koloru wyglądałam jak burak. Gdy po następnych paru chwilach zdołałam zaczerpnąć powietrza, ruszyłam przed siebie. Kilkaset metrów dalej znajdowała się piękna polanka. Tworzyła prawie idealne koło. Przez sam jej środek przepływał mały strumień. Rosa złagodziła ból moich stóp, co wywołało na mojej zmęczonej i mokrej od potu twarzy szeroki uśmiech. Obeszłam ja całą dookoła. Znalazłam kilka krzaczków z dorodnymi poziomkami i jagodami. Nazbierałam trochę owoców i poszłam położyć się w cieniu wielkiego dębu. Skonsumowałam je ze smakiem. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy, jakie to było lekkomyślne i niebezpieczne. Leżałam czekając aż mama mnie w końcu znajdzie. W tym czasie ja szukałam kształtów w chmurach. Pokazywałam moją małą rączką to co znalazłam i mówiłam po cichu co widzę.
-Ja tam widzę wielkiego pluszowego misia-usłyszałam nagle. Pisnęłam ze strachu. Nie zauważyłam, kiedy podszedłeś. Spodziewałam się zobaczyć mamę, a nie ciebie. Twoje piaskowe włosy spadały ci na piękne lazurowe oczy. Delikatna konstelacja piegów ozdabiała twój zadarty nos. Uśmiechałeś się tym swoim szczerbatym uśmiechem. Nie miałeś dwóch przednich, górnych zębów i jednego dolnego. Wyglądałeś uroczo.
Nie za bardzo wiedziałam co robić. Na szczęście uratowałeś mnie od podejmowania tej decyzji.
-Berek!-krzyknąłeś klepiąc mnie delikatnie w ramię. Nie mogłam ci przecież odmówić zabawy. Ze śmiechem zaczęłam cię gonić. Byłeś strasznie szybki. Nie potrafiłam cię dogonić, jednak mnie to nie zniechęcało, a motywowało. Starałam się przyspieszyć. Pech chciał, że poślizgnęłam się i uderzyłam łokciem o kamień. Z miejsca rozcięcia zaczęła lecieć powoli krew. Ręka strasznie mnie bolała. Usta drżały od wstrzymywanego płaczu.
Dopiero po chwili zorientowałeś się, że nikt cię nie goni. Odwróciłeś się i spojrzałeś na mnie z współczuciem. Sukienka mi się podwinęła. Na policzkach pojawiły się pierwsze mokre ścieżki po łzach. Brudne stopy i rozwalony łokieć. Musiałam wyglądać żałośnie. Ty powolnym krokiem przybliżyłeś się do mnie i pomogłeś wstać.
-Nie bój się, zaraz powinno przestać boleć-starałeś się mnie pocieszyć. Od razu poczułam się lepiej, bo w końcu dlaczego miałbyś mnie okłamywać? Zaprowadziłeś mnie do strumyka i przemyłeś ranę. Szczypało, ale skutecznie odwracałeś od tego moją uwagę.

CZYTASZ
Chmury
Novela JuvenilPamiętasz jak szukaliśmy kształtów wśród chmur. Byliśmy tacy szczęśliwi... Byliśmy.... I znów będziemy... ONE SHOT