.6.

873 68 13
                                    

— Uspokój się! — zaśmiała się do telefonu. — Zobaczysz, pewnie niedługo to zrobi. — usiadła w międzyczasie na stołówce przy stoliku Adriena. — Bądź cierpliwa, muszę kończyć, pa! — rozłączyła się i schowała urządzenie do torebki, wyjmując z niej inną torebkę, którą podała blondynowi. — To od mamy, wcisnęła mi, to gdy rano wychodziłam. — wyjaśniła.

— Kocham twoją mamę! — wymamrotał, wciągając zapach świeżych rogalików, ciastek i innych cudownych wypieków.

Kobieta zachichotała, obserwując zabawne zachowanie swojego przyjaciela. W międzyczasie dostała swoje zamówienie i zabrała się za jedzenie pysznie wyglądającego obiadu. Pałaszowała w ciszy makaron z piekielnie dobrym sosem i rozglądała się po pomieszczeniu pełnym ludzi. Zauważyła, że większość młodych kobiet zerkała na Adriena, a część z nich zabijała ją piorunującymi spojrzeniami. Nie wiedziała dlaczego, ale gdy patrzyła na te wszystkie dziewczyny rozbierające wzrokiem Adriena, czuła jakieś dziwne, nieprzyjemne uczucie. Coś jakby irytacja powiązana z jakimś innym dziwnym uczuciem… zazdrością? Spojrzała kątem oka na swojego przyjaciela, który ze smakiem i szerokim uśmiechem pałaszował smakołyki, które mu przyniosła i zastanowiła się, skąd to wszystko się wzięło. Potrząsnęła głową, gdy tylko usłyszała powiadomienie, które dochodziło z jej telefonu. Sprawdziła to i jęknęła niezadowolona, kiedy się okazało, że dostała wiadomość dotyczącą obowiązków, które musiała wypełnić na już.

— Ech, przepraszam. — westchnęła ciężko, szykując się do wyjścia. — Wysyłają mnie do hurtowni za miasto po materiały.

— Pojadę z tobą! — zaoferował szybko. — Wiesz, pomogę ci. I tak nie mam nic do roboty. — uśmiechnął się miło. — Leje, tak będzie lepiej.

Marinette zgodziła się na pomoc, przynajmniej nie będzie się nudziła za bardzo podczas drogi. I tak też było. Rozmowy na przeróżne tematy nie pozwalały jej nawet na to, żeby pomyślała o kimkolwiek innym, niż Adrien. Z nikim tak dobrze się nie rozumiała i z nikim tak dobrze jej się nie rozmawiało, jak właśnie z Agreste. Co było zbawienne podczas stania w korkach.

— Chyba niedługo będziemy bawić się na weselu. — zagadnęła, gdy stanęli na światłach.

— Gratulacje! — odparł blondyn. — Życzę wam szczęścia. — posłał jej najszczerszy uśmiech, na jaki było go stać w tamtej chwili.

Kobieta ściągnęła brwi, zastanawiając się, co takiego Adrien ma na myśli, a po chwili samochodu blondyna wypełnił dźwięczny śmiech jego pasażerki.

— Nie mój, głupku! — chichotała z jego myśli. Trzepnęła go po ramieniu. — Alyi i Nina! — wyjaśniła, gdy się uspokoiła.

— Co? — zerknął na nią przelotnie. — Nino nic nie wspominał.

— Alya znalazła tydzień temu pierścionek i jakby to powiedzieć… — zastanowiła się chwilę — świruje. — zaśmiała się. — Wiesz, wcale bym się nie zdziwiła, jakby to ona jemu się oświadczyła.

Wyśmienite nastroje towarzyszyły im aż do wejścia do wielkiej hali, która Marinette wielkością przypominała bardziej hangar lotniczy, a nie hurtownię z tekstyliami.

— To czego potrzebujemy? — Adrien podszedł z wózkiem, na który bez problemu zmieści się kilka beli z materiałami.

— Już patrzę. — mruknęła, wyjmując telefon. Po chwili stukania w matrycę urządzenia odnalazła wiadomość, w której załączniku była zamieszczona lista potrzebnych tkanin. — Potrzebujemy jedwabiu w kolorze indygo, szafranowej bawełny, ametystowej wełny, wrzosowego lnu, konopi o alabastrowej barwie, burguntowej wiskozy, wiskozy o odcieniu biskupim, kaszmiru w błękicie paryskim i juty w błękicieThénarda, lilowego jeansu i akrylu o wdzięcznej, majtkowej barwie. To wszystko. — zakończyła swoją wyliczankę, po czym spojrzała na Adriena.

Młody mężczyzna miał wrażenie, że znalazł się zupełnie na innej planecie. Według Marinette miał taką minę, jakby ktoś naukowo udowodnił i powiedział mu, że dwa plus dwa wcale nie równa się cztery. Może i pracował całe swoje życie w branży modowej, ale nie miał za grosz pojęcia, o czym mówi jego przyjaciółka. Był tak zagubiony, jak dzieciak pierwszego dnia w nowej szkole.

— Tak trochę nie mam pojęcia, co właśnie do mnie mówiłaś. — przyznał, przeczesując swoją jedwabistą blond czuprynę.

Marinette zaśmiała się jedynie z tego. Poprosiła go, żeby szedł za nią, a ona wszystkim się zajmie.

Lawirowali w nieskończonym labiryncie bez wyjścia utworzonym z potężnych regałów, na których piętrzyły się przeróżne tkaniny we wszystkich możliwych barwach. Adrien w życiu by nie przypuszczał, że istnieje aż tyle kolorów.

To będzie prawdziwe Mission Impossible! Przeszło mu przez myśl. Patrzył, jak jego towarzyszka przegląda próbki i delikatnie przeciąga po nich dłonią, by finalnie wybrać tę najlepszej jakości. Zachwycał się każdym jej ruchem, mając totalnie gdzieś jakieś tam kolorowe szmatki.

Okazało się, że sportowe auto Agreste jest zdecydowanie za małe na upchnięcie w nim takiej ilości bel z materiałem, dlatego wykonał telefon i zlecił przysłanie firmowego samochodu. Sam odwiózł po tym wszystkim Marinette prosto pod drzwi piekarni.

👹👹👹

Ahoj!

Następny prawdopodobnie będzie poświęcony Alyi i Nino. I nie, nie wiem jeszcze, czy Alya się mu oświadczy. Wszystko wyjdzie w praniu xD

Powodzenia w szkole! ;)

Przyjaciele? ||Miraculos||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz