Beznadziejny sposób na podryw

83 7 0
                                    

For Cameron Boyce 💔

*oczami Sophie*

Jeszcze dokładnie pamiętam ten dzień. Było lato. Z 30 stopni Celsjusza na dworze ogrzewało całe moje ciało. Nie było to zbyt przyjemne, ponieważ po prostu się topiłam. Tak, ubrana w krótką koszulkę na ramiączkach, cienkich krótkich spodenkach, cała się topiłam. Nie przesadzam, uwierzcie. Ale do rzeczy. Przechadzałam się właśnie po parku. Szłam spokojnie, słuchając muzyki i rozglądając dookoła. Przynamniej wydawało mi się, że dość dokładnie patrzyłam na prawo, lewo, do przodu i tyłu. Jednak chyba nie zrobiłam tego z dość dużą precyzją. Jakiś chłopak podszedł do mnie, całkowicie zaskakując i strasząc przy tym. To znaczy, nie dlatego że był brzydki albo coś w tym stylu. Właściwie, naprawdę przystojnie wyglądał. Słodziak. Czarne kręcone włosy, piegi w okolicach nosa i mało widoczny uśmieszek. Po prostu podszedł do mnie od tyłu, przez co o niemal nie dostałam zawału. Zaczepił mnie i zapytał:
- Mogę na chwilę twój telefon? Proszę! Muszę zadzwonić, a mój się rozładował. Chyba w końcu powinienem pamiętać o ładowaniu go przez noc. Wybacz. - drapał się po karku, co było ultra urocze. Aż tak urocze, że przez chwilę nic nie mówiłam, tylko po prostu na niego patrzyłam. Pierwsze wrażenie jest najważniejsze, a ja już zjebałam. - Mogę?
- A um... - otrząsnęłam się i podałam mu swój telefon. Uśmiechnął się lekko, a ja to odwzajemniłam. Pamiętam jeszcze jego uśmiech. Piękny. Wręcz idealny! Nie wiem, czy da się go opisać dokładniej, bo chyba po prostu nie ma takich słów, które dobrze odwzorowałyby moje wrażenia.
- Dzięki. I nie bój się, nie ukradnę. - puścił mi oczko, widząc, że mam pewne obawy. Właściwie to chyba mu się przewidziało. Nie wiem czemu, ale ufałam mu. Czułam, że nie kłamie.
Zaczął dzwonić na jakiś numer, gdy nagle komórka w jego kieszeni zaczęła wibrować. Aha, czyli jednak się do niego pomyliłam. Kłamał.
- Nie chcę być niesprawiedliwy i chamski wobec ciebie, więc od razu zapytam: mogę zapisać sobie twój numer? Może byśmy się poznali? - zapytał, po czym wyciągnął dłoń w moją stronę. Trochę nie spodziewałam się tego, ale uścisnęłam ją. - Jestem Cameron. Cameron Boyce.
- Sophie. Sophie Reynolds. - odpowiedziałam lekko speszona jego uśmiechem. Za mocno na mnie działał. To aż dziwne. Był mi całkiem obcy. - Ok, możesz zapisać mój numer, ale...Trzeba przyznać, że to był beznadziejny sposób na podryw.
Całkowicie rozszerzył oczy, przez co dostałam ataku śmiechu.
- Słucham? Jeśli działa, to jest genialny! - bronił swojego.
- A działa? - zapytałam, unosząc jedną brew.
Nagle przybliżył się do mnie. Między nami był może 1 centymetr odstępu może mniej, przez co zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco.
- Ty mi powiedz. - patrzył mi prosto w oczy. A ja jemu. To było dziwne i niezwykłe w tym samym momencie. Nawet go nie znam, a dotąd robi mi się gorąco, kiedy przypominam sobie sytuację.
- Maybe troszkę. - ciężko odpowiedziałam. Sprawiało to wrażenie, jakby zabierał mi całe powietrze. Nie bardzo wiem, jak to wytłumaczyć. Nigdy wcześniej nie doznałam takiego uczucia. Tak jakby w brzuchu coś chodziło. Ba! Bardziej stepowało! Jestem też niemalże pewna, że dostałam chwilowej gorączki? Chyba tak to powinnam nazwać...
I tak właśnie się zaczęło. Ja - zwykła dziewczyna chodząca do 3 klasy w I LO i on - chłopak, który beznadziejnie podrywa dziewczyny. Od tamtej pory byliśmy niemalże nierozłączni. Zaczęliśmy często się spotykać i po prostu dobrze się bawić. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Nawet przypomina mi się jedno z naszych pierwszych wyjść...
*retrospekcja*

- Nie dasz rady, debilu! - krzyknęłam, śmiejąc się na cały lokal.
- Przepraszam, ale proszę uważać na język. Jestem z małymi dziećmi. - burknął na mnie jakiś facet, a ja od razu przeprosiłam. Cam strasznie się ze mnie nabijał. Oczywiście nie zignorowałam go, tylko uderzyłam w ramię. Nie mogłam mu odpuścić, głupia nie jestem.
- Nie dasz rady. - powiedziałam już nieco ciszej i bez brzydkich słów.
- A mi się wydaje, że uda mi się. Nie wierzysz we mnie? - zapytał, a ja średnio wiedziałam, co odpowiedzieć.
- Nie wierzę. - założyłam ręce na pierś i czekałam co odpowie. Przyjął tą samą pozycję.
- To zrób to ze mną. Wtedy się uda. - rzekł pewnym siebie głosem, wiedząc że zmięknę. Znaliśmy się wtedy może 4 miesiące, a on już znał mnie lepiej niż własną dłoń.
- Wiesz, że jesteś głupi? - spytałam.
- Wiesz, że i tak mnie kochasz? - puścił oczko, a ja jedynie wzięłam do buzi jedną z dwóch słomek. Jak razem to razem.
- Gotowy? - ledwo udało mi się to powiedzieć, bo już miałam w ustach kolorową rurkę.
- Od urodzenia. 3, 2, 1! Start! - krzyknął i szybko zaczęliśmy pić. O co chodzi? Cóż...Cameron zamówił sobie DUŻEGO shake'a. Tylko że nie sądził, że będzie to porcja dla Hagrida! "Dzban" lodów miał może 2 litry! Szczerze? To nawet nie było dobre! Ale dość dużo kosztowało, więc musieliśmy wypić. Nie marnujemy pieniędzy raczej. Gdybyśmy mieli więcej, to może...
Dotąd pamiętam, jak mieliśmy taki sposób myślenia. Nigdy nie marnowaliśmy pieniędzy. Byliśmy na ogół bardzo oszczędni. Dotąd tak zostało ( przynamniej w moim przypadku ), ale jest jedna różnica. Mam dużo pieniędzy. Cam z resztą też. Jak to się stało, że dużo zarobiliśmy? Chętnie opowiem.
*retrospekcja*

Cophie - Beznadziejny sposób na podryw { FOR CAMERON BOYCE } [ One Shot ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz