II - Początek drogi

17 2 2
                                    

Nie minęło parę chwil odkąd wyjechała w można by rzec podróż swojego życia, a na dworze zerwała się gromka ulewa, prawdziwe oberwanie chmury. Niebo poczerniało jeszcze bardziej, bardziej nawet niż smoła. Teraz poza niewielkimi umiejętnościami prowadzenia samochodu i złe warunki oraz niemal zerowa widoczność dawały jej się we znaki. Starając się na to nie zważać jechała dalej. Pchana do przodu strachem przed tym jaki los mógłby czekać ją u boku krwiopijcy jechała na tyle szybko, na ile tylko mogła. Odgłosy kruków i sów wybijające się z pomiędzy czarnych pni przyprawiały ją o dreszcze, a przy akompaniamencie deszczu odgłosy te zdawały się łączyć w pewną ponurą, straszną melodię.

Przez dłuższy czas jechała drogą nie zauważywszy nawet jednego innego kierowcy. Zupełnie jak gdyby jakaś dziwna moc odpychała wszystkich o zdrowych zmysłach od tego miejsca. Już dawno nikt nie wierzy w wampiry, ale gdzieś głęboko w ludzkiej psychice zachował się strach przed nimi i podświadoma niechęć do wyruszania w drogę gdziekolwiek nocą. Wydawało jej się jakby trafiła do innego wymiaru, do limbo, w którym wszystko dookoła ją przytłacza. Droga była prosta na większości swojej długości, lwia część zakrętów była łagodna. Dziewczyna dawała radę w nie wchodzić i miała wrażenie jakby prowadzenie szło jej coraz lepiej. Próżna jednak była jej radość ponieważ moment po tym wpadła w poślizg na ostrym zakręcie, którego się w ogóle nie spodziewała. Próbowała opanować pojazd, jednak śliska droga jej na to nie pozwoliła. Samochód wjechał prosto w drzewa kosząc niski przydrożny drewniany przydrożny, a samemu się rozbijając. Z całego wypadku wyszła cało, a obrażenia, które otrzymała rozpłynęły się w ledwie chwilę niczym płynąca z nich krew na deszczu, był jednak to potężny cios w morale dziewczyny. Wyszła wolnym, zrezygnowanym krokiem na niezmiennie pustą drogę, a łzy same pchały jej się do oczu. Nie chciała płakać, jednak nie potrafiła tego pohamować. Klęknęła więc na asfalcie i kwiliła cicho, żałośnie.

"Kolejna porażka, kolejny cios, to zbyt wiele, zbyt wiele naraz, ja... boje się. Co się ze mną stanie, gdzie dojadę, na kogo trafię? Czy znajdę schronienie przed wschodem słońca? Jak zareagują na mnie ludzie? Nie chcę być tym czymś, tym wampirem, czy czymkolwiek teraz jestem! " Uderzyła pięścią o jezdnie raniąc swą dłoń, wykrzywiając twarz w grymasie bólu. "Ahh! Ała..."

Czas mija bohaterce na płaczu, rozmyślaniach, walce z frustracją i lawiną myśli. Gdyby nie szum deszczu cisza pochłonęłaby ją w całości i zamknęła na dobre. Czas mijał, a fatalna sytuacja zdawała się nie mieć końca, nigdy nie ulec poprawie. Nadzieja niby kamień w wodę tonęła coraz bardziej i bardziej. Mijały sekundy, minuty, godziny... I gdy niemal całkowicie straciła nadzieję usłyszała to, usłyszała jadący w oddali samochód. Nie wiedziała kto to jest, jakie ma zamiary. Ale zważywszy na brak innych, lepszych opcji postanowiła spróbować w jakiś sposób zwrócić się do kierowcy o pomoc. Powstała i stanęła po środku drogi unosząc wysoko ręce i machając nimi z boku na bok by kierowca mógł ją łatwiej zauważyć. Maszyna zbliżyła się wystarczająco blisko by światła reflektorów były w stanie oślepić Julię, kierowca widząc przed sobą ludzką sylwetkę zatrzymał się.

Podeszła do drzwi od strony kierowcy, zapukała w szybę, jej oczom ukazał się mężczyzna w wieku ponad dwudziestu lat o długich włosach koloru ciemnego brązu oraz brodzie. Ubrany był w górną część munduru, oliwkowe bojówki z dużymi kieszeniami, wojskowe wysokie buty wykonane z czarnej skóry, a na jego szyi widniał spory, srebrny krzyż. Zdążywszy się uspokoić zapytała głosem o słyszalnym frasunku, który dziewczyna jak tylko mogła trzymała w karbach.

- Przepraszam pana, czy mógłby mi pan pomóc? Bardzo proszę. Ja... właśnie rozbiłam samochód, siedzę tu po środku niczego już dłuższy czas, jest mi zimno i nie wiem co robić. Jest pan pierwszą i niestety... możliwe, że ostatnią osobą, która mogłaby mi teraz pomóc.

- Wszystko w porządku, nic ci nie jest? Wyglądasz na poobijaną, twoje ubranie jest podarte w kilku miejscach, ma na sobie ślady krwi - zapytał mężczyzna, jednak gdy dokładniej się przyjrzał nie dostrzegł ran. Wzbudziło to w nim podejrzliwość, jednak nie okazywał tego nieznajomej.

- Nic mi nie jest, dziękuję. Miałam bardzo dużo szczęścia, niestety mój samochód już nie. Wpadłam w poślizg, straciłam nad nim kontrolę no... i widać co było dalej

Mężczyzna zmierzył ją uważnie wzrokiem od stóp, na oczach się zatrzymawszy. Patrzy w nie przez krótką chwilę, zerka na usta. "Coś mi tu nie gra pomyślał" i ponownie odezwał się do dziewczyny.

- Twoje oczy, są dziwnie czerwone, nawet tęczówka, a białko oczu zdaje się blaknąć, szarzeć. Wszystko w porządku?

- wydaje ci się, to przez płacz i tą całą ciemność wszędzie dookoła - odpowiada najpewniej jak tylko jest w stanie by mężczyzna jej uwierzył i nie miał żadnych obaw, czy też podejrzeń

- Rzeczywiście, może mi się tylko wydaje - wypowiada chłodnym tonem bacznie obserwując osobę na przed swoimi oczami

- Na pewno - dziewczyna się lekko odsuwa od drzwi samochodu wyczuwając niepewność i nieufność wobec swojej osoby

- Nie odsuwaj się tylko wsiadaj bo się zaraz przeziębisz, zabiorę cię. - odpowiada brodacz

- Chwila, ale przecież ty... Nie byłeś wobec mnie nieufny? - zapytała zaskoczona dziewczyna

- Byłem i dalej jestem, ale co byłby ze mnie za człowiek gdybym nie pomógł bliźniemu w potrzebie? Wsiadasz, czy będziesz dalej tak stała i marzła?

- Naprawdę dziękuję za podwózkę, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak jestem Ci wdzięczna - uśmiecha się, po chwili przypominając sobie o kłach. Szybko zamyka usta i odwraca głowę myśląc " ty idiotko, módl się aby tego nie zauważył"- Wsiadając do terenowego samochodu zatrzasnęła drzwi z hukiem, silnik wydawał charakterystyczny warkot i auto ruszyło przy nieprzerwanym akompaniamencie deszczu i stłumionych odgłosami silnika dźwiękach lasu. Droga mijała spokojnie. Zaniepokojenie w dziewczynie wywołuje jedynie wysoki ton obijającego się o siebie metalu dobiegający z bagażnika samochodu.

- Drobiazg, ludzie powinni sobie pomagać. Prawda? - odpowiada kładąc szczególny nacisk i akcent na słowo "ludzie". W trakcie wypowiadania tych słów jego prawa ręka jakby na zaś, jakby w gotowości na coś nieoczekiwanego poluźniła chwyt kierownicy

- Tak. Oczywiście, że "ludzie powinni sobie pomagać". Dlaczego mieli by tego nie robić? - zachichotała nerwowo kończąc wypowiadane słowa jak gdyby chcąc nieco rozluźnić atmosferę.

- A więc dokąd jechałaś w środku nocy, po środku niczego?

- Do Sztokholmu, uwielbiam podróżować - odpowiada pewnie, zachowując się jak najbardziej ludzko - Tak w ogóle jestem Julia - uśmiecha się i wyciąga rękę w kierunku mężczyzny

- Michael - odpowiedział oszczędnie, po czym pewnie podał dłoń Juli - Co zamierzasz teraz zrobić?

- Ja... Nie wiem, pojęcia nie mam.

- Jedziesz i nie wiesz dokąd? - zapytał zdziwiony Michael

- Tak jakoś wyszło - osóbka odpowiada jakby obojętnie

- Mi możesz powiedzieć - zaczyna się chwilę serdecznie śmiać, po czym dodajęchłodnym, złowrogim, różnym od poprzedniego o sto-osiemdziesiąt stopni tonem -Nie gryzę...

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Sep 08, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Prawdziwe ja...Where stories live. Discover now