"Złodzieje, którzy żyją lepiej od nas"

3 0 0
                                    

Irlandia zachodnia, 1892 chłopi buntują się przeciwko bogatym właścicielom ziemskim,którzy nakładają ogromne czynsze dzierżawcze i wysiedlają ich namiastkę własności.

Mała wioska nazwana ich najbogatszym członkiem "Inwerd", który posiadał jedynie niewielkie udziały ziemskie oraz hodowlę koni.
Podczas codziennych obowiązków 22 letni Andrew Mavel czekał, by rozmówić się z jego jedynym przyjacielem. Ten jednak długo zwlekał z przyjściem, ża sam Andrew wymyślał sobie jaki tym razem powód jego spóźnienia poda.
Wokół oprócz niczym wyróżniających się domów, które były budowane z drewna oraz niewielkiej ilości kamieni nie było znać. Jedynie jabłoń wskazywała godzinę, choć nie zawsze była skłonna zaoferować przyzwoity cień, bowiem ziemia jaka została Mavel'om zbytnio owocną nie była i rozprowadzać się mógł jedynie pył.
Andrew widząc wreszcie wyłaniający się spoza małej górki cień postanowił nieco wystraszyć spoźnialskiego. Przykrył się swoim swetrem, że jego bujne ciemno brązowe włosy okalały już całe czoło. Widać jedynie było jego jakże piękne brązowe oczy, których nie miał jeszcze żaden kawaler w ich małej wiosce. Andrew czekając z niecierpliwością na przyjaciela John'a zobaczył z daleka wyłaniającą się postać w białej sukni. Widział natomiast tylko jej bujne brązowe włosy i delikatną twarz. Zobaczył, że dziewczyna widząc mała rzekę, która nie pozwoliła jej dostać się na terytorium ich wioski zawróciła. Andrew poprzez zapatrzenie, nie zauważył, że John już ponad minutę stał i czekał, aż ten ocknie się i w końcu zobaczy jego obecność.

-Witam- krzyknął lekko zachrypialym głosem John, spoglądając na dziewczynę, w której zapatrzył się Andrew.
-Za każdym razem każesz na siebie czekać, co tym razem? Niech zgadnę...
-Zanim zaczniesz wymyślać te bzdury, lepiej powiedz czy podoba Ci się ta niewiasta na tym jakże urodziwym koniu- przerwał. John uśmiechał się z lekka, przymróżajac oczy przez słońce, które akurat dodawało mu odrobinę kpiny z przyjaciela.
-Jest...jak każda inna- odpowiedział wymigują się z lekka, chcąc od razu zacząć inną rozmowę- Widzę, że nie chciałeś spotkać się na zwykłe gadanie, coś poważnego?
-Nie- odparł, od razu kontynuując temat- Tak się składa, że znam tą piękną dziewczynę.
Andrew jeszcze raz spojrzał w miejsce gdzie widział po raz pierwszy kogoś tak urodziwego, jednak nie było po niej śladu. Następnie czując lekkie skrępowanie powiedział.
-I pewnie rozmawiałeś całymi godzinami- spojrzał na niego, klepiąc go w ramię
-Jak tu stoję.
-Wiec kim ona jest?- spytał w między czasie udając się w cień za dom.
-Tak się składa, że to córka jednych z najbogatszych tutaj w Galway.
-John, bój się Boga! Ci ludzie to oszuści- krzyknął mocno zdziwiony Andrew, nie kryjąc złości do Johna.
-Jej krewni, nie zaprzecze, lecz ona jest... aniołem- odparł patrząc w niebo, lekko zamarzony
-Ty chyba nie wiesz o czym mówisz. Ta dziewczyna ma diabła za kołnierzem tak samo jak jej ojciec, matka,brat czy kogo ona jeszcze tam ma...- wyliczał cały zdenerwowany patrząc z oburzeniem na przyjaciela, który nic nie robił sobie z tego, że on właśnie mówi według niego o najgorszych złodziejach w okolicy- To są...złodzieje, którzy żyją lepiej od nas. Spójrz!- kontynuował wskazując palcem na jakże nieurodzajne pole- Widzisz? To co nam zostało, przez takich ludzi jak ona...
-Czyli straciłeś do niej ostatnie resztki szacunku?- spytał nieco poirytowany, marszcząc czoło i patrząc głęboko w oczy Andrew'a
-Tak- odparł, przybliżając się do niego i chcąc dokończyć swój wywód złapał za swój stary kapelusz- Oto co mi pozostało, potargany kapelusz- po tym wszystkim usiadł na beli i popatrzył po raz kolejny na swoją posiadłość.
John widząc zbytnie zmartwienie swojego przyjaciela postanowił jednak usprawiedliwić córkę Rooker'ów.
-Mylisz się...nie ma z tym nic wspólnego. Ile bym dał, by porozmawiać z nią jeszcze raz. Kto choć raz miał szczęście to zrobić ma o niej dobre zdanie- mówiąc to nachylił się w stronę Andrew'a- Nie musisz oceniać jej ze względu na rodzinę i to co wyrządzają takim ludziom jak nam.
Andrew popatrzył głęboko w oczy John'owi, następnie lekko poruszył głową, a następnie wstał i odchodząc kilka metrów odrzekł:
-Wybacz, ale muszę jeszcze posprzątać na podwórzu...
-Cóż- odrzekł, wstając. Nie będę Cię zmuszał do swoich racji, ale...
-Posłuchaj- mówiąc głośniej podszedł do przyjaciela i mówiąc z pogardą dokończył- Nie bądź głupi, zobaczymy się jak zaczniesz gadać jak normalny człowiek- mówiąc to odszedł w stronę wejścia domu. John postanowił pójść bliżej rzeki i czekać na piękną Katie- bo tak nazywała się znana z swej dobroci, córką zamożnych właścicieli ogromnej liczby posiadłości i ziem. Andrew natomiast widząc przez okno zachowanie przyjaciela zastanawiał się czy oby to wszystko jest prawdą. Jednak jego myśli uległy zmianie, kiedy wspomniał sobie chociażby jeden incydent z jej rodziną i to jak przez opóźnioną zapłatę czynszu na własne oczy jego plony zostają spalone oraz ziemia odebrana.

In Pursuit of FreedomWhere stories live. Discover now