Wracałam zmęczona z kolejnej wyprawy do miejsca, gdzie mieszkałam, kiedy jeszcze nie snułam się po całym Śródziemiu. Dokładniej zamieszkiwałam Numenor wraz z moją rodziną, królem Elrosem, starszymi bratem i siostrą. Nasza siedziba mieściła się w ogromnym, staroelfickim zamku. Nigdy nie byłam prawdziwą księżniczką, godną tego miana. Nie czułam potrzeby ubierania różnobarwnych sukni czy wysławiania się w bardziej czy mniej wyrafinowany sposób, dlatego całe dnie szkoliłam się w walce wręcz. Zaczęłam od prostych ćwiczeń kopiując pewne czynności od trenujących strażników w zamku. Kiedy nadarzyła się okazja, wyjeżdżałam na swoim siwku coraz dalej aż w końcu osiągnęłam dorosły wiek i wyjechałam na stałe. Tułałam się po całym Śródziemiu, przy okazji zwiedzając jego ciekawe zakamarki. Po pewnym czasie ojciec obmyślił ze swoim bratem i innymi elfickimi władcami za kogo miałby wydać moją siostrę i oczywiście mnie. Nie ustalono żadnych pozytywnych wytycznych co do mojej osoby, w ten sposób ratując mnie od małżeństwa. Za to moja siostra siłą rzeczy, za nienaganne maniery i wyszlifowany charakter, postanowiono wydać za jednego z rodu leśnych elfów, syna króla Thranduila. Niestety imienia nie zapamiętałam. Mój rodziciel zarządził, że mamy całą rodziną wyjechać do Rivendell, gdzie moja siostrzyczka pozna swojego przyszłego męża. Przy okazji ja także miałam znaleźć sobie wybranka, co było zdecydowanie niewykonalne. Przez nakaz ojca musiałam porzucić życie podróżnika aby znaleźć męża. Przy okazji musiałam wrócić na parę dni do rodzinnych stron, aby "przypomnieć sobie jak to jest być księżniczką" jak to napisał mój rodziciel. Zbliżało się południe, a ja na swoim srebrnym koniu Wichrze przemierzałam bezkresne łąki w pobliżu Samotnej Góry. Delektowałam się nieskazitelną pogodą. Ciepłe promienie słońca ogrzewały moją bladą twarz. Mijałam położone niedaleko Miasto na Jeziorze, gdzie niegdyś płonął ogień smoka. Na dnie naturalnego zbiornika wodnego leżał ogromny szkielet bestii. Zawsze chciałam je zobaczyć, ale nie miałam czasu. Widziałam już z daleka granicę Leśnego Królestwa, którą tworzyły ułożone w nieładzie iglaste odmiany drzew, którym towarzyszyła ogromna, turkusowa rzeka. Pospieszyłam swojego rumaka, aby nie musieć nocować w Mrocznej Puszczy. Każda istota wiedziała, że w nocy jest tam niebezpiecznie. Pełno tam orków oraz pająków. Po kilku kwadransach dotarłam na granicę Leśnego Królestwa. Ciarki przeszyły moje całe chude ciało, na samą myśl o opuszczeniu rozciągającego się za moimi plecami słonecznego nieba i czystego powietrza, którym delektowałam się całymi dniami. Niestety musiałam być posłuszna ojcu, chociaż nie traktował mnie tak jak rodzeństwo. Przez moje wcześniejsze nieposłuszeństwo nie przepada za mną. Powodem takiego traktowania było także moje podobieństwo do matki, co nie pozwoliło mu o niej skutecznie zapomnieć. Powoli ponagliłam Wichra. Siłą rzeczy wkroczyliśmy na teren puszczy. Powietrze automatycznie zaczęło być coraz cięższe z każdym krokiem. Niebo zostało przysłonięte przez ciemne korony ogromnych drzew. Dzielnie przemierzałam kolejne mroczne skwery. Nie mogłam zmienić drogi, bo ta była najkrótsza, ale nie należała do najłatwiejszych i najbezpieczniejszych. Powoli zagłębiałam się w ciemne ciało boru. Nie mogłam uwierzyć, że kiedyś moja siostra zasiądzie na tronie tego tajemniczego królestwa. Pomimo ciemności i dziwnych zakamarków Mroczna Puszcza miała w sobie coś co zachwycało serce. Przemierzałam coraz pewniej jedyną w tym lesie wiarygodną ścieżkę. Nałożyłam na swoje długie, brązowe włosy ciemny kaptur, przy okazji zasłaniając swoją twarz. Ścieżka stawała się coraz bardziej kręta i zawiła, a okolica niezbyt urodziwa. Strugi światła spływały gdzieniegdzie przez ogromne korony drzew. Miałam wrażenie, że się zgubiłam, bo przemierzałam po raz kolejny to samo miejsce. Nagle obok mojej głowy przeleciała elficka strzała i wbiła się w ciemny pień sąsiedniego modrzewia. Osobnik na szczęście chybił, ale było blisko. Zeskoczyłam z konia. Stanęłam twarzą w twarz z nieznajomym elfem, który mierzył do mnie z łuku. Miał długie, w odcieni jasnego blondu włosy opadające na plecy. Jego niebiesko szare oczy świeciły nienawiścią z odległości paru metrów. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo dawno nie walczyłam z elfem. Ofiarami moich ataków padali głównie orkowie, a taki gagatek to nowość. Na szczęcie był sam. Wyciągnęłam miecz, odbijając kolejną posłaną w moją stronę strzałę.
- Kim jesteś?! Pokaż twarz! - krzyknął do mnie, zarzucając łuk na plecy i szybkim ruchem wyciągając miecz.
Nie odzywając się ani słowem przystąpiłam do walki z młodym elfem. Nasze miecze szybko odnalazły wspólną mową. Blondyn z potężną siłą uderzał co chwilę w moje ostrze. Musiałam przyznać, że elf był naprawdę dobry. Ostre dźwięki stali raz po raz przedzierały otaczającą nas niebezpieczną ciszę. Posłałam kolejny cios, zamachując się stanowczo i wybijając z ręki blondynowi jego srebrny miecz. Przycisnęłam ostrze mojego miecza do szyi nieznajomego.
- Wygrałam! - ściągnęłam czarny kaptur z głowy, odkrywając swoje szlachetne rysy. Moje włosy spokojnie opadły na czarny płaszcz. Na mojej twarzy zagościł zwycięski uśmiech, rozświetlający zieloną barwę oczu.
Twarz blondyna diametralnie się zmieniła. Zamiast nienawiści w jego oczach pojawiło się zainteresowanie, a na jego malinowych ustach zagościł szarmancki uśmiech. Mierzył mnie wzrokiem od stóp do głów, zatrzymując się na moich zielonych oczach. Widząc, że nic nie zdziała, pogłębił swoje ujmujące spojrzenie, myśląc, że jednak zdejmę z jego szyi stalowe ostrze. Był ode mnie troszeczkę wyższy, co dawało mu lekką przewagę, którą zupełnie ignorowałam.
- Co mogłabym zrobić z Tobą, za nim Cię zabiję? Jakieś ostatnie życzenie? - zadałam elfowi retoryczne pytanie, które wzbudziło w nim szok.
- Nie wyglądasz na taką, która zabija każdego, kogo napotka na swojej drodze - uśmiechnął się niewinnie, cofając się aż do szerokiego pnia drzewa, co ułatwiło mi kontrolę nad niebieskookim osobnikiem.
- Napadłeś na mnie i jestem Ci to winna - uniosłam zagadkowo lewą brew do góry. - Poza tym snujesz stereotypy.
- Nie widziałem Twej twarzy, więc musiałem reagować - założył odruchowo ręce na piersi.
- Więc mam do czynienia ze strażnikiem? - uśmiechnęłam się władczo.
Blondyn na chwilę zastygł, gorączkowo się nad czymś zastanawiając. Utkwił wzrok w ziemi. Po krótkiej chwili znów patrzył wprost w moje oczy.
- Owszem - na jego twarz znów wkradł się ten cudowny uśmiech, który mnie po prostu obezwładniał.
- Więc zwracam honor, wykonywałeś tylko swoją pracę, a ja byłam potencjalnym wrogiem - uśmiechnęłam się lekko, odsuwając od szyi nieznajomego czubek mojego srebrnego ostrza. - Mam nadzieję, że następnym razem mnie nie zabijesz, zważając na to, że darowałam Ci życie.
Elf obdarował mnie wdzięcznym uśmiechem, po czym podniósł z ziemi leżący niedaleko miecz, należący do niego. Obróciłam się za nim, patrząc co próbuje wykombinować. Był tak wysportowany i przystojny jak żaden spotkany przez mnie elf w całym Śródziemiu. Zdecydowanie się na niego zapatrzyłam, dlatego szybko odwróciłam wzrok w stronę ciemnego krajobrazu rozciągającego się po mojej prawej stronie, gdy tylko złączył nasze spojrzenia.
- Nie potrzebujesz przypadkiem pomocy? - uśmiechnął się ponownie, tym samym ponownie zwracając na siebie moją uwagę.
- Nie, dlaczego? - zdzwiona zapytałam niebieskookiego.
- Chyba nie jesteś świadoma tego, że się zgubiłaś - zaśmiał się lekko, ukazując szereg śnieżnobiałych zębów.
- Wypadałoby, żebyś mi pomógł - skwitowałam, odwracając zła głowę w stronę swojego rumaka, podchodząc do niego wolnym krokiem oraz gładząc po siwym łbie.
- Oczywiście, że Ci pomogę w zamian za zdradzenie swojego imienia - spojrzałam w jego niebieskie oczy, które wyrażały szczerość.
- Lethorin - wymamrotałam pod nosem. - A ty, leśny elfie jak mniemam? - uśmiechnęłam się zaczepnie.
- Piękne imię, tak jak jego właścicielka - słowa elfa spowodowały, ku zaskoczeniu, lekkie rumieńce na moich bladych policzkach. - Legolas.
- A więc Legolasie - zwinnie wskoczyłam na grzbiet mojego rumaka - Prowadź!
- Oczywiście - uśmiechnął się szeroko i powtórzył czynność.
YOU ARE READING
Please just say
FanfictionHistoria o pewnej zakazanej miłości, która trwała do samego końca w sercach zakochanych. Pomimo głębokiego uczucia, musieli pożegnać szczęście.