Rozdział 1

21 2 0
                                    

"... to i tak jestem szczęśliwa"

No... może nie tak bardzo. Powiedziałam to nie wliczając wszystkiego innego.

Wstawanie o 7, śniadanie i lekcje o 8.15. Echhhh...

Może w perspektywie innych nie wygląda to tak strasznie, ale niestety jestem typem, który lubi sobie PORZĄDNIE pospać. Na dodatek ten okropny dźwięk budzika, a później wrzask matki, że mam wstawać. Jeszcze mniej motywujące było to, że przez cały tydzień mam chodzić do szkoły na tą samą godzinę. Ta rutyna to była zawsze dla mnie katorga.

Cóż mogę powiedzieć. Zjadłam małe śniadanie, wzięłam plecak i pojechałam z ojcem do tej przeklętej szkoły. Wychodząc z auta pożegnałam się z nim i weszłam do bram "piekła". 

Gdy byłam już w szkole zaczęłam podążać schodami na pierwsze piętro gdzie znajdywała się moja klasa i szafki. Stanęłam przy szafce 75. Westchnęłam ciężko. Kiedy ją otworzyłam i zaczęłam zdejmować z siebie niepotrzebną kurtkę, buty itd. w duchu zaczęłam się pocieszać. Mówiłam sobie, że to tylko 7 lekcji, że o 15 już będę wolna. Że spotkam... no tak. Właśnie w tej chwili zatrzymałam się na tej myśli, gdy moje oczy zostały zasłonięte przez te dobrze znane mi ręce.

[Ja] - Debilu, popalcujesz mi okulary - mówiąc to zdjęłam z twarzy jej ręce i odwróciłam się do niej.

[Kinga] - Nie ma za co - odpowiedziała. Pokazała mi język, a potem się zaśmiała. 

[Ja] - Ile jeszcze mamy czasu?

[Kinga] - Przed chwilą patrzyłam na godzinę. Ok. 5 minut.

[Ja] - Myślałam, że więcej - oznajmiłam zmarnowana.

[Kinga] - Lizaczku, chyba dzisiaj nie czujesz się najlepiej - oznajmiła mówiąc mi po przezwisku.

[Ja] - Niezbyt pasto. Trochę boli mnie głowa - powiedziałam do niej przezwiskiem.

[Kinga] - Ja niestety jestem przeziębiona. Mam tak dużo kataru, że zatkało mi nawet uszy - oznajmiła trzęsąc z obrzydzenia. Kinga niestety jest osobą, która ma wiele wad fizycznych np. słaba krzepliwość krwi, która jest nieuleczalna czy też małe zatoki. Przez to katar idzie jej do uszu co podobno jest bardzo nieprzyjemne. Oprócz tego miała też wiele innych problemów. Szczerze to jej trochę współczułam.

[Ja] - Dziwię się, że jeszcze zapalenia nie masz. 

[Kinga] - Też się dziwię. Ale szczerze to nie wiem czy nie zostanę pod koniec tygodnia w domu. 

[Ja] - Jak cię to będzie dręczyć to faktycznie to byłby dobry pomysł. 

[Kinga] - Tia. Nie tylko to. Chciałam z tobą porozmawiać o czymś ważnym.

[Ja] - O czym?

[Kinga] - O Marcinie. Tylko tyle ci mogę powiedzieć, bo nie mamy już praktycznie czasu. Oznajmiła wyciągając telefon z godziną 8.14 na ekranie blokady. 

[Ja] - Dobrze. Ale masz mi wszystko opowiedzieć.

[Kinga] - Dobra, dobra - powiedziała puszczając mi oko. Odwróciła się i poszła w kierunku swojej klasy, która była na końcu korytarza. W tym czasie zadzwonił dzwonek. Stanęliśmy przy klasie. Zobaczyłam, że Anastazja staje obok mnie i wita mnie swoim uśmiechem. Również się uśmiechnęłam. Po tym jak weszliśmy do klasy usiedliśmy w ławkach i pani od matmy zaczęła lekcje, które w pewnym sensie miałam w dupie. Przez cały czas myślałam o tym co powiedziała mi Kinga.


Gdy lekcja się skończyła jak najszybciej wyszłam z klasy i poszłam w kierunku klasy Kingi. Stanęłam przy otwartych drzwiach jej sali i czekałam aż wyjdzie. W końcu stanęła obok mnie. Poczekałyśmy aż nauczycielka historii zamknie klasę i pójdzie do pokoju nauczycielskiego byśmy na spokojnie mogły porozmawiać. Gdy zniknęła nam z oczu spojrzałam na Kingę. Ona przesunęła się trochę w bok zaglądając na swoją klasę jak zwykle siedzącą na ławce i gadającą o mało ważnych rzeczach. Później spojrzała na mnie i westchnęła. 

[Kinga] - Wiesz, ja... nadal mam wyrzuty sumienia. Zdaje mi się, że niby pod koniec roku Marcin powiedział mi, że mi wybacza, ale tak szczerze to nie wiem. Wiesz, że jest skryty i nawet jak cierpi to za chuj nie powiesz co mu jest - mówiła.

[Ja] - No tak - przyznałam jej rację. Marcin to trochę niski chłopak. Ma ciemne, prawie że czarne włosy i zielone oczy. Ma mały trądzik na twarzy i nosi okulary. Raczej jest typem dobrego ucznia. Świetnie się uczy, jest bardzo miły wręcz maniery dżentelmena. Nie zachowywał się jak inni chłopacy. Był samotnikiem i nie miał zbytnio przyjaciół. Tylko Eryka, ale to raczej był bliższy kolega niż przyjaciel. Kinga kiedyś się w nim podkochiwała i jak wyszło on również. Jednak ich uczucia zgasły. Ponownie wróciły do Kingi w 6 klasie, ale kiedy napisała do niego list wyznając to on... tak jakby ją odrzucił. W zasadzie trudno mi to wyjaśnić, bo sama nawet nie wiedziała czemu, ale lubiła mu dokuczać. Przejeżdżała mu po włosach, czasem dogadywała i waliła pięścią w ramię. Jednak z czasem dla Marcina stało się to denerwujące i zdarzało się, że ten spokojny chłopak bardzo się denerwował. Któregoś razu gdy podobno szli z sali gimnastycznej przypadkiem Marcin potknął się o nogę Kingi i prawie wywrócił. Na początku się zaśmiała, bo nawet nie zrobiła tego celowo, ale później trochę się zmartwiła. Oczywiście dopiero wtedy dziewczyny w szatni zwróciły jej uwagę, że trochę przesadza, ale jakoś wcześniej miały to w poważaniu. Marcin myśląc, że Kinga zrobiła to specjalnie w ogóle już z nią nie gadał. Pod koniec roku szkolnego, po zakończeniu zatrzymała Marcina i go przeprosiła. Wyjaśniła z nim tą całą sytuację z tym denerwowaniem go i przypadkowym potknięciem i obiecała, że się zmieni. Chłopak podobno jej wybaczył. 

[Kinga] - Po prostu mi się zdaje, że on  w ogóle mi nie wybaczył i to jest trochę bolesne. A szczerze to zaczęłam się bardzo starać. Czasem rozmawiamy ze sobą o różnych rzeczach, nawet pożyczam mu kilka rzeczy, gdy tego potrzebuje. 

[^^^] - Ej! Sprężynka! - usłyszałyśmy głos chłopaków za sobą. Kinga spojrzała na nich z nieprzyjemnym wzrokiem.

[^^^] - Paczaj! Mam obrożę tak jak ty! - pokazał na swoją szuję owiniętą w smycz. To był jej kuzyn, Janek. Strasznie irytujący i głupi. 

[Kinga] - Ha ha HA! - zaśmiała się sarkastycznie. Chłopacy śmiali się z jej chokera, którego nosi na co dzień. Uważali, że nosi obroże dla psa. Szczerze to ją jakoś nie obchodziło, ale dzisiaj dziwnie wybiło ją to z równowagi. 

[Ja] - ...

[Janek] - A tak w ogóle to o kim tam gadacie? Bo coś tam było chyba o Marcinie, tak? - powiedział starając się jej dogryźć co mu się udało. Nawet sam Marcin, który cały czas chodzi tam i z powrotem po korytarzu zatrzymał się i patrzył to na nas, to na nich. Kinga zmarszczyła brwi.

[Kinga] - Pfff, bałwany - spojrzała na nich swoim wzrokiem bazyliszka, a oni jakby zamilkli.

[Ja] - Kinga, nie przejmuj się ni...

[Kinga] - Umówimy się któregoś razu to pogadamy - oznajmiła napiętym głosem, po czym przeszła obok mnie i Marcina i "zapadła się pod ziemię".

Po lekcjach niestety już nie widziałam Kingi. W ogóle byłam trochę zdziwiona jej zachowaniem. W ogóle ten dzień był dziwny. Wyszłam przed szkołę. Gdy się zorientowałam, że mojego ojca jeszcze nie ma włożyłam sobie słuchawki do uszu i puściłam nowy kawałek niedawno przeze mnie odkrytego artysty Eda Sheerana - Shape of you.

...................................................................

~Goldis

Marzenia ponad wszystko...Where stories live. Discover now