Dawno, dawno temu... Nie, nie, nie będzie jak w tych wszystkich opowiadaniach „Dawno, dawno temu" po prostu hej, jestem Marek i mam osiemnaście lat. Jestem niskim brunetem o niebieskich oczach z pełnymi ustami. To powinno raczej wystarczyć.
Wiecie co? Miłość jest dziwna. Zawsze myślałem, że to jakieś chwilowe uczucie, które po chwili przestanie istnieć, ale to się zmieniło. W wieku szesnastu lat się zakochałem i wiecie co? Myślałem wtedy, że po kilku dniach mi przejdzie, lecz myliłem się. Od trzech lat jestem zakochany. Od półtora roku jestem z nim. Jestem z moim Łukaszem. Łukasz jest wysokim dwudziestoletnim brunetem o błękitnych jak niebo oczkach, z pełnymi ustami oraz z tatuażem na prawej ręce. Pamiętam jak pierwszy raz go zobaczyłem. Było to w szkole na długiej przerwie. Szukał wtedy klasy i poprosił żebym pomógł ją mu znaleść. Odrazu mu pomogłem. To nie tak, że odrazu była wielka miłość z mojej strony tylko po pewnym czasie zacząłem coś więcej czuć do niego niż przyjaźń. Myśl...
- Marek! - usłyszałem głos Łukasza. Tak mieszkamy razem.
- Tak? - odpowiedziałem
- Chodź na chwilkę! - dobra czas wstać z łóżka i zobaczyć co trzeba zrobić.
- Już idę! - odkrzyknąłem po czym skierowałem się w stronę kuchni.
- Co chcesz Łuki? - uwielbiam go tak nazywać.
- Właśnie pomyślałem, że może pójdziemy gdzieś na randkę? Wiesz dawno na żadnej nie byliśmy. - zapytał.
- Dobra - odpowiedziałem - gdzie i kiedy?
- Myśle, że jutro o osiemnastej byśmy mogli pójść do restauracji - odpowiedział.
- Dobra, to wszystko? Wiesz muszę zrobić jeszcze lekcje.
- Tak, tak - odpowiedział po czym uśmiechnął się do mnie swoim uroczym uśmiechem.A więc na czym skończyłem? A, dobra już wiem. Myśle czasem co byłoby gdybym nie poznał Łukasza. Pewnie dalej bym mieszkał z rodzicami i bym był sam bez nikogo bliskiego oprócz rodziców. Dobra czas już spać.
Wpadające przez nie zasłoniete okno słońce budzi mnie w wakacyjny poniedziałkowy dzień. Odwracam się na bok patrząc na zegarek, który pokazuje dziewiątą trzynaście. Staje z łóżka kierując się do szafy, a następnie w stronę łazienki, gdzie wykonuje codzienną rutynę. Po skończonej porannej rutynie czas na śniadanie. Kiedy jestem już w kuchni postanawiam zrobić tosty z serem i szynką dla mnie, bo Łukasz jak zwykle jest o tej porze w pracy. Po skończonym śniadaniu kieruje się do salonu i siadając na kanapę włączając telewizor. Przełączam ciagle kanały i stwierdzam, że nie ma nic ciekawego warte mojej uwagi. Zadzwonię do Kasi czy nie chciałaby wpaść. Kasia jest drobną dziewczyną mierzącą metr siedemdziesiąt o zielonych wyrazistych oczach. Jest naprawdę miłą i pomocną osobą, często potrafi rozbawić i pocieszyć innych w trudnej sytuacji.
- Halo, Kasia? - mówię.
- Tak? - odpowiada.
- chciałabyś wpadać? Wiesz zamówimy pizze, obejrzymy razem coś czy coś innego?
- Jasne, to wychodzę - odpowiedziała - ja mam kupić po drodze pizze czy zamówisz?
- Ja już zamawiam - odpowiadam - tą co zawsze? - upewniam się.
- Oczywiście - powiedziała i rozłączyła się.
Po dwóch godzinach Kasia wróciła do domu, a ja zacząłem się szykować na randkę. Klakson. Dobra Marek spokój. Już byłeś nie raz na randce. Nie wiem czemu, ale zawsze kiedy idziemy na randkę bardzo się stresuje.
- Marek! Jesteś już gotowy? - usłyszałem z dołu Łukasza.
- Tak! Już idę!- odkrzyknąłem.
- Wiesz Marek - zaczął Łukasz - plany się trochę zmieniły, jednak nie idziemy do restauracji.
- W takim razie gdzie będziemy? - zapytałem.
- Niespodzianka - odpowiedział z tajemniczym uśmiechem. Pięknym uśmiechem.
Kierujemy właśnie się w stronę samochodu. Łukasz zdaje się trochę zestresowany. Mam nadzieje, że tylko mi się to zdaje. Po kilku minutach jazdy zaczyna Łukasz.
- Mam nadzieje, że ci się spodoba, wiesz nigdy nie byliśmy w takim miejscu na randce.
- Napewno będzie wyjątkowe te miejsce - odpowiedziałem i złapałem go za rękę posyłając mu uśmiech.
Przez resztę drogi już się nie odbywaliśmy się. Samochód zatrzymał się na jakim poboczu koło ciemnego lasu.
- To tutaj - mówi
- W lesie? - pytam
- Tak - potwierdza - chodźmy.
Wychodzimy z samochodu i odrazu Łukasz łapie mnie za rękę i idziemy w jakimś nie znanym mi kierunku. Po kilku minutach marszu zatrzymujemy się przed jakimś wielkim płotem zarośniętym krzakami.
- O co chodzi? Gdzie mu jesteśmy?
- Zaraz zobaczysz - odpowiedział i zaczął odgarniać rękami krzaki z płotu.
- Chodź - pokazał gestem dłoni na płot - dasz radę przejść na drugą stronę? - zapytał.
- Dam - odpowiedziałem po czym przeszedłem przez płot, a zaraz po tym Łukasz był już koło mnie.
Dopiero teraz zauważyłem drużkę prowadzącą jakiegoś małego jeziorka.
- Chodźmy - powiedział i wziął mnie za rękę.
- Ale tu pięknie - powiedziałem podziwiając małą drużkę, a koło niej drzewa, które pięknie podkreślały drogę
- Wiem
Kiedy doszliśmy na miejsce koło jeziorka zauważyłem czerwony kocyk rozłożony i koszyczek, z którego było widać wino. Usiedliśmy na kocyku i wtedy zaczął.
- Wiem, że nie jest to jakieś wybitnie super miejsce, ale pomyślałem...
- Tu jest pięknie! - przerwałem mu - nigdy jeszcze nie byłem w takim miejscu.
- Naprawdę Ci się podoba? - spytał się z lekkim uśmiechem.
- Tak - powiedziałem i pocałowałem go. Tem pocałunek był cudny. Wszystkie motylki w brzuchu zaczęły latać jak szalone, a ja zapomniałem o całym Bożym świecie rozkoszując się chwilą. Piękną chwilą. Koniec.
——————————————————————————
Napisałam to dzisiaj i stwierdziłam, że wstawię lol i pozdro✌🏿