Same kłamstwa

2K 165 30
                                    

Nadal szukam korektorki na gwałt.

Szantaż z wczoraj dziś też jest aktualny.

Miłego czytania.

***

Jeszcze tego samego wieczoru przyjechały nasze rzeczy. Powoli rozpakowywałem wszystko robiąc długą listę zakupów na następny dzień. Nie wiedziałem skąd brała się troska alfy, ale miła omega Alex przyniósł nam nie tylko obiad, ale też składniki na kolację. Okazało się, że pełni on obecnie nieoficjalną rolę  luny i jest małżonką zastępcy Adama. Nie siedział z nami długo, ale szybko zapewnił mnie, że osobiście zajmie się opieką nad moim bratem w szkole, do której miał uczęszczać już od następnego dnia. Poprosiłem go jednak o dzień zwłoki, by mały mógł się zaaklimatyzować w nowym miejscu. Lio od razu złapał z nim doskonały kontakt. Zapewnił mnie także, że w następnym dniu pojawi się ekipa sprzątająca, która miała mi pomóc doprowadzić klinikę do porządku. Niechętnie go pożegnałem, bo był bardzo pozytywną osobą i doskonale rozumiałem, czemu alfa podjął taką, a nie inną decyzję odnośnie tej wspaniałej omegi pełnej werwy.

- Co myślisz o tym miejscu? -spytałem Lio przerywając mu oglądanie swojej ulubionej kreskówki, która malowała Adama na super bohatera o niemal nadludzkich mocach.

-Adam jest boski -westchnął niczym zakochana nastolatka, a ja zaśmiałem się w głos. -No co? Jest przystojniejszy niż w telewizji.

- Na pewno, -skwitowałem rozbawiony -na żywo nie jest rysunkowy.

- Jesteś okropny -oburzył się robiąc naburmuszoną minę.

- Jesteś głodny? -spytałem spoglądając na blat na którym była pozostałość zapiekanki i wszystkie składniki potrzebne na kanapki.

- Nie, luna wcisnął we mnie więcej niż normalnie zjem przez tydzień -uśmiechnął się rozbawiony.

- We mnie też. -Przysiadłem się koło niego jednym okiem obserwując bajkę.

- Myślisz... -zawahał się -będę kiedyś tak dobrą omegą, jak luna? -zaskoczył mnie tym pytaniem.

- A chciałbyś? -spojrzałem na niego mocno wstrząśnięty.

- Chciałbym być dobrą omegą dla swojego alfy, wiem że tego nie pochwalasz, ale raczej nie potrafiłbym być tak zawzięty i pewny siebie, jak ty -wtulił się w mój bok. A ja niemal się nie popłakałem.

- Posłuchaj mnie teraz uważnie. -Złapałem jego twarz w dłonie zmuszając go by popatrzył mi prosto w oczy -nigdy nie słuchaj innych, jak mówią ci, że do czegoś nie jesteś zdolny. W swoim życiu możesz zrobić co chcesz, nie ważne, czy będziesz, omegą, betą, czy alfą. Pamiętaj, że jesteś Lio i nikt, ani twój alfa, ani nikt inny nie może ci zabronić być sobą. Musisz robić to co uważasz za słuszne.

- Ale omegi powinny zajmować się domem i szczeniętami...

- Nigdy nie pozwól sobie tego wmówić, możesz być kim chcesz i choćbym miał stanąć na głowie pomogę ci spełnić twoje marzenia.

- Kocham cię braciszku -wtulił się w moją pierś, a moje serce krwawiło. Tak wiele kłamstw nas dzieliło, a  on nawet nie był tego świadomy. Tak bardzo chciałem mu wyznać całą prawdę, jednak wiedziałem, że jeszcze jest na to za młody. Otarłem twarz z łez.

- Dobra mały, -pociągnąłem nosem -już późno, do kąpieli i spać. -Niechętnie spełnił moją prośbę, ale dzień był pełen wrażeń, więc widać było po nim, że jest zmęczony.

Kiedy Lio już spał, po cichu wyciągnąłem niewielkie pudełko oraz kosmetyczkę z dna ostatniej walizki. Pokierowałem się z tym wprost do łazienki, dla pewności przekręciłem zamek w drzwiach. W środku pudełka znajdował się niewielki, acz mocno skuteczny wibrator. Puściłem wodę, by zagłuszyć hałasy. Neutralizator przestał już działać, więc nie potrzebowałem dodatkowego nawilżenia. Wystarczyło mi że tylko pomyślałem o swoim mate a z mojego tyłka zaczęła niemal lać się wydzielina. Z jego obrazem przed zamkniętymi oczami zacząłem szybko się zaspokajać, dając swojej omedze to co chciała... knota w mojej dupie. Jednocześnie będąc zły na swoją naturę pozwalałem ciału przeżywać najlepszy orgazm w życiu. Gdy skończyłem wrzuciłem sztucznego penisa do zlewu i otworzyłem kosmetyczkę. Zrobiłem sobie zastrzyk i wyciągnąłem specjalne mydło, którym dokładnie wymyłem swoje ciało. Wypłukałem też pozostałości śluzu, by nikt nie mógł wyczuć mojej prawdziwej natury. Postronny wilk mógł wyczuć we mnie tylko nikły zapach błota, którym w większości pachniały bety. Pochowałem wszystko i wróciłem do swojej sypialni. Niechętnie sięgnąłem po niewielki album ze zdjęciami z nostalgią przeglądając kolejne zdjęcia. Nikt nigdy nie mógł go zobaczyć. Było tam sporo zdjęć, które zrobił moja matka, gdy oboje byliśmy w ciąży. Kochałem go, mimo że pił, brał narkotyki i zmieniał mężczyzn jak rękawiczki. W tamtym momencie byłem jednak szczęśliwy. Ten niewielki domek w lesie pozwolił mi ukryć swój stan. A on ze względu na swoje szczenię, nie pił. To był chyba jego najdłuższy okres trzeźwości po moich narodzinach. Opiekowaliśmy się sobą nawzajem wspierając w najgorszych chwilach. Zaczął rodzić dwa dni przede mną. Poród jednak okazał się zbyt ciężki i dziadek, mimo że w swojej karierze miał wiele odebranych maluchów, to tu nie był w stanie pomóc. Zdążył urodzić i wziąć martwe szczenię w ramiona, a po chwili i on przestała oddychać, a łóżko zalała fala krwi. Dziadek nie pozwolił zgłosić jego śmierci, przez dwa dni leżałem koło jego martwego ciała i płakałem, aż sam nie zacząłem rodzić. Prawdę mówiąc miałem nadzieję, że umrę tak jak on. Jednak natura była dla mnie wyrozumiała, poród był szybki i łatwy. Po niecałej godzinie od odejścia wód Lio był na świecie. Kolejne zdjęcie zrobione przez dziadka przedstawiało mnie, jak uśmiecham się przez łzy przytulając maleństwo. Dzięki Lunie i znajomością dziadka w szpitalu nasze małe oszustwo nie wyszło na jaw. Wszystkim wmówiliśmy, że moja matka urodził bliźniaki, jednak drugie szczenię zmarło wraz z nim, a Lio został pod moją opieką, jako bety.

Płakałem przez pół nocy, aż zasnąłem z przemęczenia, więc nie od razu obudził mnie zapach, jaki już od dłuższej chwili unosił się w powietrzu. Dopiero głośny śmiech mojego brata sprawił, że otworzyłem oczy z przerażeniem. Mój braciszek całkowicie zadowolony zajadał się naleśnikami smażonymi przez Adama.

- Nareszcie wstałeś -zachichotał alfa stawiając przede mną talerz.

- Mogę spytać co robisz w moim mieszkaniu? -Nie bardzo podobało mi się, że wchodzi tu jak do siebie, zwłaszcza że miałem pewność, że wieczorem przekręciłem drzwi na klucz.

- Smażę naleśniki -wzruszył ramionami nakładając mi placek wprost z patelni. -A tak na serio -chyba zobaczył moją karcącą minę -ten mały rozbójnik mi otworzył, nie słyszałeś pukani, ani do drzwi od mieszkania, ani do sypialni, a że nie chciałem wychodzić, a mały był głodny...

- Otworzyłeś drzwi -warknąłem na Lio, który od razu się skulił.

- Wszedłem na taboret i spojrzałem przez judasza, gdy zobaczyłem alfe Adama, to go wpuściłem -posłał zakochane spojrzenie wilkowi przed kuchenką.

Pokręciłem głową chowając twarz w dłoniach.

- Następnym razem każ gościowi zaczekać i mnie obudź -pouczyłem go.

- Chciałem tak zrobić, ale zamknąłeś drzwi od sypialni -zrobiło mi się trochę głupio, że skarciłem go za to, że właściwie zrobił wszystko należycie.

- Nie kłóćcie się tylko jedzcie. -Adam wyciągnął z reklamówki kawę i zaraz postawił przede mną kubek z parującym napojem. Przysiadł się jedząc wraz z nami śniadanie. -Na dole już sprzątają. Mamy dzisiaj sporo spraw, zawieziemy Lio do świetlicy, a ty udasz się ze mną do jednostki, jest tam sporo sprzętu, który został do nas przywieziony w ramach likwidacji prywatnego szpitala, który był zadłużony w naszej watasze.

- Ja nawet nie rozejrzałem się jeszcze co mamy na dole, nie zdążyłem przetestować tego co tam już jest. -Siedziałem zszokowany, nie mogłem pojąć tego jak wszystko szybko się toczy.

- W takim razie zostawię ci do siebie numer telefonu i zadzwonisz, jak już skończysz. Chciałbym żebyś uwinął się z tym jak najszybciej, bo i my będziemy wtedy mogli rozpocząć zmasowane działania. -Jedzenie stanęło mi w gardle i zamarłem z kubkiem w ręku.

- Czy możemy porozmawiać na osobności? -spytałem alfę głową wskazując moją sypialnie. Kompletnie zapominając, że mam gabinet.

- O co chodzi? -spytał siadając na moim łóżku. Od razu niemal chwytając w dłoń nie schowany przeze mnie album ze zdjęciami. Ciśnienie podniosło mi się do granic możliwości, jednak nim go otworzył, wyrwałem mu go z ręki.

- Po pierwsze, nie wiem, jakie zasady panują w tej watasze, ale chyba mam prawo do prywatności. -Uniosłem w górę albumik, a on trochę się zawstydził.

- Przepraszam, faktycznie może za bardzo się panoszę. Po prostu jestem przyzwyczajony, że osoby, które są blisko mnie traktuje, jak rodzinę. A jeśli ten naprawdę ważny projekt się uda, będę tu bardzo częstym gościem.

- Po drugie, jeśli zamierzasz w jakiś nielegalny sposób nabyć te omegi. Porwać je z innego stada, lub coś w ten deseń, to ja się na to nie piszę -zaśmiał się w głos.

- W żadnym wypadku -powiedział mocno rozbawiony, by zaraz ciszej dodać. -Namierzyliśmy handlarzy omegami, potężną szajkę. To nie będzie kilka omeg, tylko naprawdę dużo, jeśli oczywiście uda nam się to zrobić po cichu i skutecznie. -Pokiwałem głową, że rozumiem -akcja zaplanowana jest na cały kraj, dlatego tak ważny jest twój ośrodek. Musimy ukrócić proceder, który się tam szerzy. Poza tym -jakby z wahaniem dodał -nie jestem już najmłodszy, chciałbym go w końcu odnaleźć, bo wiem, że żyje, czuję to. -Zrobiło mi się przykro, ale nie mogłem mu wyznać prawdy, nie nadawałem się na omegę, a tym bardziej na lunę.

- Myślę, że w końcu znajdziesz kogoś, kto będzie wart bycia przy twoim boku, nawet jeśli nie będzie to twój mate. -Starałem się by mój uśmiech był pokrzepiający.

- Widzisz, nie potrafię wziąć kogoś innego, co będzie, jak nagle pojawi się mój mate. Moje ojca zmuszono do poślubienia nieprzeznaczonego wilka, mojego matki, a gdy poznał swojego mate, mój biedny rodziciel poszedł w odstawkę. Nawet tamten został Luną, a o nim wszyscy zapomnieli, do czasu, aż mój ojciec umarł i nie przejąłem watahy. -Czułem się jak potwór, jak mogłem oszukiwać tak dobrego i szczerego człowieka.

- A co będzie jeśli się nie pojawi? -spytałem próbując namówić go do zmiany zdania.

- Wtedy zaadoptuje jakieś szczenię.

- To nie jest wyjście, powinieneś znaleźć sobie omegę, jednak to nie moja sprawa. -Dodałem szybko, bo zaczął mi się dziwnie przyglądać -wracamy kończyć śniadanie i idę szybko przejrzeć zawartość kliniki.


PRZEMIANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz