𝙵𝚒𝚗𝚐𝚎𝚛𝚙𝚛𝚒𝚗𝚝𝚜

223 45 17
                                    

   Wiecie, że zawsze przykładam się do swojej pracy. Wiecie... prawda? Ale czy naprawdę tak jest? Może robię za mało? Za słabo... go kocham? 

   Wiem, nie zasługuję na niego. Powinien być z kimś lepszym, ale co ja poradzę. Jestem zakochany po uszy. Dla Sana uchyliłbym nieba, wyrżnął cały kraj lub... poszedł na jedno z tych upiornych spotkań klasowych. Wzdrygam się na samom myśl.

   Skoro go tak kocham to dlaczego on nie może mi chociaż zaufać? Wiedzieliście, że Sanni był w szkole prześladowany? Nie? To teraz już wiecie. Ludzie, którzy się nad nim znęcają pewnie w tym momencie umierają z głodu w mojej piwnicy. No, sorry! Nie trzeba było być dupkiem! 

   Dobra o tym mogliście wiedzieć, ale! Wiedzieliście, że San... był szantażowany? 

   Tak, tak. Nie przeczytaliście tego niepoprawnie. Moje słoneczko jest szantażowane przez swojego szefa. 

   Brzmię zabawnie? Nie powinniście się teraz śmiać. 

   San był zmuszany do rzeczy nieludzkich. Chociaż ja się nie powinienem się wypowiadać na temat tego co jest ludzkie, a co nie. Musiał harować ciężej niż inni. Był publicznie poniżany. Traktowali go jak... śmiecia. 

   "Więc teraz pewnie ich zabije. Pff! Nudy." - nie, nie. Nie zabiłem ich. Nie torturowałem ich. Uznałem, że lepiej będzie wywlec ich brudy. Stałem się kimś jak Healer z dramy "Healer". 

   Tak, obejrzałem ją. To jedna z ulubionych produkcji mojego słoneczka. 

   Nigdy nie byłem dobry w hakowaniu. I nie, nie stałem się nagle z dnia na dzień hakerem, który byłby w stanie rozbroić pentagon. Zatrudniłem kogoś kto zrobił to za mnie. 

   W końcu jestem bogaty! Kto mi zabroni?

   Jakby to ująć... to co znalazłem było bardzo ciekawe. Łapówki, morderstwa, gwałty - cały pakiet! Byli lepsi niż ja. Szkoda, że głupsi. 

   Wszytko przetrzymywali na jednym serwerze, debile. Ściągnąłem to i czekałem na reakcję. Zareagowali po dwóch miesiącach. Przysłali do mnie, a jakże, Sana. 

   Po tym jak wyszedł ze szpitala zdawał się być znacznie chudszy. Trochę mnie to martwi...

   Sanni zdawał się być zaskoczony spotkaniem ze mną. Powiedziałem mu żeby rzucił pracę, bo inaczej źle skończy - pójdzie na dno razem z tymi skurwysynami, którzy go krzywdzili. 

   Co mnie zaskoczyło, posłuchał mnie. 

   Po tygodniu złożył miesięczne wypowiedzenie, a po miesiącu i dwóch dniach jego była firma przestała istnieć. Moje kochanie wróciło do prowadzenia własnego biura jak za dobrych starych czasów.

   I wszystko znowu było słodko-pierdzące. A przynajmniej przez chwilę.

   Pamiętacie, że zostawiłem odciski palców w domu Sana, gdy upadł? No... właśnie. 

   Zakładam, że wiecie co się stało... tak. Po tylu latach, złapali mnie. Złapali mnie, a jedyną osobą, która mogła mnie uratować był mój San. Moje małe słoneczko.


Ostatnia spowiedź [ateez, woosan]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz