𝚈𝚘𝚞 𝚌𝚛𝚒𝚎𝚍 𝚊𝚗𝚍 𝙸 𝚠𝚊𝚜 𝚑𝚊𝚙𝚙𝚢

248 48 50
                                    

Moje słońce bardzo mnie zaskoczyło, wiecie? Właściwie ciągle mnie zaskakuje. Jednak wtedy poczułem się zaszczycony. W końcu, nie codzień jestem zapraszany na pogrzeb osoby, którą sam zamordowałem.

Dla niego mogłem tam pójść, ten jeden raz.

Ubrałem czarny garnitur, nie żebym miał jakieś inne. Wyczyściłem buty i przygotowałem się na płacz, nudne rozmowy oraz paskudne jedzenie.

Zaraz po wejściu na salę usłyszałem płacz mojego słoneczka. Rozumiecie? On płakał! Po niej! Pomasowałem swój kark i podszedłem do niego.

- Najszczersze... wyrazy współczucia - powiedziałem kłaniając się nisko.

Jego chudziutkie dłonie objęły mój tors. San wypłakiwał się w moją marynarkę. Pamiętam, że tamtego dnia było bardzo gorąco. Zaschło mi w gardle.

Podziękował mi za przybycie. To była moja szansa.

- Jeśli będziesz chciał się kiedyś wyrwać, pogadać czy się wyżalić, zadzwoń. Zawsze. Nie ważne, która godzina. Przyjadę.

Miał czerwone policzki oraz nosek. Oczy mu lśniły jaśniej niż latarnia morska. Serce mi stanęło.

- Napewno skorzystam z twojej propozycji.

Spotkaliśmy się następnego dnia. Był miły, uroczy i atrakcyjny. Idealny. Wypił prawie trzy butelki soju nim stracił przytomność.

Oczywiście, odstawiłem go bezpiecznie do domu. Jego nie mógłbym skrzywdzić. Mogłem natomiast naruszać jego prywatność i robiłem to nieustannie. Mistrz podglądania - możecie mnie tak nazywać zamiast zwykłego "morderca", przynajmniej będzie zabawnie.

Widziałem wszystko. Od obiadków z rodziną do długich kąpieli. Żałujcie, że nie jesteście stalkerami. Takie ciało warto podglądać.

Ah... to były czasy!

Po śmierci tej dziwki zaczęliśmy się częściej spotykać. Niestety on widział we mnie jedynie przyjaciela - oparcie, na którym może położyć wszystkie swoje obawy.

Chciałem czegoś więcej, lecz byłem cierpliwy. Zamierzałem zbudować prawie normalną relacje z człowiekiem, który uzależnił mnie bardziej niż widok krwi oraz wrzaski bólu. Nie chciałem go do niczego zmuszać.

Spotykanie się z nim na piwo miało wiele zalet. Kiedy był pijany mówił o pracy. Prowadził sprawę morderstwa dziwki i na bierząco mówił mi o wszystkich nowościach. Oczywiście następnego dnia niczego nie pamiętał.

Po sześciu miesiącach od śmierci dziwki śledztwo zostało zamknięte za względu na brak jakichkolwiek poszlak. W między czasie porwałem oraz utopiłem jedenastolatka - zwykła weekendowa rozrywka. Porwanie było priorytetem, bo dzieciak był synem jakiegoś chaebola.

Miałem zwykłe szczęście. Może Bóg nade mną czuwa? Kto wie...

W dniu zamknięcia sprawy przyszedł do mojego domu. Był całkowicie pijany. I... to było cudowne! Nie wiem czy pomylił mnie z nią (mam nadzieję, że nie), ale... gdy zaczął mnie całować... Był agresywny, wręcz natarczywy. Przyparł mnie do ściany. Miał czerwoną twarz, a jego stanowcze spojrzenie było tak... podniecające!

- Jesteś... moją dziwką Jung... - wplótł swoje palce w moje włosy odchylając moją głowę. Nie byłem w stanie się ruszyć. Moje usta wykrzywiły się w dzikim uśmiechu pełnym rozkoszy. Jego oczy były delikatnie przymknięte, widziałem jego czarne rzęsy. Oparłem dłonie na ścianie żeby się nie przewrócić.

Położył swoją dłoń na mojej klatce przygryzając wargę. Powoli zjechał w dół zatrzymując się na moim pasku. Uniósł swój wzrok, a nasze oczy się spotkały. Uśmiechnął się.

- Chcesz tego, moja dziwko? - i co ja miałem mu niby odpowiedzieć? Oczywiście, że chciałem! W końcu po coś za nim łaziłem, prawda? W odpowiedzi skinąłem głową - najlepsza decyzja w moim życiu.

Powoli jakby się ze mną droczył, odpiął mój pasek. Z trudem przełknąłem ślinę. Pogłaskał mój policzek, po czym złapał mnie za szyję. Nie mogłem już wytrzymać! Złapałem go w tali. Zamierzałem przejąć kontrolę, ale nie mogłem. Zsunął dłoń niżej dotykając mojego krocza, miał zimne dłonie.

- Myślałeś, że ci się uda? - pocałował mnie jednocześnie rozchylając moje nogi swoim kościstym kolanem. Zaczął poruszać kolanem, nie wiem kiedy wyjął dłoń i zdjął ze mnie koszulę. Musiałem to jakoś przegapić.

Odkleił się ode mnie lustrując moje ciało z niemą satysfakcją. Cóż, mówiłem. Jestem cholernie przystojny.

- Chodź - powiedział idąc w stronę mojej sypialni, ale łatwiej było powiedzieć niż zrobić. Czemu założyłem na siebie obcisłe rurki? Kiedy zauważył, że za nim nie idę odwrócił się. Obejrzał mnie ze wszystkich stron. Westchnął widząc problem. - Co za idiota siedzi we własnym domu w rurkach? - zaśmiał się. Zdjąłem spodnie, po prostu, bo co innego mogłem zrobić?

Weszliśmy do pokoju, a on popchnął mnie na łóżko. Usiadł na mnie okrakiem ściągając z siebie koszulę. I... nie dalej nie będę wam opisywać tego co się działo. Nie chcę robić z tej książki jakiegoś biednego soft-porno. Powiem tylko, że po raz pierwszy w życiu miałem tyle orgazmów jednego wieczora.

Ostatnia spowiedź [ateez, woosan]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz