Prolog

3.4K 206 82
                                    

Mrok od zawsze był moim sprzymierzeńcem. Tak samo jak wiatr. Księżyc i chmury potrafiły ukryć człowieka lepiej niż najlepszy kamuflaż. Od zawsze byłem w tym dobry. W sumie nie pamiętałem czasów, które były zanim zacząłem się szkolić. Ciężko się dziwić, skoro całe moje życie było jednym wielkim szkoleniem. Moja matka była dziwką. Inaczej nie mogłem nazwać kobiety, która dawała dupy każdemu mężczyźnie, który się nawinął. Nie interesowała się mną po tym jak urodziła, a podobno nawet tego nie chciała zrobić. Na początku oni pilnowali, by regularnie mnie karmiła i to oni o mnie dbali. Później nie miałem z nią za dobrego kontaktu, ona myślała tylko o obsłużeniu jak największej ilości mężczyzn.

Tak naprawdę nie wiedziałem, który z nich był moim ojcem. Wiadomo było, że któryś z nich jest, bo moja matka nie opuszczała ośrodka, ale było ich tu ponad pięćdziesięciu. Ona była tu jedyną kobietą i spała z każdym z nich, w którymś momencie zabezpieczenia po prostu musiały zawieść. Kiedy byłem mały nie rozumiałem dlaczego nie mogą mi powiedzieć, do którego z nich mam mówić „tatusiu". Miałem za to pięćdziesięciu czterech wujków. Dopiero w wieku ośmiu lat zorientowałem się jak bardzo podobny byłem do Diabła. Później zastanawiałem się jak mogło nam to umknąć, w końcu nie miałem nic ze swojej matki, byłem skórą zdartą ze swojego ojca. Miałem duszę na ramieniu, kiedy pytałem Diabła, czy mogę mówić do niego tato. Nigdy nie zapomniałem tego, jak ten twardy facet padł na kolana i przytulił mnie z całej siły, zupełnie jakbym był jego całym światem. Powiedział wtedy, że jest najszczęśliwszym skurwielem na świecie, będąc moim ojcem.

Mimo tego, że zagadka ojcostwa rozwiązała się, każdy z nich ciągle traktował mnie jak własnego syna. Dbali o mnie, zapewniali wykształcenie, takie jakie byli w stanie. Jednak to ćwiczenia sprawiły, że poczułem z nimi prawdziwą więź. Ci faceci nie znali innego życia, nie było w nich za grosz delikatności. Katowali swoje ciała od rana do nocy, by uzyskiwać coraz większą sprawność fizyczną. Nie pamiętam kiedy nauczyłem się chodzić. Nie miałem żadnych zdjęć z dzieciństwa. Za to pamiętam, kiedy pierwszy raz przebiegłem cały ośrodek dookoła. Pamiętam pierwsze lekcje boksu. Pamiętam, jak uczyłem się strzelać z setek rodzajów broni. Pamiętam, jak uczyłem się skradać. Pamiętam, jak uczyłem się pozostać niewidzialnym, nawet dla najbystrzejszego obserwatora. Każdy z moich wujków uczył mnie w tej dziedzinie, w której był najlepszy. Ale to ojciec uczył mnie najważniejszego. Uczył mnie jak pozostać wiernym i lojalnym przyjaciołom i rodzinie. Bo tym dla siebie byliśmy - rodziną.

Nigdy nie miałem kolegów w swoim wieku, dlatego kiedy pojawili się ci czterej chłopcy, był to dla mnie swoisty szok. Byli chudzi, wysocy i ponadprzeciętnie inteligentni. Mieli wtedy po piętnaście lat, czyli tyle samo co ja. W przeciwieństwie do nich byłem niemal tak samo napakowany jak mój ojciec i ciągle rosłem, zapowiadając się na niezłego olbrzyma. Początki naszej znajomości były ciężkie. Nie wiedziałem jak się przy nich zachowywać, a oni nie wiedzieli kim tak naprawdę jestem. W końcu, po miesiącu ich pobytu w ośrodku, postanowiłem z nimi porozmawiać. Wiedziałem, że nie powinienem zdradzać swojego prawdziwego imienia i nazwiska, tak samo jak oni wiedzieli, że nie powinni odwdzięczyć mi się tym samym. Ale zaufanie jakim się obdarzyliśmy, sprawiło że narodziła się pomiędzy nami przyjaźń. Nigdy więcej nie wymawialiśmy swoich imion, każdy z nas miał ksywkę. Shade był chłopakiem o czarnych oczach i równie czarnych włosach. Ghost miał zielone oczy i lekko rudawe włosy, które wiecznie opadały mu w niesfornych lokach na czoło. Night miał brązowe włosy i szare oczy, tak jasne, że wyglądały na srebrne. Gloom miał brązowe oczy, tak ciemne, że wyglądały na czarne i włosy w najciemniejszym z odcieni brązu. Byłem też ja - blondyn z niebieskimi oczami. Byliśmy diametralnie różni, ale nie dało się zaprzeczyć, że każdy z nas jest diabelnie przystojny. 

Wołali na mnie Tone. Czasami zapominałem jak naprawdę się nazywam, tak bardzo przyzwyczaiłem się do pseudonimu. Kiedyś zapytałem się wujów dlaczego właśnie Tone, skoro wszyscy tutaj mieli znacznie bardziej mordercze imiona. W odpowiedzi usłyszałem, że wniosłem do ich życia coś za czym tęsknili od zawsze. Żaden z nich nie znalazł się tam przypadkiem, w większości nie mieli żadnych rodzin, albo mieli takie, które nie chciały ich znać. Któregoś razu Demon powiedział mi, że przed moim pojawieniem żyli obok siebie, prawie nie rozmawiając, czego nie potrafiłem sobie wyobrazić. Powiedział, że to ja ich scaliłem, ja zrobiłem z nich rodzinę, wniosłem nowe tony do ich życia. I w ten sposób zostałem Tone'm.

Tone. Ocalenie  WYDANY!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz