Rozdział pierwszy

2.2K 185 124
                                    

Wyglądam przez okno apartamentu hotelowego i patrzę na tłum ludzi, który koczuje pod budynkiem, licząc że zobaczy któregoś z nas. Czasami nienawidzę tej sławy, jest jak wrzód na dupie. Zdecydowanie bardziej wolałem ciche, choć rygorystyczne życie w ośrodku. Tutaj mogę mieć wszystko, mam kasy jak lodu, panienki na każde zawołanie i wiele innych rzeczy, ale nie mam spokoju, który tak bardzo kochałem. Tam kiedy kładłem się spać, mogłem zasypiać spokojnie, wiedziałam że moi wujowie pilnują mojego życia. Tak samo oni mogli być pewni mnie, kiedy to ja stałem na straży. Tutaj każdy szelest wydaje mi się podejrzany, chociaż zatrudniamy ochroniarzy. Wiem, że są dobrzy, ale ja sam pokonałbym ich bez najmniejszego trudu, tak samo ci, którzy polują na takich jak ja. Drzwi od pokoju otwierają się, a ja podrywam się z miejsca, natychmiastowo będąc gotowym do obrony. W dłoniach trzymam moją ukochaną berettę, celując w osobę wchodzącą do środka. Opuszczam broń, kiedy rozpoznaję mężczyznę stojącego w drzwiach.

- Kurwa, Tone to podchodzi już pod jakąś paranoję. Odpuściliśmy ośrodek cztery lata temu.

- Shade, chyba nie muszę ci przypominać w jaki sposób go opuściliśmy, co? Po za tym ja się tam urodziłem. Nie znam innego życia i nie potrafię inaczej reagować.

- Wiem, bracie - wzdycha ciężko i siada na kanapie. - Chłopacy zaraz tu będą. Chyba powinniśmy zacząć brać wspólny apartament.

- Dlaczego? - mrużę oczy, bo do tej pory jakoś nikt się do tego nie kwapił.

- Gloom reaguje tak samo jak ty. A Night i Ghost zazwyczaj czają się za drzwiami i przykładają mi nóż do szyi. Mam tego dość, że nie mogę spać spokojnie. Musimy ustalić jakieś zmiany, kto będzie stał na straży, i tak dalej.

Rozlega się pukanie do drzwi i do pokoju wchodzą moi bracia. Nie łączą nas więzy krwi, ale to nie ma najmniejszego znaczenia. Jesteśmy rodziną, kochamy się i każdy jest gotów oddać życie za drugiego. Night lekko utyka, oberwał podczas ostatniej misji, ale to sprawia, że wyglada po prostu mniej groźnie. Nic bardziej mylnego, każdy z nas jest przyzwyczajony do takiego bólu, że nawet połamane ręce czy nogi nie byłby w stanie wykluczyć nas z walki. Jeśli nie masz możliwości walki wręcz bierzesz gnaty i strzelasz, jak kończy ci się amunicja rzucasz nożami, czy co ci się nawinie pod rękę.  Gloom rzuca okiem na gnata, którego zatknąłem za pasek od spodni i wzdycha cicho. On sam nigdy nie pochwala takiego noszenia pistoletów i zawsze ma na biodrach pas do broni. Chłopaków już przekonał do tego, ale ze mną ma problem. Cóż, nigdy nie lubiłem pasa, a zawsze miałem broń przy sobie, nawet kiedy wychodziłem na scenę. Z resztą moi bracia także przemycali broń ze sobą, bez niej każdy z nas czuł się nagi i bezbronny. Shade przedstawia chłopakom pomysł wspólnego apartamentu w hotelach, na co przystają z entuzjazmem. Wybiegają z mojego pokoju, by wrócić po 10 minutach z walizkami, które odstawiają gdzie popadnie. Spoglądam na nich szeroko otwartymi oczami, bo nie sądziłem, że pójdzie tak gładko.

- Tone, my wiemy, że prawie nie sypiasz, bo sami przez to przechodzimy. Jesteśmy braćmi, każdy nas jest mistrzem w jakiejś dziedzinie, a najlepiej działamy jako zespół. Jednak jeśli będziemy zmęczeni zaczniemy popełniać błędy. Te na scenie niewiele nas będą kosztować, ale na akcjach...

Gloom nie kończy, krzywi się i spogląda na Night'a. Do tej pory wyrzucał sobie, że nie dostrzegł zagrożenia na czas i nasz brat przez to ucierpiał.

- Odpuść, Gloom - warczy Night. - Nic mi nie jest, czuję się całkiem dobrze, a to nie była twoja wina.

- Gdybym dostrzegł ich wcześniej...

- Bracie, jakbyś nie pamiętał wszyscy uwijaliśmy się jak w ukropie, tam była krwawa jatka. Nie było takiej opcji, żebyś ich zauważył.

Gloom wzdycha i kiwa głową, ale odnoszę wrażenie, że ciągle nie zgadza się z Night'em. Shade chrząka cicho, czym zwraca na siebie naszą uwagę.

Tone. Ocalenie  WYDANY!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz