Rozdział trzeci ~

12 1 1
                                    

W wiadomości było... że on podwyższa jednak tą cholerną stawkę. I jeżeli do końca dnia nie zrobię zadania, zginię pierwszy. Zapewne zastanawiacie się, jaki pierwszy? Ten psychopata... przetrzymuje również mojego ojca. Który miał nakaz wyjazdu, za granicę a dokładnie do Włoch, po śmierci matki to było jedyne sensowne wyjście z kryzysu. Co dwa miesiące wysyłał nam około trzech tysięcy złoty na życie. Miał przyjechać dokładnie za osiemnaście dni... Na zdjęciu był mój ojciec cały zakrawiony... Ja będę mogła wybrać kto pójdzie pierwszy do nieba... chyba jakiś żart!? Po paru minutach wszystko ucichło, wycelowałam spluwą i powoli otwierałam drzwi wejściowe. Słyszałam szczek Chopina. O mój boże, uff... na całe szczęście... Miał jedynie spore zadrapanie na grzbiecie. Wpuściłam go do domu i poszłam szybko spać, aby o tym zapomnieć. Rankiem wstałam, z opuchniętymi powiekami i z świadomością co się wczoraj przydarzyło... Macocha nagle krzyknęła z kuchni: ,,Złotko, śniadanko gotowe''. Spokojnym krokiem poszłam do kuchni i usiadłam. Zaczęłam brać pierwszy gryz kanapki. Mama spytała dlaczego pies znajduję się w mieszkaniu, i co mu się stało... Ja postanowiłam nadal ją okłamywać. Powiedziałam że zachaczył się o płot. Gregoria tylko popatrzała na Chopa smutnym wzrokiem, i wsmarowała w jego ranę krem antybakteryjny. Ja przyglądałam się temu, jedząc kanapkę. Trzydzieści minut pózniej, był na mnie czas. Musiałam wychodzić aby się nie spóznić na autobus, nie wzięłam ze sobą telefonu aby nie sprawiał u mnie dużego stresu. Po lekcji Plastyki, z uśmiechnięta miną usiadłam na ławce. Szukałam drugiego śniadania a dokładniej batonika. Wtedy zauważyłam telefon. Jakim cudem się tu znalazł!? Zostawiłam go na szafce nocnej! Wzięłam go z przerażniem w oczach i odczytałam esemsa od Matki - ,,Telefon wsadziłam Ci do plecaka, muszę mieć z tobą kontakt. Miłego dnia w szkole. Buziaki, mama''
Ledwo powstrzymałam się od napisania do niej że w cholerę mnie wystraszyła. Ale domyślałaby się że coś się dzieje. Odłożyłam smartfona, i wzięłam w końcu batonika. Zadzwonił dzwonek na kolejną lekcję - Historię. Kolejna kartkówka. Pani wyświetliła nam pytania na tablicy elektronicznej. Podczas pisania, na tablicy wyskoczyło zdjęcie mojego ojca i Lucy. Wszyscy zaczęli krzyczeć... Pani natychmiast próbowała wyłączyć tablicę, ale nici z tego. Prąd nagle zgasł a ja wybiegłam z tym cholernym telefonem do toalety. Trzasłam nim o podłogę, zalewając się przy tym łzami. Wszyscy wyszli z klasy, stojąc na korytarzu. Słyszałam tylko spanikowaną wychowawczyni i woznego który miał to wszystko naprawić. Miałam tego serdecznie dosyć... Nie zrobiłam tego wczorajszego zadania, może to... właśnie jest zemsta?... Nie zabił ich jeszcze, a mówił że to zrobi. Zapłakana opierałam się o ścianę i patrzyłam na rostrzaskany telefon. Po chwili moja smutna mina zamieniła się się w potężny strach. Mój telefon zaczął lewitować i pozbierał się na części... Przed moimi oczami,wyświetliła się video rozmowa z tym psychopatą. Na pierwszym planie widziałam Lucy i Ojca... a zza krzeseł wyłonił się ten arghh!
Był w jakimś dziwnym worku, zakrawawionym krwią. Miał w ręce tasak. Uśmiechał się do mnie... Uciekłam z łazienki. Schowałam się w najbliższym kantorku, słysząc przerażające kroki. Wybiegłam z niego tak szybko że... zleciałam ze schodów. Obudziłam się w szpitalu. Otwierając powoli oczy, widziałam Macochę i Panią wychowawczynię. Patrzyły się na mnie z wielkim zdziwieniem że w ogóle się obudziłam. Szybko wstałam i zaczęłam się rozglądać. Zapytałam gdzie mój telefon. Gregoria rzekła że, nie powinnam przejmować się telefonem a własnym zdrowiem...
J: Gdzie ten cholerny telefon!? To niebezpieczeństwo!
G: Słońce, ale o czym ty mówisz?
Powiedziałam o krok za dużo... Zamilkłam... wtedy moje oczy zaczęły powoli się zamykać... popadłam w śpiączke.

Deadly tasks 🔪Where stories live. Discover now