Biegła. Nie wiedziała, gdzie jest, jaki był dzień, nawet pora dnia. Wszystko rozmazywało się jej przed oczami, nie była w stanie rozróżniać kształtów lub kolorów. To, co się działo, było jej największym koszmarem, odkąd tylko zdała sobie sprawę ze swojego położenia.
Przed Laro nic nie znaczyła. Teraz, po największej katastrofie, jaka kiedykolwiek dotknęła ludzkość, była ważna. Każdy Człowiek był ważny. Ale Fioletowych to nie obchodziło.
Dwa lata wcześniej w różne części świata spadły bomby. Nie wiadomo skąd ani dlaczego. Po prostu się pojawiły, niewykrywalne przez radary i niezwykle niebezpieczne. Jak się później okazało, zrzucili je właśnie Fioletowi – istoty podobne do Ludzi, ale o szarej skórze, białych włosach i fioletowych oczach. Chcieli unicestwić Ludzkość. Częściowo im się to udało.
Przeżyła tylko garstka Ludzi i jedynie dlatego, że Obcy nie wykryli specyficznego zapisu w ich genach. Kiedy znaleźli pierwszą Osobę, byli zdziwieni. Od razu zabrali ją do swojego laboratorium. Przez długi czas niczego nie mogli znaleźć, ale w końcu trafili – to, co znaleźli, nazwali Błędem, tak samo jak resztki społeczeństwa.
Wracając do Laro, pociski nic nie zniszczyły. Spadły na ziemię i wypuściły gaz, przez który byty ziemskie rozpuściły się w powietrzu. Zostawiły po sobie puste miasta i lasy, łąki, rzeki. Panowała idealna cisza, więc Błędom było jeszcze trudniej się ukrywać.
Biegnąca dziewczyna była jedną z Osób, które przeżyły. W trakcie tragedii usnęła i obudziła się, ale już w zupełnie innym świecie. Nigdy wcześniej nie była pozostawiona sama sobie, więc nie wiedziała, jak ma się zachować. Największy problem sprawiło jej jedzenie – musiała wybijać szyby w sklepach. Lecz kiedy i w nich skończyło się pożywienie, poszła do lasu, co okazało się jeszcze trudniejsze. Miała nadzieję, że gdzieś pewnego dnia się na kogoś natknie. Tak też się stało.
Niecałe cztery miesiące po katastrofie, gdy do jej miasta przybyli Fioletowi, ukrywała się w lesie, zasadzonym sto lat wcześniej, z powodu nagłego pogorszenia się stanu atmosfery. Wtedy usłyszała szelest. Nie mogli to być Obcy, oni nigdy się nie skradali, zwierząt nie było, więc pozostawała tylko jedna opcja, myśl, która chodziła jej po głowie od dawna – to inny Człowiek. W jej sercu rozbudziła się nadzieja, ale ręka powędrowała do kieszeni po nóż, tak nakazywał zdrowy rozsądek.
W tamtej chwili go zauważyła. Średniego wzrostu, ciemnowłosy, o takiej sobie sylwetce, na oko dwudziestoletni, czyli mniej więcej w jej wieku – zwyczajny, przeciętny chłopak. Czuła się, jakby patrzyła na niego całe życie. Potem spojrzała na jego twarz i cofnęła swoje słowa. Determinacja i siła bijące z tych oczu to coś, czego nie mogła do niczego porównać. Ale krył się w tym też strach, jakiego nigdy nie widziała. Westchnęła.
To był błąd. W ułamku sekundy w jego ręce pojawił się scyzoryk, a on sam znalazł się obok dziewczyny. Wywrócił ją na ziemię i przygwoździł do niej. Czyli jednak był silny, a nie słaby, jak myślała.
- Nie jestem... Tym potworem... - miała pewne problemy z mówieniem, bo zaczął ją trochę dusić.
Zatrzymał się.
- To kim? Przecież wszyscy zniknęli! - Był przerażony.
- Nazywam się Ivy. Jestem z tego miasteczka i też nie wiem, co się stało - próbowała mówić spokojnie, by go bardziej nie denerwować.
Chłopak odetchnął z ulgą.
- Czyli mnie nie zabijesz? - zapytał i uśmiechnął się.
- Nie mam i nie miałam tego w planach.
Brunet wstał i pomógł jej zrobić to samo.
- Przepraszam, myślałem, że jesteś jedną z nich. Jestem Evan. Naprawdę się cieszę, że widzę jakiegoś innego Człowieka. - Ten uśmiech był tak przyjazny, że Ivy przypomniała się młodsza siostra, mała, kochana osóbka. Tylko za nią tęskniła. Teraz miała nadzieję, że chłopak zostanie jej przyjacielem. Gdzieś w głębi czuła, że będzie dobrym zamiennikiem rodziny.
YOU ARE READING
Uciekaj!
Science Fiction"Biegła. Nie wiedziała, gdzie jest, jaki był dzień, nawet pora dnia. Wszystko rozmazywało się jej przed oczami, nie była w stanie rozróżniać kształtów lub kolorów. To, co się działo, było jej największym koszmarem, odkąd tylko zdała sobie sprawę ze...