II. Niebo zabarwione miłością

321 25 55
                                    

Był gwiazdą; najjaśniejszą ze wszystkich zawieszonych na nieboskłonie. Inne chowały się w jego blasku, świadome swej maleńkości, niepozorności wobec nieustannie triumfującego mistrza. Chełpiąc się glorią swych zwycięstw, starał się świecić jeszcze bardziej, jeszcze intensywniej, tak, by ci, którzy podziwiali go z dołu, nigdy nie stracili jego jestestwa z oczu. Samotny na szczycie oddawał całego siebie publiczności, byleby tylko nie zawieść jej oczekiwań, byleby nie stracić miejsca, które było dla niego jedynym domem. Bywał przewodnikiem, autorytetem, celem oraz pragnieniem. Dla każdego starał się świecić równie mocno, nie dostrzegając jednak, jak bardzo zmieniało się przy tym jego wnętrze – pozbawione głębszych emocji i uczuć, pokryte pajęczyną wątpliwości coraz ciężej opierało się zżerającej je powoli samotności.

Aż pewnego dnia gwiazda zgasła – wypalona od środka, odniosła pierwszą w ciągu swego istnienia porażkę. Opuściwszy tak długo zajmowany przez siebie piedestał, była niczym liście, które zgodnie z wolą matki natury opuszczały korony drzew, by zakończyć swój żywot na brudnej ziemi, brutalnie deptane i obdzierane z niegdyś sytych barw. Pochłonięta przez szarugę nowej rzeczywistości błądziła, chcąc odnaleźć światło, które tak niespodziewanie z niej wydarto. Pośród do niedawna zafascynowanej jej istnieniem publiki szukała nadziei, choćby nikłego jej śladu, po którym mogłaby znów ruszyć na przód. I gdy poczęła myśleć, że ta opuściła go bezpowrotnie...

...niespodziewanie ona odnalazła ją sama. Być może tamtej nocy byli umówieni od lat, lecz żadne z nich nie było tego świadome. I choć minąć miało jeszcze dużo czasu, nim odzyskają to, co utracone, przyglądające się temu zdarzeniu niebiosa już wtedy oplotły ich istnienia czerwoną nicią przeznaczenia, pokładając w jej sile swe zaufanie i dobrą wiarę.

*

Srebrnowłosy mężczyzna wpatrywał się z nostalgią i zamyśleniem w granatowy firmament, siedząc w bezruchu na drewnianej, pokrytej szronem ławeczce. Fala wspomnień wdarła się do jego umysłu; jedno z nich, całkiem świeże, było ściśle powiązane z tym miejscem. W przeszłości bowiem często przychodził tutaj wieczorami w ramach spaceru ze swoim pupilem, by w chłodzie i ciszy zimowych nocy zaznać ukojenia dla przytłaczających go myśli. Zastanawiał się wówczas, czy to, co robi ma jeszcze jakikolwiek sens, czy może już dawno go utraciło. Doskonale pamiętał, jak narastające poczucie wypalenia i zagubienia trawiło jego duszę i serce, jak desperacko pragnął w tamtych chwilach zrozumienia i chociażby krótkiej chwili bliskości...

– Victor?

Wyrwany z nagła z zamyślenia otrząsnął się natychmiastowo, swą uwagę kierując od razu w stronę źródła głosu. Wspomnienia wnet poczęły się ulatniać, a odżegnawszy je od siebie, spostrzegł, że teraz nie jest już sam. Miejsce do niedawna wiernie towarzyszącej mu samotności zajął bowiem człowiek, który już samym uśmiechem i spojrzeniem bursztynowych oczu był w stanie odgonić mary, które wcześniej regularnie odbierały mu spokój i radość z życia. Jego złoto, osobisty stróż, światło i inspiracja.

Nadzieja, której powierzył swoją przyszłość.

– Piękną mamy dziś noc, prawda? – kontynuował brunet, także przenosząc swój wzrok na nieboskłon, chwilę wcześniej podziwiany przez narzeczonego.

– Masz rację, niebo jest dziś wyjątkowo piękne, ale zdecydowanie bardziej cieszy mnie to, co jest tutaj ze mną na ziemi – odparł Victor, posyłając swej miłości delikatny uśmiech.

Już nie czuł się gwiazdą; odnalazł się ponownie między istotami tak samo niedoskonałymi jak on sam. Kochał i był kochany – odniósł więc zwycięstwo, wobec którego nikła gloria pozostałych. A jego historia jeszcze się nie skończyła – tym razem pisana była nie przez jedną, a dwie osoby, barwiona wieczną niczym istnienie wszechświata miłością.

Now you're above feeling it still
Tell me it's love, tell me it's real
Touch me with a kiss
Feel me on your lips...

******

Witam wszystkich w ten szary niczym czupryna Victora dzień ^^

Z racji panującej na zewnątrz aury i mojego emo nastroju podrzucam wam ten o to tworek. W sumie nie wiem do końca czym jest, ale natchnięta (again) piosenką CASów postanowiłam stworzyć drabbelka nawiązującego nieco do angstowej przeszłości Victora. Oczywiście znalazło się tu również miejsce na miłość i nasze słońce Yuuriego. Bez miłości nie ma zabawy. Ave love ♡

(Kiedyś to się zamieni na pewno w jakiś większy projekt i zapewne dłuższy shot, ale to kiedyś)

Pamiętajcie, że nadal trwa challenge #pozytywnajesieńnawattpadzie (nawet w tej pracy jest ukryte nawiązanie do jesieni!) , także jeśli ktoś poczuje nagły zew weny, to śmiało, chętnie poczytam ^_^ Szaro i buro na tym świecie, trzeba więc sobie jakoś przekazywać te pozytywne vibesy :)

Mam nadzieję, że drabbelek się spodobał. Chętnie przyjmę komentarze odnośnie mojej pisaniny, bo coś ostatnio słabo z ruchem u mnie, a przydałoby mi się od czasu do czasu dostać feedback od drugiej strony ^^"

Trzymajcie się cieplutko i do zobaczenia niebawem!

Colors of love (one-shots; Victuuri)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz