Obudziłam się cała obolała. Bolała mnie głowa, plecy i kark. Rozejrzałam się po miejscu, w którym byłam, bo nie wyglądało ono jak mój pokój. Pomieszczenie, w którym się znajdowałam, było nieduże. Stało tam łóżko, biurko i fioletowy dywanik. Była też szafa i toaletka. Ściany były pokryte tapetą w kolorze beżu. W sumie to cały pokój był w tych odcieniach. Znajdowało też się tam okno. Miałam widok na ogród znajdujący się na dachu jednego z wierzowców, w którym rosły czerwone róże. Przynajmniej wiedziałam, że jestem gdzieś w centrum. Usiadłam z powrotem na łóżku i próbowałam sobie przypomnień wczorajszy wieczór. Niestety. W głowie miałam pustkę.
Nagle do pokoju wszedł mężczyzna. Wydawało mi się, że już go kiedyś widziałam, ale nie pamiętałam gdzie.
- Jak tam się spało? - zapytał siadając na krześle od biurka.
- My się znamy? - odparłam spoglądając na niego.
- Nie pamietasz? Podwiozłem cię do domu. - teraz wszystko sobie przypomniałam. Wczorajszą imprezę, występ i czarnego mercedesa.
- Nie podwiozłeś mnie do domu. Ja tu nie mieszkam. - skrzyżowałam ręcę na piersiach i zmarszczyłam brwi.
- Cóż... - podniósł się z krzesła i podszedł do mnie. - Kiedy wsiadłem do auta, ty już spałaś. Nie wiedziałem gdzie mieszkasz, więc przywiozłem ciebie tutaj.
- W takim razie... Kiedy wracam do domu? - również się podniosłam. - Moja mama zapewne się już o mnie martwi.
- Posłuchaj, Cassie... - zwrócił swoje śliczne zielone oczy w moją stronę. - Na chwilę obecną, nie wrócisz do swoich rodziców.
- Co ty pieprzysz człowieku. Chcę wrócić do domu. - oburzyłam się.
- Ale tego nie zrobisz! - Louis zaczął wrzeszczeć i uderzył mnie w policzek. Trochę zabolało, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- Chcesz powiedzieć, że to porwanie?
- Oh brawo moja droga. Widzę, że inteligencjii ci nie brak. To dobrze. - odwrócil się w lewo i ruszył w stronę wyjścia.
- Mam jeszcze jedno pytanie. - zatrzymałam go i wstałam z łóżka po raz kolejny.
- Czego chcesz ode mnie. - odburknął męrzczyzna.
- Czemu to akurat mnie tu przywiozłeś? - mocno zaakcentowałam słowo ,,mnie".
- Dowiesz się w swoim czasie. - odpowiedział Louis i wyszedł.
***
Późnym wieczorem do klitki, w której byłam, po raz kolejny wszedł mój oprawca. Kazał mi wstać i iśc za nim. Kiedy wyszliśmy z pokoju i przeszliśmy przez niewielki korytarzyk, moim oczom ukazał się naprawdę niezłej wielkości penthouse. Zauważyłam, że ma on schody prowadzące na wyższe piętro lub antresolę. Na środku stał fortepian, a niedaleko niego, kanapa w kolorze szarości. Ściany miały lekki marmurkowy wzór. Pomalowane były zieloną farbą. Generalnie miejsce robiło wrażenie. Przeszliśmy przez cały salon i kuchnię, aż w końcu dotarliśmy do pomieszczenia, gdzie były książki i stół do bilarda.
- Podoba ci się? - zapytał Louis stając na przeciwko mnie. Nic nie odpowiedziałam. Gapiłam się ciągle martwym wzrokiem w jeden punkt stołu. - Hej! Mówię do ciebie! - po raz kolejny się wydarł, a ja się obudziłam. Spojrzałam na niego. Był bardzo zły.
- Przepraszam, że nie raczyłam się odezwać. - powiedziałam z sarkazmem i ruszyłam do przodu. Niestety, Louis zatrzymał mnie ręką, muskając przy tyk moją pierś.
- Przyprowadziłem cię tu, by porozmawiać, a nie grać.
- W takim razie... Co chcesz mi powiedzieć? - zapytałam.
- Zasady przebywania u mnie. - mężczyzna uśmiechnął się kazał usiąśc na jednym z foteli, które stały obok.
- Zasady? - powtórzyłam.
- Tak. Zasady. Dopiero potem możemy mówić, ze trzymam cię tu.
Louis wręczył mi spięty zszywką plik kartek. Nie był gruby. Otworzyłam na pierwszej stronie. W oczy rzuciła mi się jedna z zasad mówiąca:
,,Porwana, będdzie pomagać w domu i pomagać swojemu oprawcy".- O co tu chodzi? - wzkazałam na odpowiedni punkt.
- Gotowanie, sprzątanie, pranie, prasowanie, mycie. - odpowiedział Louis nie patrząc na mnie.
- Serio w tym wielkim penthousie nie masz zmywarki?
- Nie chodzi tu o mycie naczyń. - podniósł zielone oczy i uśmiechnął się figlarnie.
- O nie! To jakiś żart. - wrzasnęłam podnosząc się z krzesła.
- Nie stawiaj mi się, dziwko. - oprawca także się podniósł.
- Nie mów tak na mnie, kutasie. - odpowiedziałam mu w ten sam sposób.
- Widzę, że jeszcze ci mało. - zmierzył mnie wzrokiem i po raz kolejny wymierzył cios w policzek. - Idź do siebie i tam przeczytaj to co ci dałem. Wyjść możesz tylko wtedy, kiedy będziesz wiedziała co masz do robienia w tym miejscu.
- To jest owiele lepsze, niż siedzienie z tobą w jednym pokoju! - wykrzyczałam i wyszłam.
***
Przez cały kolejny dzień siedziałam zamknięta w pomieszczeniu czytając sobie zasady. Co prawda było ich niewiele, ale miały dużo szczegółów. Wieczorem byłam gotowa by wyjść. Wstałam z krzesła i otworzyłam drzwi. Rozejrzałam się na boki. Nikogo nie było. Poszłam do salonu. Tam teś była cisza. Weszłam do kuchni. Wygląda na to, że byłam sama. Nie wiedziałam co miałam ze sobą zrobić, więc postanowiłam zaprzyć sobie herbatę (według zasad mogłam pić jedną dziennie w okresie wiosna - lato i dwie dziennie w okresie jesień - zima).
Usiadłam przy wyspie i zaczęłam myśleć. Nawet nie zauważyłam kiedy Louis przysiadł się obok mnie. Kiedy się ocknęłam, zobaczyłam, że wgapia się w mój dekolt jak w święty obrazek.
- Napatrzyłeś się już? - zeszłam ze stołaka i podeszłam do zlewu by umyć kubek.
- Moim zdaniem, lepiej wygladałabyś bez tej koszulki. - uśmiechnął się i również wstał ze stołka.
- Mówisz? - zapytałam z sarkazmem.
- Tak. A swoją drogą... Zdejmij go. - powiedział i zaplutł ręce na klatce piersiowej.
- Czy ty jesteś normalny?
- Zasada numer trzy. - uśmiechnął się i został w takiej pozycji, dopóki nie zdjęłam bluzki. - Cudownie. Pamiętaj o dwudziestej pierwszej czekasz na mnie w łazience. I najlepiej, żebyś miała na sobie sukienkę. - odwrócił się i wyszedł z kuchni. Totalnie nie wiedziałam co właśnie odjebało się w tej kuchni. Stałam przez pół naszej rozmowy bez koszulki, myjąc kubek. Teraz muszę jeszcze wykombinować sukienkę. Włożyłam spowrotem ubranie i poszłam do pokoju.
No to co. Standardowa formułka. Witajcje. To moje nowe i pierwsze opowiadanie na platformie. Dajcie znać co myślicie i za jakiś czas pojawi się kolejny rozdział. Pozdrawiam was serdecznie. 💗
CZYTASZ
6 lat || Louis Tomlinson
Fanfiction- Jak długo będziemy jeszcze jechać? - zapytałam tonem jakbym była obrażona na cały świat - Wytrzymaj. Zaraz będziemy na miejscu. - powiedział Louis cały czas patrząc na drogę. - Co ja mam w ogóle robić? - Mhm... Może chcesz się zabawić? - tym raze...