Bycie państwem nigdy nie jest idealne, wręcz przeciwnie, plusy bycia personifikacją mógłbym policzyć na palcach jednej ręki, ale minusy nie zmieściłyby się we wszystkich pruskich pamiętniczkach. Przynajmniej dla mnie, bo Matthias najpewniej stwierdziłby na odwrót. Na dodatek ostatnio czuję się przynajmniej inaczej niż inne personifikacje, które zdają się łatwo zapominać wszelkie krzywdy wyrządzane im przez inne kraje. Nie rzucają sobie krzywych spojrzeń, czasem sobie dogryzają, ale to… nawet w przybliżeniu nie przypomina relacji jaka powinna istnieć między istotami które przez stulecia mordowały się i nienawidziły, zabijały i krzywdziły. Jednak mimo tego konferencje międzynarodowe mimo zwykłego bajzlu jaki tam panuje są… odpowiednie. Śmiem sądzić po rozmowach z krajami że mają tragiczną pamięć. Większość wojen pamiętają jak przez mgłę, a skoro nie pamiętają dokładnie swojego bólu nie widzą sensu we wzajemnej nienawiści. Jest kilka wyjątków, ale one raczej nienawidzą się dla własnej obopólnej rozrywki. Ja nie nienawidzę. Nie czuję tego co powinienem i być może to przeraża mnie najbardziej. Być może to pewność, że mimo iż powinienem, że pragnę uciec, ale jednocześnie wiem że zginąłbym bez codziennie odgrywanej sztuki teatralnej nordyków. A być może to tylko ja gram, a oni po prostu zapomnieli i wybaczyli?
Na początku byłem sam. Może nie byłoby to tak przerażające gdyby nie fakt że byłem zaledwie małym dzieckiem które po bardzo niedługim czasie przestało sobie radzić. Ciało trzylatka nie pozwalało mi się utrzymać na powierzchni, a trudne warunki klimatyczne Islandii dopełniały dzieła mojej autodestrukcji. Samotność była jednak pozorna. Gdzieś tam byli ludzie, miałem tego świadomość i wiedziałem że jedyne co mi pozostaje to czekać cierpliwie aż ktoś odnajdzie mój niewielki domek wśród lodu.
***
Kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy wiedziałem że jest taki jak ja. Że nie jest zwykłym człowiekiem, który tak po prostu umrze jeśli nie będzie jadł. Że tak jak ja jest państwem. Był dumny, pewny siebie. Jego twarz zastygła w wyrazie spokojnej, martwej obojętności. Imponował mi. Był pierwszym wzorem do naśladowania jaki dostałem. Nigdy nie przestałem dążyć do ideału jaki zobaczyłem wśród lodu, który był tak niesamowity że aż przerażał. Złapał mnie zbyt szybko. Podniósł mnie, zapłakaną personifikację niewielkiej wyspy i przytulił do piersi. Wtedy usłyszałem po raz pierwszy słowo “braciszku”. To właśnie od tamtego momentu zacząłem swoje życie.
Rosłem powoli. Zbyt powoli. Norwegia z początku nie pozwalał mi spotkać innych personifikacji, nie wiedziałem w ogóle że istnieje świat poza moim braciszkiem. Był zbyt wspaniały i wyidealizowany w dziecięcych oczach aby w mojej głowie pomieściło się, że on może ten świat dzielić z kimś jeszcze. Chciałem urosnąć jak najszybciej, zdobyć wszystko, tylko po to aby Lukas uśmiechnął się do mnie, nie jak do dziecka i młodszego brata, ale jak do kogoś równego sobie. Wydaje mi się że to właśnie Lukas był moją pierwszą miłością dziecięcego idealisty.
Norweski dom był zimny i surowy, dokładnie odzwierciedlał charakter jego właściciela. Z kolei ja byłem tylko dzieckiem które kręciło się nadmiernie pod nogami. Próbowałem być jak on, ale nie umiałem. Kiedy śniłem koszmary o tym że go tracę zawsze szeptał do mnie słowa otuchy. I tak każdej kolejnej nocy. Za dnia opiekował się mną, ubierał, przygotowywał posiłki i mówił jak mam się zachowywać. A nocami przytulał mnie do siebie i uśmiechał się lekko, pocieszająco. Niewiele było rzeczy piękniejszych niż te uśmiechy, które otrzymywałem tylko około północy.
Jednak coś było nie tak. Norwegia uśmiechał się rzadziej i zdawał się być wiecznie zamyślonym. Jakby zastanawiał się nad jakąś sprawą która nie dawała mu spokoju. Dowiedziałem się dopiero później co było tego przyczyną. Do Norwegii zawitała czarna śmierć. A odkryłem to kiedy było już za późno aby mu pomóc.
CZYTASZ
(nie) idealność | aph nordics
FanfictionUtknąłem w pułapce uczucia, ale nie do końca wiedziałem na kogo mam zwrócić wzrok i uwagę. Historyczny angst z perspektywy Islandii.