Rozdział 2

4 0 0
                                    

Mężczyzna patrzył się na mnie, a ja na niego.

- um... Jestem Mica... I zauważyłam, że ktoś leży pod mostem... I przyszłam sprawdzić, czy żyjesz i czy potrzebujesz pomocy - wydukałam z siebie cicho, Chłopak nadal patrzył się na mnie, po czym się delikatnie uśmiechnął.

- Dzęki za troskę, ale dam sobie radę - powiedział, po czym spróbował usiąść.

Kiedy usiadł jego twarz wykrzywiła się w bólu i zasyczał.

- Napewno wszystko dobrze?

- Tak tylko - przerwał, upadł i się skulił - Kurwa!

- Może zadzwonić po pogotowie? - zapytałam chłopaka. Na co ten gwałtownie się odwrócił.

- Nie, nie dzwoń

- Ale jesteś ranny?

- Dam radę dojść do auta i będzie dobrze -powiedział i spróbował wstać.

Kiedy tylko kucnął, znowu jego twarz wykrzywiła się w grymasie i upadł.

- Hey! Nie rób tak, bo jeszcze tylko pogorszysz swój stan i będzie cię bardziej bolało - powiedziałam stanowczo, na co chłopak się odwrócił.

- Co? - powiedział - W takim razie co mam zrobić, żebym mógł wrócić do mojego auta?

- Daleko masz to auto?

- Trochę

- Gdzie dokładnie?

- Przy głównym wejściu do parku - powiedział i spojrzał się na mnie pytającym wzrokiem.

- Mój dom jest bliżej niż, twoje auto. Pójdziemy tam i opatrzę ci rany. Będziesz mógł się tam też przespać

Chłopak się nie odezwał. Mimo bólu, stanął na prostych nogach, i się wyprostował.

O jezu, ale on jest wysoki. Ma minimum 190, gdzie moje równe 150 cm, jest wielkim niczym.

- To jak... daleko mamy? - zapytał chłopak.

- Nie nie mamy - powiedziałam - pomóc ci iść?

- Nie nie trzeba, ty pilnuj siebie i swojego somoyeda.

- Skąd wiesz, że to Somoyed?

- Kiedyś miałem dwa.

- Idziemy tędy, choć - powiedziałem i powoli poszłam w stronę mojego domu.

***

Prawie dochodziliśmy do domu, całą drogę o niczym nie rozmawialiśmy.

- To już tutaj - powiedziałam, po czym otworzyłam furtkę i wpuściłam psa.

Chłopak się zatrzymał. I tak stał.

- Nie zamierzasz wejść do swojego domu? Czy jak? - powiedział chłopak.

- Czekam aż ty wejdziesz

- Dziewczyny zawsze wchodzą pierwsze - powiedział i nadal patrzył się na mnie.

- um... Przepraszam - powiedziałam i szybko przeszłam przez furtkę.

Ale ja jestem głupia...

Przeszłam przez podjazd i doszłam do drzwi wejściowych.

Sięgnęłam do kieszeni dresów i wyjełam klucz.

Otworzyłam drzwi i weszłam pierwsza, chłopak wszedł za mną.

- Idź tam - powiedziałam i pokazałam wejście do kuchni - Węzmę apteczkę z łazienki i zaraz przyjdę.

You are my addictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz