Małe, wielkie powroty

69 6 5
                                    

1

Lotniska zawsze przyprawiają mnie o ból głowy. Za dużo ludzi, każdy się o siebie ociera, nie można zebrać myśli. Głos znudzonej kobiety informuje mnie, w trzech językach, że mój lot został wywołany. Mam jeszcze chwilę, żeby zrobić odwrót, uciec gdzie się da, od problemów, od życia. Jednak się nie cofam, chociaż każda komórka mojego ciała wręcz boli, kiedy przechodzę przez bramki. Kiedy kilka dni temu mój brat zadzwonił do mnie, żeby poinformować mnie o stanie naszej matki, poszłam się upić. Potrzebowałam alkoholu jak nigdy w życiu, potrzebowałam zapomnienia, przysłowiowego zgonu. To nic nie dało, obudziłam się z tymi samymi problemami i z tą samą świadomością beznadziei. Nasze kontakty rodzinne ograniczały się do życzeń na urodziny i na święta. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz jadłam z nimi obiad. Chyba mając osiemnaście lat, kiedy postanowiłam się wyprowadzić. To był nasz ostatni obiad w życiu.

Siedząc w samolocie, ma się raczej mało rzeczy do roboty, więc wspominam. A to raczej nie jest dobra metoda na zabicie nudy. Do głowy przychodzą mi różne rzeczy jak zamówienie sobie jakiegoś drinka. To również nie jest dobry pomysł. Pozostaje mi muzyka albo książka. Tego pierwszego nie tykam i unikam jak ognia, więc sięgam po „Syrenę i Panią Hancock". Mam dość akademickich tytułów, kręci mi się od nich w głowie, ale jednak powieści w klimatach historii to coś, co kocham. Po kilku stronach jednak odłożyłam książkę, nie mogłam się skupić.Rozglądając się dookoła siebie, również nie znalazłam niczego ciekawego. Małżeństwo siedzące obok mnie rozmawiało w języku, którego nawet nie rozumiałam, i nie wiem, czy chce. Albo ja zabiję ich w tym samolocie, albo oni mnie. Niby godzina lotu z Londynu do Dublina to nic, ale jak myślę, co spotka mnie, gdy już wysiądę z tego samolotu to aż mnie mdli. Na horyzoncie pojawia się stewardesa, może zapytam ją o ewentualne wypożyczenie spadochronu. Proszę mnie tu wysadzić, ja dalej nie lecę. Niestety blondynka mija mnie, pędząc do pasażera, który ją wezwał. Skoro plan „a" nie wypalił, czas na plan „b". Problem w tym, że nie mam planu „b". Uciekanie przed myśleniem o domu nie jest takie proste, jak dotąd mi się wydawało. Nie jestem gotowa spojrzeć im znowu w twarz, tak po prostu wejść do domu i powiedzieć „hej, co tam u was, ja bawiłam się świetnie". Posiadanie rodziny, nawet skłóconej od lat, to najgorszy problem życia. Serio, nie ma drugich takich osób, które wtrącałyby się we wszystko, były roszczeniowe i miały pretensje, że wybierasz drogę według własnych przekonań i zamiłowania. Mogłam nie wracać. Więc dlaczego to zrobiłam? Oto jest pytanie.

— Przepraszam, czy mogłaby się Pani zamienić miejscem? — Z zamyślenia wyrwał mnie kobiecy głos z dziwnym akcentem. Średniego wzrostu brunetka stała nade mną, robiąc maślane oczy. —Chciałabym usiąść z rodzicami, a niestety to miejsce było już wykupione.

Bez słowa wstałam i udałam się na miejsce, które należało do niej. Usiadłam obok chłopaka w czarnej bluzie. Miał naciągnięty kaptur i słuchawki na uszach. Nie wyglądał na chętnego do rozmowy. Pilot ogłosił, że dolecimy szybciej, niż było to w planach. Nie wiem komu mam za to dziękować, ale postawię mu drinka bez problemu.

*

Nienawidzę lądowania. Uczucie nieważkości i dziwny ucisk w żołądku nie wywołują u mnie endorfin. Kiedy wysiadam z samolotu, czuje na głowie pierwsze krople zimnego deszczu. No tak, środek jesieni, pogoda iście Irlandzka. Zapięłam kurtkę i ruszyłam w stronę wyjścia. Po przejściu przez całą masę kontroli paszportów i odebraniu bagażu usiadłam przed wyjściem z lotniska. Za chwilę zobaczę mojego brata pierwszy raz od trzech lat. Jak ja mam zareagować? Jak on zareaguje? Automatyczne drzwi otwierały się przed każdym. Były jak brama do raju dla tych, na których, po drugiej stronie czekała miłość. Mówi się, że lotniska to miejsce, w którym tęsknota się zaczyna i kończy. Ja nie widzę dla siebie tutaj miejsca. Nie tylko na lotnisku, ogólnie w tym kraju.

NiczyjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz