Dzień jak co dzień, wstałem, ubrałem się i poszedłem do sklepu gdyż mama mnie o to prosiła zostawiajac karteczkę na lodowce. Mieszkałem w lepkim lasku a najbliższy sklep był w wykrzywionych wieżach. To było jakieś 200m stąd więc od razu poszedłem. Wyspa była dość mała więc każdy tu każdego znał. Gdy wszedłem do spożywczaka przywitała mnie pani Ania. Poprosiłem i produkty i wróciłem do domu. Na naszej wyspie jest dosłownie wszystko: złomowisko, mini miasto, wieś, centrum handlowe, bagna, oraz wsie. Jest też budynek rządowy pod nazwą Vindertek.
Była tak jedna lokalizacja, do której miała dostęp tylko ta organizacja. Moja mama która pracuje w tej organizacji sama nawet nie wie co tam się znajduje. Pod osłoną nocy postanowiłem to sprawdzić. Wziąłem ze sobą latarkę. Gdy już wszedłem na górę na której znajdowała się posesja zobaczyłem wentylacje bez namysłu do niej wskoczyłem. Myślałem że była krótka lecz okazała się długim szybem z którego spadłem na sam dół.
-Ała!!!!- krzyknąłem
Chyba skręciłem kostkę. Lecz gdy spojrzałem do góry zobaczyłem rakietę. Co takiego rakieta może robić na tej wyspie. Komu ona jest potrzebna? Tyle pytań tak mało odpowiedzi.
Usłyszałem głosy i szybko się schowałem. Platformę wyżej zauważyłem moja mamę z Szefem wyspy. Co oni ukrywają? Usłyszałem słowa ze ta organizacja ma za wszelka cenę chronić tej rakiety. Ujrzałem zamknięte drzwi, gdy zniknęli z bulem poszedłem do tych drzwi otworzyłem je i wydostałam się z pomieszczenia. Po 2 godzinnym powrocie do domu zdałem sobie sprawę ze bede musiał poważnie porozmawiać z mamą...