ROZDZIAŁ 2 - Klątwa

205 13 7
                                    


– Nie wiem, kim jesteś i dlaczego mi pomagasz – stwierdził, a ona po raz kolejny poczuła irytację. – Mam jednak nadzieję, że ty masz świadomość, że narażasz życie dla przestępcy.

– Mam i byłabym wdzięczna, gdybyśmy dotarli do auta w milczeniu.

– Dlaczego podjęłaś ryzyko? Większość z tego, co o mnie słyszałaś, to prawda. Nie bez powodu chcieli mnie zabić. Oskarżyli mnie o coś, czego się nie dopuściłem, ale...

– Przestań się nad sobą użalać – przerwała mu gwałtownie. – Chcieli zrobić przedstawienie. Są takimi samymi przestępcami jak ty, różnica jest jedynie taka, że dałeś się wmanewrować w coś, czego nie zrobiłeś, a oni pozostają bezkarni. Owszem, jesteś przestępcą, kradniesz, zabijasz, kłamiesz, i nie wiadomo, co jeszcze, ale...

– Molestuję młode kobiety, które podwożą mnie nocą samochodem – oznajmił, sprawiając, że rzuciła mu pospieszne spojrzenie, a widząc jego głupi uśmiech, sapnęła niecierpliwie.

– Wezmę to pod uwagę, zanim wpuszczę cię do auta – mruknęła. Miała pełną świadomość, że powinna mu wyjaśnić, chociaż częściowo, sytuację. Ale co takiego miała mu powiedzieć? Może po prostu pierwsze lepsze kłamstwo? Z tym radziła sobie doskonale. – Nie ukrywasz tego, kim jesteś, a raczej tego, kim byłeś przed wybuchem. Chcesz udowodnić swoją niewinność, a przecież mógłbyś po prostu zniknąć i nikt by cię nie szukał, ponieważ w USA panuje teraz anarchia.

– Skąd wiesz, że jestem niewinny? – zapytał, zapędzając ją w kozi róg. Mówiła za dużo. Powinna w milczeniu dojść do samochodu, podrzucić go gdzieś, gdzie byłby bezpieczny, i zapomnieć o całym zdarzeniu.

– W tym zamieszaniu nie każdy zastanawia się, jakie korzyści miałby boss mafii Uroboros z ludobójstwa. Ludzie widzą jedynie twoje ofiary. Ja, zanim wyciągnę wnioski, najpierw zadaję pytania – odparła, zerkając na niego uważnie. – Jesteś przestępcą, to oczywiste. Przed wybuchem żyłeś w świecie, w którym robiłeś rzeczy, jakie pewnie w tamtym momencie bym potępiła, ale teraz funkcjonujemy w realiach, w których zabicie kogoś jest czymś naturalnym. Przed chwilą strzelałeś do ludzi i z całą pewnością albo kogoś zabiłeś, albo zraniłeś.

– I najwyraźniej nie zrobiło to na tobie wrażenie – stwierdził z przekąsem.

– Sama dałam ci broń do ręki – usłyszał. Zerknął na nią ciekawie. Była drobna oraz niska. Gdy szła obok niego, w tych za dużych łachmanach i z czapką na głowie, można było pomylić ją z nastolatkiem. To dobrze – pomyślał z ulgą.

– Byłym – odparł, a ujrzawszy jej pytające spojrzenie, wyjaśnił: – Byłym szefem mafii Uroboros. I prawdę mówiąc, byłem jedynie wspólnikiem – dodał, słysząc gniewne prychnięcie, czego nie skomentował, a co, jak przypuszczał, odnosiło się do O'Connora, o którym w tym momencie wolał nawet nie myśleć. – Nadal nie powiedziałaś, dlaczego mi pomogłaś – stwierdził, chcąc nie wejść na niepewny temat.

– Uznaj to za przypadek. Byłam w pobliżu, miałam pod ręką atrapę i chciałam się rozerwać. – Do jej uszu dobiegł jego śmiech, co sprawiło, że sama również się uśmiechnęła, zrozumiawszy, jak jednoznacznie zabrzmiały jej ostatnie słowa.

– Bardzo obrazowo to ujęłaś, co w sumie doskonale pasuje do sytuacji – oznajmił, a ona głośno westchnęła. Nie zamierzała dać mu się sprowokować, chociaż były chwile, gdy niewiele do tego brakowało.

– Nie mam zamiaru dyskutować o sytuacji, w jakiej się znalazłeś na własne żądanie. Ja taka nie jestem i trzymam się z dala od takich spraw, ponieważ mogłabym stać się taka jak ty, a nie chcę marnować na to czasu. W moim życiu są ważniejsze sprawy – powiedziała stanowczo.

Gra Cieni [UROBOROS#1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz