Auto śmignęło z zawrotną prędkością, rozwiewając brązowe włosy dziewczyny, która z zaciętą miną wciąż szukała kluczy w torebce. No gdzie one są? - Po omacku grzebała w jej wnętrzu, sięgając coraz głębiej. W tym momencie wydawało jej się, że prawdą jest to, iż kobiece torebki są bez dna. - Mam! - Zadowolona, zdmuchując jednocześnie kosmyk niesfornych włosów z czoła, wsadziła pozłacany przedmiot do zamka i przekręciła go dwa razy. Drewnianym kołkiem zablokowała drzwi, po czym stanęła w progu, zaciągając się zapachem przeróżnych kwiatów. Kochała to miejsce całym sercem. To była jej oaza spokoju, azyl, w którym mogła się schować przed światem. Nie żeby ten specjalnie nadepnął jej kiedyś na odcisk. Shida była tak zwyczajna, jak tylko można obecnie. Posiadała jakiś Dar, żyła w normalnej rodzinie, chodziła do zwykłej szkoły, a teraz prowadziła niedużą kwiaciarnię o wdzięcznej nazwie: Dom Tysiąca Kwiatów.
Weszła do środka i zapaliła światło; każda z półek była osobno podświetlana tak, aby uwydatniać piękno roślin. Same zaś lampy rzucały promienie stymulujące wzrost kwiatów i drzewek. Odłożyła torebkę na ladę tuż obok kasy i udała się na zaplecze. Tam naciągnęła na siebie ogrodniczki oraz rękawice, a potem wystawiła kilka większych donic przed wejściem, aby zachęcały klientów. Co prawda sklepik zielonookiej nie cieszył się nie wiadomo jak wielką popularnością, ale ona po prostu lubiła chwalić się swoimi podopiecznymi. Większą część w końcu wychodowała samodzielnie. Poza tym, dziewczynie nie zależało na rozgłosie; wystarczało jej, że ludzie przychodzą tu, aby kupić bukiety z okazji jakiś świąt, czy coś do własnych domów tudzież ogródków. A co więcej - to był rodzinny biznes. Dostała kwiaciarnię w spadku po rodzicach i sama również miała zamiar kiedyś przekazać ją swoim dzieciom. Ale to jeszcze nie teraz. Teraz wypadałoby podlać owe roślinki.
Nie zdążyła nawet obrócić tabliczki na stronę z napisem "otwarte", a w progu stanął już pierwszy klient. Był to starszy pan z drewnianą laską w ręce, na której wyrzeźbione były jakieś wzorki. Chodził lekko zgarbiony, przez co był niższy nawet od brunetki, a ta miała ledwie sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu. Jego twarz i dłonie zdobiły głębokie zmarszczki i na jej oko miał ponad osiemdziesiąt lat.
- Ohayo gozaimasu - ukłoniła się lekko, posyłając mu delikatny uśmiech. Owy mężczyzna przychodził tu codziennie rano, aby kupić bukiet dla swojej zmarłej żony. Nigdy nie prosił o taki sam, zawsze chciał, aby był inny, wyjątkowy. Tak, jak jego ukochana.
- Ohayo Shida - odwzajemnił gest, wchodząc głębiej. - Poproszę jeden - miał chrapliwy, ale wciąż przyjemny dla ucha głos. Dwudziestolatka znała go dość dobrze. Kilka razy zaprosiła go do siebie na herbatę, czasami odwiedziła go w jego domu, aby w czymś pomóc. Był dla niej jak dziadek, a ona dla niego jak wnuczka.
- Proszę bardzo - podała mu odpowiednio dobraną wiązankę.
- Dziękuję ci drogie dziecko - ręce mu trochę drżały, gdy wyciągał pieniądze z kieszeni. Zawsze płacił dokładnie tyle samo; cudowna, codzienna rutyna. - Do widzenia - skłonił się na tyle, na ile mógł i opuścił "Dom Tysiąca Kwiatów".
- Do widzenia - pomachała mu, stojąc w progu. Uważała, że to kochane z jego strony, iż wciąż kupuje żonie kwiaty. Ale z drugiej strony, było jej go żal, bo musiał za nią bardzo tęsknić. Ze smutnym uśmiechem wpatrywała się w plecy mężczyzny, który pomalutku się oddalał. Westchnęła ciężko, po czym wróciła do pracy.
Było wtedy późne popołudnie; siedziała na zapleczu, przesadzając drzewka Bonsai. Gdzieś z boku cichutko grało radio, a na posadzce było pełno brunatnej ziemi. Na chwilę się wyłączyła, przez co nie usłyszała dobiegających z zewnątrz krzyków i innych niepokojących odgłosów.
CZYTASZ
Moja Miłość Jest Tak Niebezpiecznie Łatwopalna
FanficWiększość rzeczy w życiu zdarza się przypadkowo, a ścieżki, którymi chodzi miłość są nam nieznane. Dlatego pojawia się w naprawdę dziwnych miejscach i wiąże ze sobą ludzi, którzy na pierwszy rzut oka nie mają ze sobą nic wspólnego. Luźny one-sho...