- Davis, czy ty w ogóle słuchasz?! - Piskliwy krzyk wyrwał mnie z amoku. Podniosłam głowę i spojrzałam na brunetkę w okularach. Na jej twarzy malowała się złość, ale wiedziałam, że jest tylko chwilowa. Natalie nigdy nie potrafiła gniewać się na mnie dłużej niż przez 7 sekund.
- Przepraszam, zamyśliłam się. - Odpowiedziałam cicho. Skierowałam swój wzrok na tekst książki leżącej przede mną. Czytałam, a raczej usiłowałam przeczytać, sto dwudziestą ósmą stronę zbioru poezji o tematyce miłosnej. Siedziałam w czytelni od 35 minut a mój postęp równy był zeru.
- Więc jak z imprezą na zakończenie szkoły? Pierwsza opcja to domek nad jeziorem Juliet, ale na pewno sprowadzi tam dziwnych kolesi. Nie mam do niej zbytnio zaufania. Druga to wyjazd gdzieś za miasto, może jakieś nocowanie w namiocie. Ale kiedy pomyślę o całym robactwie to aż zbiera mi się na wymioty. No i campingi to łatwy cel dla morderców... - urwała złowieszczo. Momentalnie podskoczyłam i spojrzałam jej głęboko w oczy. Jej źrenice były ogromne a wzrok przewiercał na wylot. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Znów zatopiłam się w lekturze. - No i została nam domówka u Tommy'ego. - Kontynuowała z zapałem. - Oczywiście, jeśli do tego czasu nie zdążymy się rozstać. - Na jej twarzy pojawił się cień kiedy Nat wyszczerzyła zęby.
- Do tego czasu zdążycie rozstać się dokładnie trzynaście razy. - Spojrzałam na nią z politowaniem. - Domówka u Tommy'ego brzmi w porządku, przynajmniej wiemy kto będzie i czego możemy się spodziewać. - Tak naprawdę nie chciałam wychodzić dalej niż na 100 metrów od domu, a Tommy mieszkał dokładnie dwie posesje dalej.
- Cudownie! - Znów ten przeraźliwy pisk zawył mi w uszach, tak mocno, aż poczułam ćmienie na skroniach. - Pamiętaj, że mamy już czwartek, co więc oznacza, że impreza jest dokładnie za dwa dni w sobotę. Ładnie się ubierz i nie próbuj się migać. Muszę lecieć odebrać jeszcze siostrę. Widzimy się jutro. Buzi! - Nachyliła się nade mną. Czule przytuliła mnie do siebie dotykając swoim policzkiem mojej twarzy i cmokając przy tym donośnie.
Znów zostałam sama w starej czytelni liceum Columbine. Otoczona tysiącem książek stojących na dębowych regałach, w półmroku próbowałam dokończyć czytanie ostatniego zdania rozmywającego się przed moimi oczami. Poczułam jak powieki z sekundy na sekundę robią się coraz cięższe a mój umysł odpływa do krainy snów.
Czułam dotyk ciepłej dłoni na swoim ramieniu. Poderwałam się w jednej chwili a moje spojrzenie zetknęło się z najpiękniejszymi oczami, jakie kiedykolwiek widziałam. Bez oporu zatopiłam się w ciemnobrązowym odcieniu źrenic nieznajomego.
- Wszystko w porządku? - Niski ton głosu zadźwięczał mi w uszach. W jednej chwili całe moje ciało zdrętwiało. Gęsia skórka pokrywała każdy centymetr mojego ciała. Poczułam ciarki na plecach. Miejsce gdzie wciąż trzymał swoją dłoń paliło moją skórę.
Otrząsnęłam się. Szybko zerwałam się na nogi, co lekko speszyło chłopaka. Popatrzyłam na niego raz jeszcze. Ciemne, prawie czarne włosy lekko opadały na jego twarz i miejscami zlewały się z gęstymi brwiami. Zakrzywiony nos i policzki delikatnie poczerwieniały kontrastując z bladą cerą. Usta lekko uchylone układały się w nonszalancki uśmiech. Wyglądał jak chłopak z osiedla, po drugiej stronie torów, buntownik, wymarzony kochanek każdej nastolatki z liceum. Przeszywał mnie swoim tajemniczym spojrzeniem. Czułam, jakby przewiercał się przez ubrania, skórę i wszystkie wnętrzności aż do samej duszy. Chciałam jak najszybciej wyjść z biblioteki. Kątem oka po prawej stronie zobaczyłam drzwi prowadzące na korytarz. Nad nimi wisiał ogromny antyczny zegar wskazujący dokładnie dwie minuty po szesnastej.
- Jasne, wszystko okej. Dzięki za troskę. - Mówiłam szybko chwytając swój plecak i pakując książki na oślep. Wziął do ręki zbiór poezji i zaczął oglądać z uśmiechem na twarzy.