always move forward!

29 3 14
                                    

Dla uczniów Jefferson's High School zaczęła się kolejna przerwa, wyjatkowa jedynie ze względu na długość i mozliwość zjedzenia czegokolwiek w jakimkolwiek sensownym miejscu. Między tymi siedmioma setkami młodych istnień jedno było charakterystyczne, choć i to ze względu na widoczne jej emocje.

Jesse uchodziła za równie pewną siebie co swoich decyzji. A jednak tym razem była pewna, że popełniła błąd który może kosztować ją jeszcze większą ilość zszarganych nerwów i smutku. Ją i kogoś innego.

Między nią i Vincentem - jej chłopakiem - nie było tego "czegoś", choć wiedziała że to nie z jego winy. Ani tym bardziej z jej własnej.

Kierowana oklepanym sloganem "najważniejsze jest to co mamy w środku" (choć ten nie wyglądał jak ostatni bazyl) wybrała go spośród masy mięśniaków w białych czapkach i chudzinek w skórzanych kurtkach. Vince był po prostu... czymś niespotykanym w szkołach średnich. Gdyby przyjąć system wartości za poziom rozwoju przypominał bardziej przedszkolaka niż młodego mężczyznę.

- Hej! - Vincent wyrósł jak spod ziemi tuż obok niej i objął ją. Jesse nieomal go nie odepchnęła.

- Hej Vincent. - odpowiedziała spokojnie jak tylko mogła. Choć wizja przeprowadzania oklepanej sceny zerwania znanej z tak rozlicznych filmów które mieli okazję oglądać nie wydawała się aż tak straszna, poczuła że zaciska jej się gardło - Musimy porozmawiać.

×××

Vincent wbrew oczekiwaniom dość szybko uporał się ze stratą. Jesse z ulgą zdążyła się zorientować, że pomimo swojego wyglądu i zachowania wcale nie był zacofany. Nie minął nawet miesiąc a rozmawiali ze sobą jak gdyby nigdy nic. No, może poza dialogiem, w którym nie było ani grama wymuszonego cukru.

Wciąż jadali wspólnie lunch, wciąż często przebywali ze sobą. Ale teraz było im po prostu lepiej.

– Jes, znowu gapisz się w tym samym kierunku – Vince nieomal parsknął śmiechem, i swoim zwyczajem podparł głowę na rękach, prawie wkładając przy tym łokieć do swojej kanapki – Która to, co?

– Ta wysoka, biały kołnieżyk, ciemne włosy – rudowłosa nawet nie raczyła oderwać wzroku od swojego obiektu westchnień.

Vincent odwrócił wzrok w stronę dziewczyny i szczęka mu opadła. Jednak nie z powodu jej fizycznego wyglądu (z czystym sercem mógł powiedzieć, że widywał ładniejsze), tylko z faktu na kogo porwała się jego teraz już dobra przyjaciółka.

– Wiem, że jest rok starsza od nas – powiedział z niejakim podziwem w głosie.

– Ma na imię Macey. I jest przewodniczącą. Gdybyś choć trochę uważał – Jesse odwróciła twarz w stronę Vince'a – to wiedziałbyś kim jest.

– Twoim następnym wielkim celem – twarz chłopaka rozpromieniła się – Patrzysz na nią jak wół na malowane wrota.

– Hej, ja przynajmniej nie wytykam ci, że gapisz się ciągle na jednego kolesia! – dziewczyna próbowała udawać oburzoną, dobrze wiedząc że Vincent wcale nie robi jej wyrzutów – Jak mu tam jest? Henry?

– On się nazywa Harry!

Wokół nich zapanowała chwilowa cisza.

Vincent wczuł się w zabawę na tyle, że nie zwrócił uwagi na to jak głośno mówi. Cisza jednak dość szybko zniknęła i powrócił poprzedni gwar przeludnionej stołówki.

Jesse parsknęła śmiechem, co Vince skwitował jedynie schowaniem twarzy w dłoniach.

– Może po prostu będziemy sobie życzyć powodzenia ze swoimi "może przyszłymi partnerami związkowymi" i skończymy ten temat – chłopak wyrzekł to przez dłonie, ale słychać było jego chichot.

– Bardzo chętnie Vincent. Bardzo chętnie.

×××

Seth - znajomy z peryferii kręgów Vince'a i bliski przyjaciel Macey - był świadkiem zakończenia dyskusji Jesse i Vince'a, choć wcale nie było to jakieś osiągnięcie - w końcu chłopaka usłyszeli wszyscy w stołówce.

– Jest ruda – rzekł po chwili zadumy – Rudzi nie mają dusz

– Seth, nie wierzę że jesteś aż tak dziecinny - dziewczyna prychnęła i oparła się na dłoni. Siedzieli niemal idealnie naprzeciw jej obiektu westchnień, tak jak nieomal każdego dnia.

– Jedyne co mówię, to że są ładniejsze w tej szkole.

– Czy ty mi schlebiasz? – rzuciła z uśmiechem w odpowiedzi.

W tym momencie Seth zamarł na moment. Sugestia znowu ukłuła jego samego, i to wcale nie pierwszy raz. Przez ostatni miesiąc zdarzało mu się to dość często, choć nie zawsze umyślnie tak jak teraz.

Gdyby chłopak miał wtedy więcej odwagi, pokusiłby się o ripostę z tytułu "oczywiście". Jednak teraz... postanowił nie psuć jej chwili.

×××

– Masz czas do jutra – Harry skwitował jego refleksje i podał butelkę piwa – Jakby co masz do stracenia? Obrazi się?

– Słuchaj, to już nie chodzi o to czy się obrazi – Seth powiedział markotnie – Teraz wyskakiwać do niej z tekstem "słuchaj, przyjaźń to naprawdę za mało" to naprawdę głupota.

Nastała chwila ciszy.

– Wiem, że może trochę nie na miejscu ale... czemu nie powiedziałeś jej wcześniej?

– Nie wiem.

W tym momencie wiedział, że przegrał. Miłość ponoć jest ślepa, ale on do tej pory nie wierzył oklepanym tekstom które zalewały całe social media niczym ściek. Dopiero teraz miał idealny obraz tego, że każdy taki tekścik ma swoje źródło.

W myślach Seth wypowiedział jedno zdanie. Coś co bolało, ale przyniosło też spokój, którego szukał od tego ponad miesiąca kiedy Macey rozpuszczała się nad Jesse.

Poddaję sie.

×××

Rok szkolny kończył się szczęśliwie. Wszystkim udało się przejść jeden rok dalej. Przy takich okazjach każdy ma skłonności do refleksji nad tym co przeżyli. Każdy przeżywał to inaczej: Vincent cieszył się z bratniej duszy, Jesse z dziewczyny... A Seth?

– Zobaczymy się w piątek u Cilly? Mówiła, że robi porządne zakończenie roku – czarnowłosy chłopak rzucił na odchodnym.

– Postaram się, specjalnie dla ciebie. Pa! – Macey pomachała do niego. I ruszyła na parking.

Po drodze mijała setki dziewczyn - jedne z chłopakami, drugie samotne. Ale jak banalnie nie zabrzmiało to w jej myślach "miała kogoś lepszego". Jesse była wyjątkowa przede wszystkim za wygląd, a choć skrycie twierdziła że bywają dziewczyny ładniejsze od niej - dziwnie ją pociągała.

– Przewodnicząca jak zwykle pół minuty do tyłu – rudowłosa rzuciła na widok Macey. Stała tuż obok jej motocykla, z kaskiem w swoich dłoniach.

– W tym momencie już nie jestem – odrzekła ta, szybko pocałowała ją w usta i wsiadła na swoją maszynę.

– Seth nie przyszedlem się pożegnać?

– Zaraz się z nim zobaczysz. Na jakieś dwie sekundy –  wsadziła kluczyk do stacyjki i po chwili silnik wydał z siebie dźwięk.


– Jeśli tym razem będziesz jechać jak ostatnio... – syknęła cicho Jesse i objęła ją wokół talii.

– Oczywiście – rzuciła w odpowiedzi i założyła kask. Miała zamiar nagiąć każde prawo ruchu drogowego. Specjalnie dla rudowłosej, niskiej dziewczyny.

The BarrierOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz