II

1.4K 98 77
                                    

Alec jeszcze nigdy w życiu nie stresował się tak, jak teraz - a przecież to tylko zwykły sprzedawca, w zwykłym sklepie na zwykłych zakupach! Nie było tu nic, czym można byłoby aż tak się denerwować... Lightwood wiedział jednak, że to nieprawda, bo stojący przed nim mężczyzna zdecydowanie nie był w jego oczach jakimś tam zwykłym sprzedawcą. Był ucieleśnieniem męskiego piękna a Izzy była potworem bez duszy, skoro zostawiła go tu samego, zestresowanego i okropnie skrępowanego, choć doskonale wiedziała, w jak stresującej sytuacji go stawia.

Nigdy więcej zakupów z Isabelle. Nigdy, obiecał sobie w myślach już po raz kolejny tego dnia i miał zamiar trzymać się tego za wszelką cenę. Zawsze to on miał później przejebane przez to, że zgadzał się na durne pomysły siostry.

– Więc garnitur na wesele, tak? – zagadnął sprzedawca, przez cały czas patrząc na twarz Aleca, co w oczach czarnowłosego czyniło całą tą sytuację jeszcze bardziej dziwną i niezręczną. – Sądzę, że przy spodniach i marynarce pójdziemy w czerń, do tego dobierzemy jakąś niebieską koszulę. Jak już mówiłem, spróbuję znaleźć odcień, który będzie ładnie podkreślał twoje oczy.

– Okay – wymruczał Alec. Początkowo chciał zabłysnąć elokwencją ale totalnie nie miał pomysłu, co innego miałby mu odpowiedzieć, żeby przypadkiem się nie skompromitować. W tej chwili nie był w stanie walczyć ze swoim wewnętrznym introwertykiem choćby nawet tego chciał.

– Zawsze jesteś taki wygadany, cukiereczku?

I znowu. Znów to zrobił! O co mu chodzi z tym cholernym cukiereczkiem?!

– Nie nazywaj mnie tak, błagam – jęknął Alec, czując, że policzki mu płoną. Nienawidził tego uczucia, podobnie jak faktu, że w takich sytuacjach jego twarz zaczynała łudząco przypominać dorodnego pomidora.

– W takim razie jak mam cię nazywać?

– Alec.

– Alec... to zdrobnienie?

– Od Alexander. Ale pełna forma brzmi tragicznie – Lightwood lekko skrzywił się na te słowa, nie będąc pewnym, dlaczego właściwie zdradził swoje pełne, znienawidzone imię. Od dawna nikt tak do niego nie mówił... nikt poza ojcem oczywiście. Uparcie zwracał się do niego per Alexandrze za każdym razem, kiedy Alec czymś go zdenerwował.

– Och, wcale nie. Uważam, że brzmi wspaniale i w dodatku idealnie do ciebie pasuje – Azjata zdawał się mówić szczerze, czego Alec naprawdę kompletnie nie rozumiał. Alexander brzmiał cholernie poważnie i oficjalnie. Niby co było w tym takiego wspaniałego? – Magnus Bane – przedstawił się.

Bane. Zmora.

– Właściciel? – choć Lightwood doskonale znał już odpowiedź, pytanie wydostało się z jego ust samoistnie, bez jego kontroli.

– Owszem. Lubię osobiście doglądać interesów i służyć pomocą takim błękitnookim aniołom – oznajmił radośnie, a Alec omal nie zachłysnął się powietrzem. Że niby on aniołem? A ten mężczyzna obok słynnym Bane'm, którym tak podniecała się Izzy?

– Nie wyglądasz na Zmorę – wypalił, nim zdążył przemyśleć co właściwie chce powiedzieć, jednak było już za późno. Jego twarz pokrył rumieniec zażenowania, Magnus natomiast roześmiał się słysząc jego słowa, co jeszcze bardziej wprawiło Aleca w zakłopotanie.

– Uznam to za komplement, Alexandrze.

Alec postanowił już więcej się nie odzywać, w obawie, że znów palnie jakąś głupotę i jeszcze bardziej skompromituje się w oczach Bane'a. Nie wiedział, dlaczego tak bardzo zależy mu na opinii obcego faceta, tym bardziej, że nigdy nie przejmował się ani trochę tym, co ludzie o nim mówią i jak go postrzegają. Tym razem jednak było inaczej, więc Lightwood wolał dla bezpieczeństwa trzymać buzię na kłódkę, ewentualnie zdawkowo komentować garnitury, które zaproponuje mu Magnus, ale absolutnie nic ponad to.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 10, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Anioł ubiera się u Bane'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz