- Jojo...zastanawiałeś się kiedyś, co będzie potem?
Był ciepły, spokojny poranek. Słońce dopiero wzeszło, leniwie oświetlając werandę wynajętego, wiejskiego domku.
Na schodach do domku siedzieli Kakyoin i Jotaro, wpatrujący się w niekończącą się pustynię i delikatnie stykający się kolanami.
To właśnie takie poranki najbardziej lubił Kakyoin. Takie, podczas których nie obawiał się nagłego przyjścia wroga. Kiedy czuł się bezpieczny, nawet jeśli mogło to być złudne wrażenie.
-- Co masz na myśli?
-- Po tym, jak pokonamy Dio. -- objaśnił czerwonowłosy, ostatnie słowo wymawiając prawie szeptem i omal przy tym nie drgając.
Jotaro wyciągnął ręce do góry w leniwym geście.
-- Najpierw muszę pokonać Dio, dopiero później będę się nad tym zastanawiał.
Kakyoin uśmiechnął się nieznacznie. Jotaro jak zwykle miał bardzo praktyczne podejście.
-- Ja chciałbym wrócić do Japonii. -- zaczął Kakyoin. -- I na pewno kontynuować przyjaźń z wszystkimi. Nie chciałbym zapomnieć tej przygody.
-- Wiesz, to wszystko brzmi bardzo optymistycznie. -- mruknął Jotaro. Promyki słońca odbijały się na jego włosach. -- Ale co jeśli wcale nie wrócimy? Co jeśli to Dio wygra?
Wiele razy rozmyślał nad tą opcją. W końcu przyrzekł że rozprawi się z tym potworem. A nigdy nie było tak, żeby swojej obietnicy nie dotrzymał. Tyle że...
To nie była zwykła, ludzka sprawa, taka jak obietnica, że posprząta pokój czy nauczy się na jakiś nieważny test.
Tutaj ryzykował życiem swoim i swoich towarzyszy.Kakyoin zaperzył się.
-- Nie przyjmuję takiej opcji, Jojo! -- odparł buntowniczo. -- Pomścimy twoich przodków i uratujemy twoją matkę. Sprawimy, że Dio już nigdy nikogo nie skrzywdzi.
Po tym nagłym wybuchu Kakyoin umilkł. Spodziewał się jakiejś odpowiedzi od szatyna, ale Jotaro jedynie obrócił głowę w jego stronę z dziwnym wyrazem twarzy.
Noriaki nie potrafił określić, jakie emocje targają chłopakiem. Właściwie to w większości sytuacji nie umiał tego zrobić. Jotaro bardzo dobrze ukrywał emocje.
Ich oczy na chwilę się spotkaly; nagły wstrząs, chwilowe zagapienie, później Jotaro z powrotem skierował wzrok ku piaskom pustyni.
A Kakyoin stwierdził, że oczy bruneta są naprawdę ładne. Stwierdził to z niemałym zaskoczeniem. Pierwszy raz pomyślał w ten sposób o Jotaro. I to w pewien sposób było dziwne, ale też przyjemne.
Szczerze mówiąc, same przebywanie w otoczeniu Kujo dawało Kakyoinowi niezrozumiałą satysfakcję, uczucie komfortu i docenienia. Więc czerwonowłosy był naprawdę rozdrażniony, kiedy z wnętrza domku wydobył się odgłos tłuczenia szkła, później dźwięki ujadania psa, a na końcu dość niecenzuralne słowo.
Jotaro podniósł się z schodów, z westchnieniem wkładając ręce w kieszenie obszernych spodni.
-- Staruszek coś rozwalił w kuchni. Chyba przydałoby się sprawdzić, czy nie stało się nic poważniejszego.
-- Faktycznie, szkoda by było tej porcelanowej zastawy. -- mruknął Kakyoin. Jeszcze przed tym jak Jotaro się odwrócił, dostrzegł na jego twarzy delikatny uśmieszek.
A później sam wstał i w akompaniamencie kolejnych krzyków i szczekania wrócił do niedużego domku.
Dzień jak codzień. Przecież nic się nie wydarzyło.
A jednak... Coś było inaczej.