Rozdział 3

103 17 0
                                    

And I know you left a part of you

In New York under your bed in a box

But you're doing better, doing better [louis tomlinson]

Elisabeth

Rok 2012.

Pociąg mknął przez urokliwe miejscowości, które tak dobrze znałam. Za oknem jesień mieniła się złotem i brązem. Odrywałam wzrok od książki, nie mogąc skupić się na zapamiętywaniu materiału na egzamin. Tęsknie wpatrywałam się w szybę, za którą słońce wyglądało zza chmur. Przybijała mnie ta pora roku i niecierpliwie wyczekiwałam wiosny, gdy wszystko będzie budziło się do życia. Na razie miałam wrażenie, że czas zwalniał, a ja wegetowałam z dnia na dzień. Jedyne co się zmieniało to kolory liści, spadających z rosłych drzew przed moim akademikiem.

Wracały do mnie wspomnienia, gdy tak patrzyłam na mijany krajobraz. Wywoływały przyjemne ciepło w okolicach mojego połamanego serca. Podróż do Doncaster za każdym razem była podróżą do dzieciństwa, do przeszłości. Zapachy wydawały się znajome, a dźwięki przypominały dawne zabawy czy rozmowy z koleżankami na placu zabaw. Spoglądałam na rozległe łąki, po których w lecie biegałam, zdyszana, ale szczęśliwa, odgarniając niesforne blond włosy z twarzy. Mój śmiech rozchodził się echem wokół, czym straszyłam liczne ptaki. Zmęczona padałam na miękką, zieloną trawę bez obaw, że pobrudzę nową sukienkę. Wtedy chłopak o pięknych, niebieskich oczach, pochylał się nade mną. Jego spojrzenie było ciepłe, pełne uczuć. Wsuwał kwiat w moje włosy i kładł się obok, opierając na łokciu. Kochałam tego chłopaka.

Uśmiechnęłam się smutno, stukając palcami w szybę. Lubiłam to wspomnienie. Odtwarzałam je w głowie niczym ulubioną płytę, mając nadzieję, że nigdy jej nie zedrę.

Spuściłam wzrok na telefon, gdy usłyszałam głos Louisa w jednej z piosenek One Direction. Unikałam ich jak ognia, choć zdarzały się dni, kiedy potrzebowałam tej słodkiej tortury. Kładłam się wtedy na łóżku, zamykałam oczy i dawałam piosenką możliwość zadawania bólu.

Zmieniłam utwór na spokojniejszy, ale smutniejszy. Ed Sheeran wyśpiewywał kolejne frazy, a ja dostrzegałam coraz bardziej znajome okolice. Pociąg niedługo miał dojechać na miejsce. Chciałam spędzić weekend z rodzicami, których ostatnio tak rzadko odwiedzałam.

Powiodłam wzrokiem po wagonie, stukając palcami w okładkę podręcznika. Poczułam, jak zamiera mi serce, a ciało oblewa zimny pot. Felicity Tomlinson siedziała po drugiej stronie, przy oknie. Jej uwaga skupiona była na telefonie.

Nie zerknęła w moją stronę.

Nie widziałyśmy się.

Na stacji w Doncaster każda z nas poszła w swoją stronę.

~*~

Postawiłam dzbanek z herbatą na dębowym stoliku i usiadłam na kanapie, okrywając nogi miękkim kocem. Tata zajął miejsce w fotelu, tak jak miał w zwyczaju i posłał mi ciepły uśmiech.

– Kocham cię, córeczko. I nawet nie wiesz, jak cię tu brakuje.

– Też cię kocham, tato – powiedziałam z uśmiechem. – Tęskni za domem, za wami. Bardzo.

Wszystko co mówiłam, było prawdą. W Londynie nie czułam się dobrze i nie miało to nic wspólnego z samodzielnością.

Nie otaczał mnie nikt bliski. Przyjaciółki nie studiowały na moim uniwersytecie, wiec otrzymywałyśmy kontakt tylko przez telefon lub Internet. Nie była to już taka sama relacja jak kiedyś. Za to ludzie z kierunku byli w porządku, ale nie wywiązała się między nami lepsza więź.

Byłam samotna, nawet gdy współlokatorka była w pokoju. Byłam niesłyszalna, nawet, gdy szłam na kawę z koleżanką. Pisałam coraz więcej, a pisanie było moją terapią, dzięki której leczyłam serce i stawałam na nogi.

Ale nie użalałam się nad sobą. Każdego dnia wstawałam z myślą, że będzie lepiej, inaczej. A gdy nie było, dawałam sobie kolejną szansę.

– Powiedz mi, Ellie, jak się czujesz? – spytał miękko tata i dotknął mojej dłoni, pochylając się w moją stronę.

Wiedziałam o co pytał.

– W porządku, ani źle, ani dobrze. Czasem o tym myślę i zastanawiam się, czy gdyby było inaczej, to czy bym sobie poradziła...

– Na pewno. – Podniósł się i usiadł obok mnie.

Przytuliłam się do taty, przymykając oczy. Przy tacie czułam spokój. Rodzice zawsze mnie wspierali i stali za moimi plecami, nawet w tych najtrudniejszych chwilach.

– Teraz też sobie świetnie radzisz, kochanie. Już minęło trochę czasu, a potem będzie tylko lepiej.

– Nie wiem – szepnęłam. – Mam wrażenie, że z tym co się straciłam, poradzę sobie. Ale z tym, że kochałam Louisa prawdziwą miłością, już nie. To nigdy nie było nastoletnie zakochanie, tato. To było coś niesamowitego.

– Wierzę ci, Ellie. Ale wierzę też, że moja córka zakocha się w osobie, która da jej cały świat i będzie przy niej. – Pocałował mnie w czoło.

Kiwnęłam głową i spojrzałam na telewizor, gdy do moich uszu dotarł wers piosenki. Na ekranie pięciu chłopaków biegało po scenie X-Factora, wyśpiewując swój hit.

– Robb, przełącz to – nakazała mama, wychodząc z kuchni.

Tata sięgnął po pilota, ale zatrzymałam go.

– Nie. – Pokręciłam głowa. – Nie. Chcę to obejrzeć. Nie możemy udawać, że Louis nie istniał.

A mimo to, po moich policzkach płynęły łzy. Raz w życiu pojechałam do Manchesteru i już wtedy straciłam wszystko, by on mógł zyskać wszystko.

Rok 2010.

Zmęczenie dawało znać, ledwo stałam na bolących nogach. Czekanie było najgrosze. Najpierw staliśmy razem w ogromnej kolejce, w tłumie ludzi z tym samym celem i marzeniem. Z podekscytowaniem, z mieszanką ogromnych emocji, bo przecież spełnienie tego wszystkiego, było na wyciągnięcie ręki.

Teraz czekałam tylko z Jay, a niecierpliwość brała górę. Dawno nie czułam takiego stresu, jak wtedy.

– Uda mu się. Przecież nie może być inaczej, prawda? – Mama Lou popatrzyła mi w oczy.

Złapałam ją za ręce.

– Oczywiście, że się uda. Przejdzie dalej.

Przytuliła mnie mocno i długo nie puszczała. Przy niej czułam się jak przy mamie. Komfortowo i bezpiecznie.

A później Louis wybiegł z sali z szerokim uśmiechem i ekscytacją w oczach. Przeszedł dalej, po to, by potem podbić świat.

Najpierw wziął w ramiona Jay, a za chwilę mnie. Całował mnie ze śmiechem, z nieopisanym szczęściem.

– Dziękuję – wyszeptał, trzymając moją twarz w dłoniach. – Dziękuję, że mnie do tego przekonałaś i że wylałaś mi dzisiaj szklankę wody na twarz.

– Inaczej wszystko byś przegapił, musiałam – zaśmiałam się, przeczesując palcami jego włosy.

– Kocham cię. – Musnął ustami czubek mojego nosa.

– Też cię kocham...

– Uśmiech! – Jay z radością zrobiła nam zdjęcie.

~*~

Wyjęłam fotografię z niebieskiego pudełka, które zwykle leżało pod moim łóżkiem. Uśmiechnięci. Objęci. Wpatrzeni w siebie. Przed huraganem kolejnych przesłuchań i rozstań.

motyle || romantic LT.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz