Harry Potter był zmęczony. Tak zmęczony, że kiedy szedł korytarzami Ministerstwa Magii, jedyną myślą, którą zdołał uformować do końca było wyobrażenie kubka z parującą kawą. Bezmyślnie odpowiadał na uprzejme powitania swoich podwładnych, ale kiedy po raz kolejny prawie odwarknął "Dzień dobry", ktoś szarpnął go za ramię.- Harry! - krzyknęła z wyrzutem dojrzała czarownica z burzą brązowych loków i, mimo upływu czasu, święcącymi się oczami. - Dobrze się czujesz? Wyglądasz okropnie.
Harry burknął coś niezrozumiałego w odpowiedzi. Chciał, żeby Hermiona - nie, wszyscy - dali mu choć jeden dzień spokoju. Dzień, w którym nie byłby sławnym Harrym Potterem, który przed dziewiętnastoma laty pokonał najgroźniejszego czarnoksiężnika, jakiego znał świat.
- ... Wilson też mi o tym mówił. Wiesz, nie mogą się uporać z tym dziwnym zaklęciem w Newcastle. Ludziom ciągle się tam wydaje, że są kotami, wyobrażasz sobie? Łażą po dachach i... no nieważne.
"Z mlekiem czy cukrem?" - zastanawiał się Harry, pozwalając słowom Hermiony odpływać w dal.
- HARRY! - krzyknęła rozjuszona prawie tak bardzo, jak wtedy, gdy razem z Ronem przeszkadzali jej w nauce.
- Przepraszam, muszę coś załatwić - wymamrotał odchodząc szybko i starając się ignorować oburzone spojrzenie Hermiony, które wwiercała w jego plecy.
Kiedy dotarł do "pomieszczenia dla personelu", które w rzeczywistością było miejscem warzenia eliksirów wzmacniających i pobudzających przez przemęczonych pracowników, wyciągnął skrzętnie ukrywany w półeczce z jego nazwiskiem kubek. Czekając, aż usłyszy znajomy gwizd czajnika, przyjrzał się swojemu odbiciu w szklanej szafce.
Twarz rzeczywiście miał poszarzałą, a oczy podkrążone - pamiątka po wczorajszej wizycie Rona. Siedzieli, pijąc do późna Ognistą i rozmawiając o swoim życiu. Harry czasami czuł, że nawet w stosunku do Ginny nie jest tak szczery. Może wynikało to z tego, że tylko Ron i Hermiona wiedzieli, co naprawdę czuje, bo przecież byli w tym razem z nim. Na dobre i na złe. Te wszystkie nieszczęścia, które zwalały się na niego w młodości, teraz wydawały mu się błogosławieństwem. Przynajmniej miał dowód, że jest za co podziwiać Harry'ego Pottera. Teraz jedynym niebezpieczeństwem w jego życiu było doniesienie kubka z wrzącą kawą bez wylania połowy na dopiero wyprane spodnie. Czy stał się już zupełnie jak wuj Vernon? Wzdrygnął się i po chwili namysłu, wylał kawę do zlewu.
Ściskając teczkę w dłoni, maszerował przed siebie, wyobrażając sobie, że jest cel tego marszu. Ludzie, których twarze wyrażały chęć zapytania go o coś, rezygnowali widząc, z jaką determinacją zbliża się do głównego wyjścia.
I tak Harry Potter, mężczyzna dobiegający czterdziestki, auror, mąż i ojciec trójki dzieci, jedyne, czego pragnął stojąc na zalanym słońcem chodniku przed Ministerstwem Magii, to jakiejś zmiany. Coś, co potwierdzi, że ciągle jest pełen sił i odwagi, jak przystało na prawdziwego Gryfona.
CZYTASZ
Obraz nieznanego malarza
FanfictionHarry Potter to dobiegający czterdziestki mąż, ojciec i auror. Choć na całym świecie zapanował pokój, Harry wciąż walczy o miejsce dla niego we własnej duszy. A w Hogwarcie napotyka ku temu szczególną okazję...