- Całkiem ci już odbiło!
- To tylko krótki wyjazd, tato.
- Który kosztuje fortunę. Skąd wzięłaś na to pieniądze?
- Zaoszczędziłam.
- Córeczko. – zaczęła mama. Będzie trudniej. – pomyślałam. Mama jest polonistką, popłynie potok słów. Mogę się utopić. Potok słów oczywiście popłynął. Czekałam na tamę, którą z reguły było pytanie retoryczne. Tak też się stało i w tym przypadku:
- Jeśli tak bardzo chciałaś gdzieś pojechać, nie mogłaś wybrać czegoś bliżej i taniej? Po co od razu Wyspa Man?
- Wrocław może? Godzina drogi stąd. – nie lubiłam szarżować ironią w stosunku do mamy. Była taka delikatna. Jak róża. Ale róże też mają kolce, które trafiają w czułe punkty.
- Co na to Paweł?Nabrałam powietrza w płuca. I tak się wyda. – pomyślałam. Prędzej czy później będę musiała to z siebie wyrzucić.
-Paweł nie ma nic do gadania.
- To twój narzeczony!- Już niedługo.Tym ich dobiłam. Paweł był oczkiem w głowie taty, pupilkiem mamy i moją świetlaną przyszłością. Utraty czegoś tak cennego nie przeżywa się łatwo. -
Będziesz tego żałować! – usłyszałam zgodny chórek. Ale ja postanowiłam wówczas śpiewać solo. Cała ta rozmowa przemknęła przez neurościeżki w jednej chwili. Szczególnej chwili. W momentach takich jak ten wszystko, co do tej pory się przeżyło, staje do góry nogami. Nade mną błękitniało niebo Wyspy Man, przede mną błękitniało Morze Irlandzkie. A pod moimi stopami spoczywało ciało mężczyzny. Było młode. Było piękne. I było martwe. A ja byłam w szoku. Nigdy wcześniej nie widziałam trupa. Wciąż otwarte oczy sprawiały upiorne wrażenie. Chciałam podejść i je zamknąć. Ale nie mogłam się ruszyć. Lęk paraliżował mnie. Stałam i patrzyłam. Myśli płynęły przez głowę, egzotyczne jak stworzenia rafy koralowej. Podobno nie można myśleć o niczym, ale ja właśnie o tym myślałam. O niczym. O pustce. Nic też nie czułam, prócz lęku: żadnej litości, współczucia. Po prostu wstałam i wpatrywałam się w zwłoki dwudziestokilkuletniego mężczyzny. Jego ubranie nie pasowało do realiów współczesności. Miał na sobie obcisłe, czarne spodnie i białą koszulę z obszernymi rękawami. Był to strój eleganckiego dżentelmena z dziewiętnastego wieku. Uderzyła mnie również niezwykła bladość jego oblicza. Wiedziałam, że twarze nieboszczyków są blade, ale to był jakiś inny rodzaj bladości. Miałam wrażenie, że krew nigdy nie krążyła w tym ciele.
Za mną rozciągał się zamek z czasów Wikingów. Zanim odkryłam zwłoki na klifie, zwiedziłam Peel Castle. Młody dżentelmen postanowił umrzeć w pobliżu grobowca historii. Odzyskałam wreszcie władzę w rękach i sięgnęłam po komórkę. Trzeba było kogoś zawiadomić. Służbę zdrowia? Policję?Dylemat rozwiązał się sam. To nie ja pierwsza zauważyłam zwłoki. Ktoś zrobił to już wcześniej. I zawiadomił pogotowie i policję. Pracownicy służby zdrowia podbiegli do zwłok pierwsi. Lekarz sprawdził puls i tętno. Ogłosił brak jednego i drugiego.
- There is nothing we can do. – spojrzał na mnie. Miał szare oczy i ciemne włosy, siwiejące na skroniach. Zdecydowanie dłużej chodził po ziemi niż ten, którego zgon ogłosił.
To wbrew naturze. – pomyślałam.
- Of course. – powiedziałam na głos. Obojętny ton zaskoczył lekarza. Nie miałam ochoty wyjaśniać, że nie znam zmarłego. Tym bardziej, że nadchodziła policja. W charakterystycznych dla Wyspy Man, białych nakryciach głowy. Policjanci otoczyli zwłoki. Spomiędzy zwartej falangi wysunęła się kobieta. Powoli, bo poruszała się o kulach. Wsparła się na nich mocno, kiedy stanęła nad zwłokami. Wiatr poruszał jej rudymi włosami. Ona sama stała nieporuszona, mimo, że pochylała się nad ciałem narzeczonego. Tyle dowiedziałam się z rozmowy. Dowiedziałam się także, że ta szczupła, rudowłosa kobieta o kulach to Jane Wuthernion – reżyserka. Musiała wiele osiągnąć w tym fachu, bo ludzie odnosili się do niej z szacunkiem. Cóż, z pewnością miała czas na osiągnięcia. Wyglądała na co najmniej czterdzieści lat. Odwróciłam się, żeby odejść.
YOU ARE READING
Klątwa przemiany
FantasyBeata, świeżo upieczona absolwentka wydziału historii sztuki, wraca do rodzinnego Listopadowa na Dolnym Śląsku. Tam czeka na nią stała praca, rodzina i narzeczony. Ale pomimo lęku, z którym jest za pan brat, nie godzi się na taki standardowy układ...