Deszczowy i burzliwy wieczór drażnił Johna. Od zawsze irytowały go wszelkie błyski i grzmoty. Najczęściej takie pory przeczekałby, słuchając muzyki albo w jakikolwiek inny sposób zagłuszając dręczący go hałas. Podniósł się z łóżka i usiadł na jego krańcu. Oparł łokcie na kolanach i westchnąwszy, spojrzał na jego wspólne zdjęcie z Batmanem. Reszta fotografii Johna została w Ace Chemicals. Niestety nie dane mu było zabrać ich wszystkich ze sobą. Minęły już dwa tygodnie od jego ostatniego występku. John dowiedział się, że Harley po tygodniu uciekła z Blackgate, jednak nikt nie wie, gdzie się znajduje. Za to Doe po trafieniu do Arkham nie bardzo chciał się bratać z nowymi (starymi) współwięźniami. W końcu wielu z nich patrzyło na niego jak na kompletnego wariata, ponieważ gdy policjanci prowadzili go do jego celi, cały czas mówił coś o Batmanie i Bruce'ie Wayne'ie. Kto by pomyślał, że po ich jednodniowym spotkaniu zielonowłosy rok później będzie się z nim kontaktował, a nawet pomagać.
Mówiąc o Bruce'ie. Doe całe dnie myślał, co jego przyjaciel właśnie robi. W nocy nie mógł spać z tego powodu. Zastanawiał się, czy jeszcze kiedyś dane mu będzie go zobaczyć. Podczas rozmów z doktor Leland, z początku nie chciał przyznawać się do przyczyny swojej bezsenności. Pomimo że znał panią doktor od długiego czasu, nie czuł się na siłach, aby podzielić się z nią swoimi uczuciami. Nigdy nie był zbytnio wylewny, chyba że w pobliżu Bruce'a. Faktem jest, że pokazuje swoje emocje w dość niekonwencjonalny sposób, jednak to są tylko chwilowe odczucia, a nie to, co tkwi w nim od dawna.
Dopiero po kilku dniach, kiedy kolejny raz praktycznie zasypiał na kolejnej terapii, doktor Leland zaczęła znów drążyć temat.
- John, musisz mi w końcu powiedzieć, dlaczego noc w noc nie śpisz - zażądała poważnie kobieta. Nie miała siły już patrzeć na zwykle wypełnionego energią mężczyznę, który znów ledwo utrzymuje otwarte oczy.
- Wszystko dobrze, pani doktor - odpowiedział, próbując uśmiechnąć się tak, jak zwykle, lecz nawet na to zabrakło mu siły. - Przecież ostatnio spałem.
- Godzinę.
John zawstydził się na słowa swojej lekarki. Czuł się po części winny, że to przez niego kobieta prawdopodobnie ma więcej na głowie. Wiedział, że ona, jako przypuszczalnie jedyna osoba w szpitalu, przejmuje się faktycznie jego zdrowiem.
- Johnny - odezwała się ponownie, tym razem zwracając się do niego zdrobnieniem jego imienia. Tylko doktor Leland go tak nazywała. Sprawiało to, że mężczyzna czuł się wyjątkowy.
- Nie mogę pani powiedzieć - wymamrotał, spuszczając głowę.
- Proszę cię. Chcę ci po prostu pomóc i doskonale o tym wiesz - przekonywała go, martwiąc się coraz bardziej. John był dla niej kimś więcej niż tylko pacjentem. Traktowała go jak swojego młodszego brata, o którego wciąż trzeba się troszczyć, ponieważ nie dorósł jeszcze na tyle, aby sam mógł o siebie zadbać.
- Chodzi o pewną osobę...
Czarnoskóra kobieta, słysząc te słowa, już w głowie miała jedną, jedyną osobę, która w tak drastyczny sposób mogła wpłynąć na mężczyznę. Ktoś, o kim John potrafił mówić godzinami.
- Bruce Wayne. - Na dźwięk tego imienia, Doe podniósł głowę i spojrzał prosto w oczy lekarki. Joan nie potrzebowała więcej od zielonowłosego. Oznajmiła, że to koniec ich dzisiejszego spotkania i odprowadziła do jego pokoju. Nie lubiła nazywać tego pomieszczenia celą. W końcu pacjenci byli w szpitalu, a nie w więzieniu, a to dla kobiety była zasadnicza różnica.
Tak oto John tkwił w swoich "własnych" czterech ścianach. Nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić. Doskonale wiedział, że i tak nie zaśnie. Kolejnym minusem było to, że nie miał przy sobie niczego, co mogłoby mu zapełnić czas, spędzony na bezsensownym siedzeniu na łóżku i wpatrywaniu się w białą ścianę.

CZYTASZ
Best Friends Forever ~ BatJokes [ZAWIESZONE]
Fanfiction!Akcja rozgrywa się po Best Ending Batman: The Enemy Within! Bruce zaczyna odwiedzać Johna w Arkham. Johna ogarnia ogromna radość, kiedy widzi swojego przyjaciela, który jednak się od niego nie odwrócił. Z każdym dniem ich relacja zaczyna się rozwij...